Nowy Miłosierny?

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 46/2022

publikacja 17.11.2022 00:00

Czy dzieła Modzelewskiego, Czwartosa, Stankiewicz mogą zastąpić obraz Jezusa Miłosiernego pędzla Kazimirowskiego lub Hyły? Do odpowiedzi na to pytanie zachęca projekt Dariusza Karłowicza.

Krzysztof Klimek Krzysztof Klimek
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Zwykle kiedy maluję, najistotniejszy jest dla mnie kontakt wzrokowy przedstawianej postaci z oglądającym, a w tym przypadku patrzący jest wyjątkowo ważny, bo będzie się modlił przed moim obrazem – mówi Beata Stankiewicz, która przed rozpoczęciem pracy nad wizerunkiem Jezusa Miłosiernego poszła do spowiedzi. Bo, jak się okazuje, to przedsięwzięcie nie tylko dla pomysłodawców, ale także dla zaproszonych do udziału w nim artystów było szczególnym wyzwaniem.

Namaluj to

Rozpoczęty rok temu projekt, zrealizowany z inicjatywy Instytutu Kultury św. Jana Pawła II z papieskiego uniwersytetu Angelicum, Fundacji Świętego Mikołaja oraz „Teologii Politycznej” nosi nazwę „Namalować katolicyzm od nowa”. – Każde pokolenie tłumaczy na nowy język posłanie Dobrej Nowiny – wyjaśnia jego pomysłodawca Dariusz Karłowicz, współzałożyciel „Teologii Politycznej”, prezes Fundacji Świętego Mikołaja, filozof. – Niestety, dziś w sztuce malarskiej posługujemy się wyłącznie językiem historycznym. Współczesnych przedstawień ważnych religijnie treści darmo szukać nie tylko w galeriach i muzeach, ale również w kościołach. Sztuka straciła zdolność komunikowania i niepokoi mnie, że z tego powodu chrześcijaństwo może się obudzić jako duchowość niema. Dlatego postanowiłem zachęcić dziesięciu twórców do powrotu do wielkich tematów malarstwa religijnego – tłumaczy. Wynikiem tego powrotu jest eksponowana w krużgankach klasztoru ojców dominikanów w Krakowie wystawa obrazów Jezusa Miłosiernego w autorskiej interpretacji Jarosława Modzelewskiego, Ignacego Czwartosa i jego syna Wincentego, Jacka Dłużewskiego, Wojciecha Głogowskiego, Jacka Hajnosa OP, Krzysztofa Klimka, Bogny Podbielskiej, Beaty Stankiewicz i Artura Wąsowskiego. Dariusz Karłowicz, który planuje kolejne malarskie zadania już na najbliższe 20 lat, na początku zajął się Bożym miłosierdziem, bo uważa, że to najważniejszy przymiot Boga, a w związku z tym temat fundamentalny dla współczesnego malarstwa. – Za 200 lat patrzący na nasze czasy będą mówili, że żyliśmy w epoce kultu Miłosierdzia Bożego – jest pewien. Czuje się wyróżniony, że jako Polak może czytać „Dzienniczek” s. Faustyny Kowalskiej w oryginale, i stara się codziennie odmawiać koronkę.

Realny

Wszystkie obrazy powstały zgodnie ze wskazówkami zapisanymi w „Dzienniczku” przez s. Faustynę. Zalecenia, których artyści musieli przestrzegać podczas pracy, zostały im przekazane przez zaproszoną do udziału w projekcie dr Izabelę Rutkowską, wybitną znawczynię tekstu „Dzienniczka”. Zbadała, że znajduje się w nim tylko jeden pełny opis obrazu, zanotowany przez przyszłą świętą w Płocku 22 lutego 1931 r.: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. (…) Po chwili powiedział mi Jezus: Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie”. Na prośbę spowiednika s. Faustyny, ks. Michała Sopoćki, realizacji przesłania podjął się Eugeniusz Kazimirowski. Praca nad dziełem w 1934 roku trwała 6 miesięcy. Izabela Rutkowska podała malarzom konkretne wskazówki, udzielone siostrze przez objawiającego się Jezusa. Dotyczyły one poszczególnych części Jego ciała, które ma być realne, a nie astralne. – To musi być Jezus zmartwychwstały, który spotykając się z uczniami, chodził, jadł, pił, pozwalał się dotykać – instruowała artystów.

Nakaz

W „Dzienniczku” brakuje opisu głowy Jezusa, ale specjalistyczne badania obrazu Kazimirowskiego wykazały, iż jej proporcje są takie same, jak na Całunie Turyńskim i chuście z Manoppello. Według zapisków s. Faustyny Chrystus na tym wizerunku patrzy na nas z wysokości krzyża. Odnajdujemy też dokładne instrukcje dotyczące malowania Jego rąk: „Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach”. Nogi Jezusa, według notatek, są bose i noszą ślady ran. Duże znaczenie mają wychodzące „z uchylenia szaty na piersiach” promienie, będące cechą charakterystyczną przedstawienia Miłosiernego: „Te dwa promienie oznaczają krew i wodę. Blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz…”. – Promienie wychodzą z Serca Jezusowego, z Hostii, przechodzą, wracają, odbijają się od ludzkich serc, rozchodzą się na cały świat – tłumaczy Izabela Rutkowska. Radzi też, nawiązując do tradycji oraz doświadczeń mistyków, żeby dla czytelności znaków rany Jezusa znajdowały się na dłoniach, jak to było u charyzmatyka o. Pio. Przypomina, że s. Faustyna otrzymała jasny nakaz, iż u dołu obrazu ma widnieć podyktowane przez Jezusa zdanie: „Jezu, ufam Tobie”. Według niej bardzo ważne są użyte w „Dzienniczku” słowa: „każesz malować”, odnoszące się do malowania świętego wizerunku. – Skoro s. Faustyna napisała je po namalowaniu obrazu, powinna użyć czasu przeszłego – podkreśla. – Jeśli jednak uznamy, że mistycy nie mylą się w tak istotnych kwestiach, zwrot „każesz malować” staje się wiecznym teraz, stale aktualnym nakazem.

