Siła atomówek

Jakub Jałowiczor

|

GN 46/2022

publikacja 17.11.2022 00:00

Decyzja w sprawie elektrowni atomowej zapadła, ale nieprędko powstanie pierwszy reaktor. Potrzebne są jeszcze pieniądze i rozwiązanie kilku problemów.

Pątnów. Dziś w tym miejscu pracuje elektrownia węglowa – być może tutaj Koreańczycy wybudują elektrownię atomową. Pątnów. Dziś w tym miejscu pracuje elektrownia węglowa – być może tutaj Koreańczycy wybudują elektrownię atomową.
Mateusz Grochocki /East News

Amerykańska firma Westinghouse ma zbudować elektrownię atomową między Kopalinem a Lubiatowem w nadmorskiej gminie Choczewo. Koreańska KHNP prawdopodobnie będzie konstruować podobny obiekt niedaleko Konina. Rząd chce, by powstała również trzecia elektrownia. Wykonawcą mogliby znów być Koreańczycy lub Amerykanie, albo francuska EDF, która starała się o kontrakt w naszym kraju. Każda z elektrowni ma mieć po trzy reaktory. Amerykanie zaoferowali urządzenia o mocy 1,1 tys. MW. Koreańskie dają po 1,4 tys. MW, a francuskie – 1,6 tys. MW. Rekordowe chwilowe zużycie w Polsce wyniosło w 2019 r. 24 tys. MW. Zatem elektrownie Westing­house i KHNP mogłyby zapewnić łącznie prawie jedną trzecią maksymalnego zapotrzebowania. Obiekty będą jednak budowane przez przynajmniej 10 lat, a działać mają przez kolejne dekady, zaś zużycie energii elektrycznej w Polsce będzie się w tym czasie zmieniać. W tej chwili największa elektrownia w kraju, Bełchatów, ma moc ponad 5 tys. MW, Kozienice dają 4 tys. MW, a Opole – 3,3 tys. MW. Moc 7 kolejnych elektrowni przekracza 1 tys. MW.

Taniej, ale...

Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny, produkcja energii atomowej jest od 2,5 do 4 razy tańsza niż wytwarzanie prądu z węgla. W rzeczywistości porównanie kosztów, zwłaszcza w dłuższej perspektywie, jest bardzo trudne. W przypadku węgla w ostatnich latach widzieliśmy ogromne wahania. Energetyczna wersja tego surowca kosztowała w 2019 r. i 2020 r. kilkadziesiąt dolarów za tonę, po wybuchu wojny na Ukrainie cena skoczyła do 450 dol., a w listopadzie 2022 r. spadła do poziomu sprzed wojny. Trudno więc przewidzieć, jaka będzie za 20 lub 30 lat. W dodatku część kosztów produkcji energii stanowi opłata za emisję CO2, która może dowolnie rosnąć, ale też mogłaby, przynajmniej w teorii, zostać zniesiona. Nie zmieni się zapewne to, że w przypadku energii węglowej stosunkowo tanie są budowa i eksploatacja bloków (według PIE to niecałe 15 proc. kosztów), a drogie paliwo (i koszty wynikające z ETS). Z kolei paliwo atomowe jest względnie tanie, natomiast postawienie i obsługa elektrowni stanowi ok. 90 proc. kosztów produkcji. Zakład na trasie Kopalin–Lubiatów ma kosztować ok. 20 mld dol., czyli 100 mld zł. To 2–3 razy więcej niż zakładany koszt budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Kto wyłoży pieniądze? Tego jeszcze nie wiadomo. Według nieoficjalnych doniesień polski rząd chciał, by Westinghouse miał 49 proc. udziałów w elektrowni (co oznaczałoby taki sam udział w kosztach budowy i późniejszych zyskach), ale Amerykanie są gotowi na 10-procentowy udział i pomoc w zorganizowaniu kredytu. Inna wersja głosi, że inwestorzy wyłożyliby 20 proc. pieniędzy, a pożyczka pokryłaby pozostałe 80 proc.

Kabel nad głową gorszy od wycieku

W wielu miejscach świata budowę elektrowni utrudniają protesty mieszkańców i ruchów antyatomowych. W gminie Choczewo taki ruch powstał już w 2011 r., kiedy wstępnie wskazano miejsce pod budowę. Z powodu protestów przesunięto je o 2 km. Zdaniem sołtysa Kopalina Jerzego Żuczka, zdania na temat inwestycji są mocno podzielone.

– Trudno powiedzieć, ile osób jest za, a ile przeciw, ale stali mieszkańcy są raczej zadowoleni, że decyzja już zapadła, bo niepewność była od 12 lat – mówi sołtys. Jego zdaniem protestują przede wszystkim ludzie, którzy kupili w okolicy domki letniskowe albo zainwestowali w gospodarstwa agroturystyczne. Podobnego zdania jest mieszkanka współpracująca z Urzędem Gminy Choczewo. Według naszych rozmówców obawiają się oni raczej uciążliwości związanych z wielką budową niż awarii w przyszłości. Konstruowanie elektrowni oznacza, że będą musiały powstać także droga ekspresowa, linia kolejowa i sieć do przesyłu prądu. Turystyczna gmina będzie więc wyglądać inaczej niż teraz. Zmiany trwają już zresztą od kilku lat, bo w okolicy powstaje farma paneli słonecznych, a na morzu farma wiatrowa. Prowadzone są rozmowy na temat przebiegu sieci przesyłowej obu instalacji.

Przekonać Komisję

Ostatnią przeszkodą dla inwestycji może się okazać protest ze strony Komisji Europejskiej. Po ogłoszeniu decyzji o wyborze inwestora były premier Leszek Miller napisał w mediach społecznościowych, że KE może zablokować przedsięwzięcie, ponieważ Polska nie przeprowadziła przetargu. Komisja dotychczas nie zabrała głosu, polski rząd tłumaczy zaś, że energetyka atomowa jest związana z bezpieczeństwem kraju, a podczas przetargu trzeba by było ujawnić wrażliwe dane. Czy KE przyjmie ten argument? Dr Robert Zajdler z Instytutu Sobieskiego zajmujący się kwestiami energetyki przypomina, że z prawnego punktu widzenia Komisja mogłaby uznać sprawę za naruszenie prawa unijnego i skierować ją do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Zauważa jednak, że w czasie wojny i kryzysu energetycznego stanowisko komisarzy może być bardziej elastyczne. – Nie chciałbym jednoznacznie przesądzać, jak się to skończy, ale byłbym optymistą – mówi dr Zajdler. Na forum Unii Europejskiej niechętni atomowi są zwykle Niemcy. Jednak Francja na ogół skutecznie broni energetyki nuklearnej. Czy w takim razie ewentualne problemy z Komisją rozwiązałyby się, gdyby trzecią elektrownię stawiała w Polsce EDF? – Aspekt ustaleń z KE jest kluczowy, ale nie chodzi o to, żeby dać każdemu po równo, tylko żeby patrzeć z punktu widzenia polskiego interesu – podkreśla Robert Zajdler. – Trzeba sprawdzać, czy oferty są porównywalne, czy warunki są takie same, czy terminy innych inwestycji dochowane itp. EDF buduje elektrownię w Wielkiej Brytanii i ma duże opóźnienia, co oznacza większe koszty. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.