Przyszedłem Pana nawracać

Marcin Jakimowicz

Po spotkaniu żywego Boga chcieli wykrzyczeć to światu. „Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki, nawracać chcę” - nucili, ale ten refren dla ludzi spoza Kościoła brzmiał jak złowróżbne: „Katolicyzm albo śmierć!”.

Przyszedłem Pana nawracać

„Wszystko chciałem robić natychmiast i wszyscy mieli to robić razem ze mną – opowiadał mi Bogdan Krzak „Kryzys” - Ewangelizacja uliczna w blokowiskach: zapraszaliśmy ludzi na wieczorne spotkanie modlitewne. «Przyjdźcie!» (w domyśle: «A spróbujcie nie przyjść!»). Najdziwniejsze jest to, że przyszli (śmiech). Trzech młodych, jak tylko weszli do kościoła, usłyszało ode mnie: «Klękajcie, na kolana!». Padli na nie, a ja od razu: «Alleluja!». Trzeba dać czas Panu Bogu, a ja o tym nie wiedziałem. Sam doświadczyłem po nawróceniu tego ogromu miłości Bożej i to mnie dotknęło tak bardzo, że chciałem, by każdy mógł zaznać tego szczęścia”.

Bogdan przeszedł długą drogę od „ewangelizatora” do brata. Dziś jako terapeuta towarzyszy młodym zmagającym się z uzależnieniami.

Pamiętacie, jakie słowa sprawiły, że ślepy Szaweł po spotkaniu pod Damaszkiem (stracił zdolność rozeznania, przez trzy dni nic nie jadł i nie pił) odzyskał wzrok? Oczy otwarły mu słowa nieznanego bliżej Ananiasza, który po walce wewnętrznej zdobył się na zawołanie: „Szawle, bracie!”.

„Przyjacielu, po coś przyszedł?” – pyta św. Benedykt w swej „Regule”. To pytanie musiał zadawać sobie Wielki Nieudacznik, samotny jak palec, zdesperowany Karol de Foucauld, wołający: „Ziarno umiera, nie przynosząc owocu. Ja, który tylko potrafię marzyć, niczego w życiu nie osiągnąłem”.

Ruszył na pustynię, by nawracać muzułmanów, a pozostał na niej, by… żyć jako ich brat. To długa droga. „Boże mój, polecam Ci z całej duszy ich nawrócenie. Ofiaruję Ci za nich moje życie, za nawrócenie Maroka, za ludy Sahary, za wszystkich niewiernych” – pisał − „Oby każdy mógł powiedzieć w godzinie śmierci: «Płakałem z tymi, którzy płaczą»”.