Decyzje

Wspomniane wskazówki trzymają w ryzach autorskie przedstawienia Jezusa Miłosiernego. Nie da się im zarzucić, że są wariacjami na temat, ale na miarę warsztatu twórców pokazują rozpoznawalny na całym świecie wizerunek. Zdarza się, że niektórzy artyści, jak Jacek Dłużewski, próbują nie zawsze szczęśliwie eksperymentować, pokazując Miłosiernego przez rozbite szkło albo, jak Wojciech Głogowski, w jakimś tanecznym, rozpraszającym uwagę geście kubistycznej postaci. Jedno jest pewne, jak powiedział mi o. Jacek Hajnos, absolwent krakowskiej ASP, a dziś dominikanin: „Sztuka jest jedynie zadatkiem, znakiem uobecnienia, pełnią będziemy zaskoczeni później”. Spośród prezentowanych w Krakowie obrazów wyróżnia się jego Jezus, utrzymany w klimacie dzieł popularnego Gottfrieda Helnweina. Rozświetlony od środka, staje się źródłem światła, lampą wskazującą drogę. Artyście udaje się przenieść nas w przestrzeń metafizyczną, choć Miłosierny ma realną twarz jego współbrata Mateusza Palucha i mocno stąpające po ziemi stopy, przywodzące na myśl bezdomnych ze słynnego cyklu artysty.

– Ja nie zrobiłam chałtury. Mogę odważnie powiedzieć, że to jest Jezus Miłosierny Beaty Stankiewicz – zadeklarowała autorka, przekonana, że jej dzieło trafi do młodszych odbiorców. Może tak sądzić, bo skuteczność jej zabiegów artystycznych potwierdzały towarzyszące powstawaniu wizerunku córki i ich koleżanki. Podkreśla, że za każdą jej decyzją malarską stoi cały świat jej wiary.

Biel z bieli

Cechą wyróżniającą przedstawienie Jezusa Miłosiernego pędzla Beaty Stankiewicz wydaje się wybór bieli. Artystka dość ryzykownie, ale z bardzo dobrym efektem, zdecydowała się na białym tle umieścić postać Jezusa w białej szacie, pragnąc w ten sposób zilustrować słowa „Światłość ze światłości”. Punktem skupiającym uwagę jest odcinająca się od bieli wyrazista twarz Zbawiciela wzorowana na chuście z Manoppello. Choć niektórzy nazywają Stankiewicz malarką światła, nie pokazała wody i krwi jako strumieni, lecz jako dwie odrysowane od linijki kreski. – To symbol odnoszący do innej rzeczywistości – mówi.

Siłą i spokojem emanuje wizerunek Jezusa pędzla Ignacego Czwartosa, dla którego samo malowanie tego obrazu było zajęciem przypominającym modlitwę. Zdradził, że największy problem stanowiło dla niego przedstawienie promieni. Ostatecznie, zainspirowany rozwiązaniem stosowanym przez średniowiecznych mistrzów, zdecydował się upodobnić je do rzeźby. Dzięki temu sprawiają wrażenie, jakby znajdowały się na zewnątrz obrazu, przez co ogniskują uwagę oglądającego. Ciekawy jest też nieupubliczniany szczegół, dotyczący jego warsztatu – rany na dłoniach Jezusa stanowią odwzorowanie ran głowy, jakie zobaczył na fotografii żołnierza niezłomnego. Bardzo oryginalnego zabiegu w przedstawieniu Miłosiernego użył jego syn Wincenty, student ASP w Krakowie, który zainspirowany sztuką Peru zdecydował się otulić Jezusa ramami z egzotycznych kwiatów.

Odpowiedzialność

Istotne jest to, że większość wizerunków znajdzie miejsce w powstających obiektach sakralnych, narzucając ich aranżację niejako z górnej półki. Obecny na wernisażu bp prof. Jacek Grzybowski, biskup pomocniczy diecezji warszawsko-praskiej, zainteresował projektem kapłanów swojej diecezji. Dzięki temu zakupiono obraz Jezusa Miłosiernego m.in. do budującej się świątyni w Wielgolasie Brzezińskim i do hospicjum, którego wzniesienie planuje ks. Andrzej Kuflikowski, proboszcz sanktuarium św. Ojca Pio w Warszawie. Według biskupa powinnością proboszczów i ich zwierzchników jest dziś powrót do mecenatu sztuki i zamawianie dobrych dzieł, pomagających wiernym w doświadczaniu sacrum. – Biskupi, którzy chcą mieć w świątyni piękną sztukę, muszą za to zapłacić – uważa. – Poprzez realne wsparcie kultury bierzemy odpowiedzialność za artystów, którym często zdarza się pracować za „Bóg zapłać”. A to dla nich nie tylko wsparcie, ale i zobowiązanie. Oby to przedsięwzięcie przypomniało, że piękno sztuki, jak pisał Norwid, jest po to, „by zachwycało”, pokazując nieskończoną urodę miłosiernego Stwórcy. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.