Gimnazjum przyparafialne

Marian Drawiński

|

GN 30/2008

publikacja 31.07.2008 18:16

Jestem wielce zbudowany informacją z artykułu Barbary Gruszki-Zych (GN 26/2008), że parafia Świętej Rodziny w Katowicach użyczyła swe salki szkole katolickiej, na razie podstawowej.

Zaświtała mi nadzieja, że w mojej wielkoosiedlowej parafii też wreszcie salki, pustawe po odejściu katechezy do szkół, zaczną tętnić życiem od rana do wieczora. Jest ich 10, w tym 1 duża sala teatralna. Sporo potu wylałem wraz z innymi przy ich budowie, nie szczędziliśmy też na nie grosza.

Ilekroć więc patrzę na te dziś praktycznie pustostany, boli mnie serce. Zresztą nie tylko mnie. Owszem, z podobną inicjatywą jak ta katowicka wystąpiłem jeszcze w 1990 roku, ale księża, na których liczyłem, rozczarowali mnie. Założyliśmy więc małą prywatną szkółkę w domu rodziców jednej z uczennic.

Funkcjonowała kilka lat. Sądzę, że łatwiejsze w prowadzeniu i pożyteczniejsze dla Kościoła byłyby przyparafialne gimnazja niż szkoły podstawowe. Łatwiejsze organizacyjnie, bo to tylko 3 klasy, a nie 6. Przyparafialne gimnazja winny mieć profil ewangelizatorski. Kościołowi XXI wieku potrzeba dobrze przygotowanych – intelektualnie i duchowo – ewangelizatorów świeckich.

Księża, choćby ze względu na spore obciążenie posługą duszpastersko-liturgiczną, nie są w stanie w nieodzownym zakresie zająć się ewangelizacją i katechizacją dorosłych. I niech pod tym kątem te gimnazja dokonują naboru. A ambitne studium teologiczno-biblistyczno-historyczne dla katolickiej inteligencji niechby było co najmniej w każdym dekanacie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.