Pieśń o bracie, który śpiewał

Marcin Jakimowicz

|

GN 46/2022

publikacja 17.11.2022 00:00

„Trzeba się spotkać z człowiekiem twarzą w twarz!” – mówił ks. Andrzej Szpak, który tę sztukę opanował do perfekcji.

Ks. Andrzej Szpak (z gitarą) w czasie Pielgrzymki Różnych Dróg i Kultur na Jasną Górę w 2013 roku. Ks. Andrzej Szpak (z gitarą) w czasie Pielgrzymki Różnych Dróg i Kultur na Jasną Górę w 2013 roku.
Grzegorz Skowronek /Agencja Wyborcza.pl

Zaczęło się od Rawy Blues. Początkowo chodziło jedynie o muzykę i ekipę. Jednak z roku na rok coraz rzadziej bywała pod sceną, a znacznie częściej znikała pod schodami wejścia na płytę, znad których unosił się słodkawy zapach marihuany. Na osiedlu widać ją było z daleka: dżinsy, kolorowa koszula, wielka pacyfa i tysiące koralików. A potem miała być wielka love story, która nie okazała się historią miłosną. Aśka zakochała się w Olafie i postanowiła wyciągnąć go z bagna narkotyków. Nie wyszło. Sama ugrzęzła po uszy. Pamiętam, jak pokazywała mi miejsce, gdzie pierwszy raz „dała sobie w żyłę”. Kościoły omijała szerokim łukiem. By uspokoić sumienie, bąkała coś o Krisznie, hinduizmie i zen. Pewnego dnia spotkałem ją na Dworcowej. Z błyskiem w oku opowiadała o spowiedzi, która odmieniła jej życie i była początkiem procesu wychodzenia z uzależnień. To, co wyszeptała w konfesjonale, ksiądz Andrzej Szpak zabrał ze sobą do grobu. To Aśka pierwsza mi o nim opowiedziała.

Zjawiskowy barwny ptak

Potem dowiedziałem się, że wyciągał rękę do setek podobnych osób. Dzieci kwiaty nie były moją bajką. Choć wychowałem się na potężnej ścianie dźwięków punk rocka i dewizie „grunt to bunt”, i w tej ekipie co chwila ktoś opowiadał o Szpaku. A potem go spotkałem. Zapamiętałem błysk w oku, pasję, z jaką salezjanin opowiadał o Jezusie. Porównać ją mogłem tylko z tym, co widziałem wówczas u jego imiennika, ewangelizującego w Jarocinie oblata ojca Madeja. Słowem, które przewijało się najczęściej, była „wolność”.

73-letni salezjanin w burości systemu totalitarnego był nieformalnym duszpasterzem „ruchu hipisów”, organizatorem słynnych Pieszych Pielgrzymek Młodzieży Różnych Dróg na Jasną Górę, opiekunem tzw. trudnej młodzieży. Kontakty z hipisami nawiązał, gdy był duszpasterzem w parafii św. Michała Archanioła we Wrocławiu. Spotykał ich tam, gdzie żyli: w squatach, na zlotach, stancjach, dworcach, na ulicach. Pierwsza ekipa ruszyła na Jasną Górę w 1979 roku.

Nie liczył sił

– To był człowiek performance – opowiada franciszkanin Cordian Szwarc, proboszcz z Olsztyna. To on przejął po salezjaninie prowadzenie Pielgrzymki Różnych Dróg i Kultur. „Trzeba się spotkać z człowiekiem twarzą w twarz!” – mawiał ks. Szpak. Przyprowadził wiele osób do Kościoła. W trakcie pielgrzymek chrzcił dzieci, udzielał ślubów, spowiadał. „Jestem tu po to, żeby ich rozgrzeszać” – opowiadał o przychodzących do niego ludziach z połamanymi życiorysami.

Przed pięciu laty podczas jego pogrzebu ojciec Cordian pożegnał salezjanina wierszem: „Chciałem wam zaśpiewać pieśń o bracie,/ który śpiewał, idąc przez życie w niebieskiej sukni utkanej kwiatami./ Chciałem wam zaśpiewać pieśń o ojcu,/ co nie liczył sił, by służyć dzieciom,/ co wpadał w gniew i kłócił się, i prosił o przebaczenie,/ co płakał z bezsilności, co wstawał w nocy, wołając miłosierdzia!/ Chciałbym wam zaśpiewać pieśń o synu Jana Bosko,/ który wytrwał pomimo przeciwności, dając przykład życia w ślubach i miłości./ Bezinteresownie kroczył tam, gdzie wielu już iść nie chciało,/ bo nie kalkulowało się”.

