Jedną nogą w niebie

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 10/2008

publikacja 05.03.2008 13:14

Wielki Post AD 2008 z "Gościem" Czym właściwie jest dar chrztu? To coś jak kod genetyczny chrześcijanina, według którego w każdym ochrzczonym może rozwinąć się dojrzałe życie wiary.

Jedną nogą w niebie fot. East news/B.W.HOFFMAN/AGSTOCK

Krążymy wokół tematu chrztu, wydobywając wciąż nowe oblicza tego Bożego daru. Odkryć swój chrzest, znaczy powrócić do fundamentu chrześcijańskiego życia. Pytanie o chrzest jest pytaniem o chrześcijańską tożsamość. Sakrament chrztu raz udzielony trwa w nas, bo miłość Boga i Jego dary są nieodwołalne. Ale otwarte pozostaje to, co z tym wszystkim zrobi wolny człowiek. Zapomni, zlekceważy, wyprze się? Czy odkryje i pomnoży?

W odkrywaniu chrztu pomaga nam tradycja Kościoła. Idziemy szlakiem wyznaczonym przez etapy katechumenatu – tej niezwykłej szkoły chrześcijańskiego życia dla dorosłych. Przypomnijmy. Pierwszy stopień ma miejsce wówczas, gdy człowiek zaczyna się nawracać i wyraża decyzję zostania chrześcijaninem, a Kościół przyjmuje go jako katechumena. Drugi stopień to bliższe przygotowanie do sakramentów, czas oczyszczenia i oświecenia (skrutynia, przekazanie Symbolu wiary i Modlitwy Pańskiej, obrzęd „Effeta”). Trzeci, gdy przyjmuje trzy sakramenty inicjacji, przez które staje się chrześcijaninem (chrzest, bierzmowanie i Eucharystia). Omówienie tych obrzędów zostawimy sobie na ostatni odcinek naszego cyklu. Dziś natomiast proponuję krótką syntezę, miniwykład teologii chrztu.

Ja – Samarytanka, ja – niewidomy, ja – Łazarz
Ewangelie odczytywane w III, IV i V niedzielę Wielkiego Postu są jakby kolejnymi odsłonami ukazującymi istotę chrzcielnej przemiany. Co łączy te trzy teksty z Ewangelii św. Jana? Za każdym razem Jezus spotyka człowieka dotkniętego przez jakiś rodzaj zła. To spotkanie owocuje pokonaniem zła, wyzwoleniem. Jezus ocala człowieka, który znalazł się w jakiejś niezwykle trudnej, po ludzku beznadziejnej, sytuacji. Zagubiona, uwikłana w grzech Samarytanka odzyskuje radość życia i nadzieję. Niewidomy od urodzenia odzyskuje wzrok. Łazarz leżący w grobie zostaje przywrócony do życia. Mamy tu do czynienia za spotkaniami, które prowadzą do przemiany, które stają się jakimś początkiem, otwarciem nowej perspektywy. To, co przydarzyło się Samarytance, niewidomemu i Łazarzowi, wydarza się w pewnym sensie i nam w chrzcie. Kiedy otrzymujemy chrzest, Bóg staje się wydarzeniem w naszym życiu.

To wszystko rozgrywa się w przestrzeni między Jego miłością a moją wolnością, między Jego wyborem a moją decyzją. Obrzędy katechumenatu mocno akcentują ten moment spotkania: Bóg wobec mnie i ja wobec Boga. W nabożeństwach poprzedzających chrzest dorosłych, które opisywałem w ramach naszego cyklu, pojawia się często dialog. Ze strony Boga, reprezentowanego przez Kościół, pada wezwanie, pytanie, zaproszenie („o co prosisz?”, „czy wyrzekasz się?”, „czy wierzysz?” itd.). Człowiek odpowiada („proszę o wiarę”, „wyrzekam się”, „wierzę”, „chcę”). Liturgia symbolicznie wskazuje na tę wewnętrzną „scenę”, na której rozgrywa się dramat naszego zbawienia. Chrzest jest zaproszeniem do udziału w tym dramacie, jest początkiem akcji. Finałem jest Sąd Ostateczny. Wiara żyje w tym, kto podtrzymuje rozmowę z Bogiem, kto nie unika Jego wzroku, szuka Jego obecności, kto świadomie chce żyć w odniesieniu do Niego. Wiara umiera w tym, kto schodzi z tej „sceny”, emigruje z przestrzeni między swoją wolnością a Jego obecnością, kto nie godzi się na zależność i chce wystarczać samemu sobie. Czy jednak Łazarz może o własnych siłach powstać z grobu?

Razem z Nim
Chrzest wprowadza człowieka w życiodajną więź z Chrystusem. Św. Paweł akcentuje w swoim nauczaniu to wyjątkowe zjednoczenie człowieka ze Zbawicielem: „Przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6,4). Zwróćmy uwagę na to mocne wyrażenie „razem z NIM”. Przez chrzest zbawcza historia Jezusa staje się moją historią. Jego los i mój los zostają złączone. Jego pascha staje się moją paschą. To niesamowite! Ja, „stary Adam”, zostaję ukrzyżowany razem z Chrystusem, pogrzebane zostają moje grzechy, moc zła zostaje złamana.

A zarazem „razem z Nim” zostaję wskrzeszony do nowego życia, otrzymuję nową perspektywę, chrzest otwiera mnie na przyszłość. Chrzest jest więc z jednej strony wyzwoleniem, oczyszczeniem, wyrzeczeniem się zła, a z drugiej złączeniem z Chrystusem zmartwychwstałym, czyli odrodzeniem, oświeceniem, niezwykłą pozytywną przemianą mocą Ducha Świętego. Chodzi tu nie tylko o moralne odrodzenie – przejście od grzechu do świętości. Chrzest jest także udzieleniem Bożej szczepionki przeciwko fizycznej śmierci, jest obietnicą i początkiem naszego zmartwychwstania do życia wiecznego. Można śmiało powiedzieć, że od chwili chrztu jesteśmy już jedną nogą w niebie. Gra toczy się więc o najwyższą stawkę – o pokonanie śmierci, o wieczność.

Razem z innymi i dla innych
Chrzest włącza w Kościół. Czyni nas członkami wspólnoty nazwanej przez św. Pawła Ciałem Chrystusa. Dla dorosłych przygotowujących się do chrztu katechumenat był pierwszym doświadczeniem wspólnoty Kościoła. Chrzest jest początkiem drogi. Ochrzczony nigdy nie przestaje być uczniem. Wyrażenie „uczeń Pański” domaga się odkrycia i przemyślenia. Wszyscy się uczymy! Nieustannie. Nigdy nie jesteśmy „gotowymi” chrześcijanami. Uczymy się, jak wierzyć, jak ufać, jak kochać, jak żyć. Nieraz idziemy na wagary, nawet na wiele lat. Ale Jezusowa szkoła nikogo nie skreśla z listy. Kto raz przez chrzest wszedł do wspólnoty uczniów, zawsze może podjąć na nowo naukę.

Wejść w Kościół oznacza również podjąć misję. Bo celem Kościoła nie jest sam Kościół. Kościół, tak jak Chrystus, musi być „zwrócony” do Boga Ojca i do świata. Celem Kościoła jest kontynuowanie misji Chrystusa, czyli głoszenie Dobrej Nowiny o zbawieniu świata. Teologia mówi, że ochrzczeni mają udział w potrójnej misji Chrystusa – kapłańskiej, prorockiej i królewskiej. Trzy w jednym, czyli trzy rodzaje służby. Ja, zwykły człowiek, mam być kapłanem, prorokiem czy królem? Te słowa wydają się tak dalekie od prozy życia. Co to właściwie znaczy? Najkrócej: być kapłanem to modlić się i uczyć innych modlitwy; być prorokiem – słuchać słowa Boga i głosić je innym; być królem – brać odpowiedzialność za innych jako przewodnik, autorytet, świadek.

W katechizmie czytamy, że „chrzest opieczętowuje chrześcijanina niezatartym duchowym znamieniem (charakterem) jego przynależności do Chrystusa. Znamienia tego nie wymazuje żaden grzech, chociaż z powodu grzechu chrzest może nie przynosić owoców zbawienia” (KKK1272). To znamię bywa nazywane „pieczęcią Pana”. O co tu chodzi? Oczywiście Bóg nie przybija nam na duszy żadnych pieczątek. Nauka o „niezatartym znamieniu” podkreśla wierność Boga, który nigdy nie wycofuje swoich darów i obietnic. Ochrzczony może wyrzec się Boga, może poprosić o wypisanie z Kościoła, ale Bóg nigdy nie cofnie swojego słowa. Nie da się unieważnić swojego chrztu. Ja mogę wymazać imię Boga ze swojego serca, ale nie mam władzy nad sercem Boga. Nie mogę skreślić swojego imienia z Jego serca.

Dlaczego chrzcimy dzieci?
U Czytelników naszego cyklu może pojawić się pytanie: skoro tak piękna i mądra jest droga katechumenatu, dlaczego powszechną praktyką Kościoła jest chrzczenie niemowląt? Czy nie byłoby czymś bardziej sensownym poczekać na wolną decyzję dorosłego człowieka, zamiast narzucać dziecku wiarę w chwili, gdy ono nie może jeszcze powiedzieć swojego „amen”? Z historycznego punktu widzenia „praktyka chrztu dzieci należy do tradycji Kościoła od niepamiętnych czasów; wyraźne jej świadectwa pochodzą z II wieku. Jest jednak bardzo możliwe, że od początku przepowiadania apostolskiego, gdy całe »domy« przyjmowały chrzest, chrzczono także dzieci” (KKK 1252).

Ważniejsze są tu argumenty teologiczne. Chrzest dzieci ukazuje darmowość łaski zbawienia. Bóg jest zawsze pierwszy, On wyprzedza nasze działanie. Jego miłość, Jego wezwanie, Jego łaska są ważniejsze, większe, bardziej podstawowe niż nasza wolność. Bóg przecież nie pyta się nas o zdanie, powołując do życia. Czy rodzice, podając dziecku szczepionkę przeciw ospie, naruszają przez to jego wolność? A czy chrzest, czyli „zaszczepienie” przeciwko śmierci, narusza wolność dziecka? Człowiek potrzebuje Boga i Jego leczącej łaski od początku swego życia, bo rodzi się w stanie grzechu pierworodnego.

Rodzice prosząc o chrzest dla swojego dziecka, proszą dla niego o to, co dla nich samych jest najcenniejsze: o Boga w sercu. Chrzest włącza też dziecko we wspólnotę wiary, dzięki czemu cała rodzina może rosnąć jako cząstka żywego Kościoła. Chrzest dzieci pokazuje też wyraźnie prawdę, że wiara nie sprowadza się do jednorazowego aktu, ale jest procesem wzrastania pod natchnieniem Ducha Świętego, jest drogą rozwoju, pomnażaniem otrzymanych talentów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.