– ​Pamiętam, jak dwóch hipisów zbierało na wino, a on przysiadł się do nich: „Mogę z wami?”. I zaczął krzyczeć: „Ludzie, dajcie na wino mszalne! Zbieramy na Eucharystię, na wino mszalne!”. „Co za gość!” – pomyślałem wtedy – uśmiecha się o. Tomasz Nowak, dominikanin. – Dziś mówię ludziom, by się nie bali. Nauczył mnie tego Andrzej Szpak, mój nauczyciel, mistrz. Był blisko ludzi, skracał dystans, budował mosty. Wszedł w świat kontrkultury, a młodzi gniewni go zaakceptowali. Bo był prosty, bezpośredni, serdeczny. W środowisku polskich hipisów zyskał ogromny szacunek.

W 2018 roku powołano Stowarzyszenie „Do Ziemi Obiecanej” im. księdza Andrzeja Szpaka, a uczestnicy organizowanych przez niego pielgrzymek stworzyli stronę www.doziemiobiecanej.pl, gdzie publikują poruszające wspomnienia.

Słabość jego siłą

„Czterdzieści lat trwania lekko niesubordynowanej pielgrzymki, na której nigdy nie wiadomo, co się wydarzy za godzinę, jest autentycznym dowodem na to, że sieci, którymi łowił ks. Andrzej, nie zrywały się, bo nie były to sieci jego siły i mocy, ale jego słabości. A właśnie w te słabe sieci do końca weszła moc Boga” – czytamy na poświęconej mu stronie. „»Odtąd ludzi będziesz łowił« – musiał wiele lat temu usłyszeć w duszy nasz Szpaku. Pewnie nigdy by nie przypuszczał, że tylu nas złowi! Był szczery, prawdziwie szczery do końca. I bardzo słaby. Płacz i krzyk Szpaka… On naprawdę wiele razy płakał. Nie da się policzyć, ilu z nas zostało złowionych przez Andrzeja. Pewnie będą tysiące”.

Do ludzi!

Urodził się 28 stycznia 1944 roku w Jaksicach. Uczył się w salezjańskim Niższym Seminarium Duchownym w Kopcu, a śluby wieczyste złożył w 1966 roku w Krakowie. Tu po trzech latach przyjął święcenia kapłańskie. Pracował w Kopcu, Cieszkowie, Częstochowie, Wrocławiu, Przemyślu, Rumi, warszawskim ośrodku duszpastersko-młodzieżowym, Polanie, Sosnowcu i Rzeszowie. Posługiwał jako kapelan karmelitanek w Oświęcimiu. Był założycielem i duchowym opiekunem chóru i orkiestry Echo Sacrosongu, grupy pielęgnującej tradycję festiwalu Sacrosong, którego protektorem był kard. Wojtyła.

„Słychać głosy, iż młodzież jest zepsuta, generuje kłopoty, nie chce się uczyć i pracować. Ja, nauczony latami doświadczeń, uważam, że jest całkiem inaczej – opowiadał. – Że to właśnie my powinniśmy czerpać od nich garściami, bo to właśnie oni, gdy po pewnym czasie udawało mi się do nich dotrzeć, nauczyli mnie wielkiej ufności w łaskę miłosierdzia i opatrzność Bożą. Pokazali mi, jak można ciągle wspinać się i nawracać do Boga”.

Ksiądz Andrzej zmarł 18 listopada przed pięciu laty w Krakowie. – Uczył nas, jak żyć, pokazał, jak umierać – wspominają salezjanie, którzy towarzyszyli mu w ostatnich dniach życia. – Do końca z pokorą, modlitwą, otwarty na odwiedzających i świat, ufny i radosny, błogosławiący mimo niewyobrażalnego cierpienia.

„Jak rozpoznamy zmartwychwstałego Jezusa?” – pytał w swej ostatniej paschalnej homilii. „To pytanie jest pytaniem o miłość. Bo Jezusa rozpoznaje się miłością. Jeśli Go kochasz, rozpoznasz Go nawet w kimś, kto będzie miał zupełnie obce rysy”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.