Złoto dla grzeszników

Jacek Dziedzina, zdjęcia Henryk Przondziono

|

GN 25/2007

publikacja 20.06.2007 22:34

Czy Belgia jest duchową pustynią? Być może. Ale są na niej przynajmniej dwie oazy, gdzie rosną dobre owoce. W Beauraing i w Banneux miały miejsce uznane przez Kościół objawienia Matki Boga. Ludziom życie odwraca się tu o sto osiemdziesiąt stopni.

Złoto dla grzeszników

A tam są jakieś sanktuaria?! – znajomi są mocno zdziwieni, kiedy mówię, dokąd wyjeżdżam. – No, ale pewnie nikt tam nie pielgrzymuje – próbują jeszcze przyjaźnie wyśmiać moje plany odkrywania duchowości Beneluksu. Te pytania tylko potwierdzają, że trzeba tam jechać, myślę. To podróż do krajów, gdzie wrażenie robią nie statystyki i tłumy, ale autentyczne świadectwa wiary. Belgijskie sanktuaria odwiedza rocznie 750 tys. pielgrzymów z 60 krajów. Miejsca te nie mają w sobie nic z przepychu i kiczowatej architektury. Proste wnętrza i otoczenie. Przyciągają uzdrowieniami i zaskakującymi nawróceniami. W Beauraing nazywają Ją Matką Bożą Grzeszników, w Banneux – Matką Bożą Ubogich. Dla laickiej Belgii to prawdziwe wyzwanie. No bo jak tu się oprzeć tak przemawiającym świadectwom.

Miriam z wiaduktu kolejowego

– To było niesamowite. Ogromna jasność, jakiej jeszcze nie widziałam. Zobaczyliśmy piękną Panią, unoszącą się ponad mostem. To była taka dobroć, taka dobroć – Gilberte Degeimbre ze łzami i szczęściem w oczach wspomina wydarzenia z 1932 roku. Dzisiaj ma 84 lata i jest ostatnią żyjącą z piątki widzących „jasną postać”. Siedzimy razem w pobliżu figury Maryi o Złotym Sercu, pod wiaduktem kolejowym. To nad nim kilkoro dzieci zobaczyło „piękną Panią”, później objawiającą się przy drzewie. Dzieci, w tym mała Gilberte, stały przy drzwiach szkoły, kiedy zaskoczyło je niespotykane zjawisko. Podczas 33 objawień w Beauraing Maryja przekazała kilka ważnych orędzi. „Nawrócę grzeszników” – usłyszały dzieci pewnego dnia. Jakby dla potwierdzenia swojej autentyczności, kilkanaście dni po ostatnim objawieniu w Beauraing, Maryja ukazała się małej Mariette Beco w Banneux. Proboszcz z tej wioski miał prosić w Beauraing o jakiś znak i nawrócenie chociaż jednego z niewierzących w Banneux. Już wtedy ten region Belgii zamieszkiwało wielu ateistów i agnostyków. Wkrótce do spowiedzi przyszedł niewierzący ojciec Mariette…

Choćbyś zwątpił i zbłądził

Już pięć kilometrów przed Beauraing duża przydrożna tablica informuje, że zbliżamy się do miejsca objawień. Nie przypuszczałem, że tak się z tym reklamują. Jest piątek. Cała Belgia pracuje, a po południu wyjeżdża za miasto odpocząć od obowiązków zawodowych. Małe Beauraing we frankofońskiej części Belgii, Walonii, nie należy do wybitnych weekendowych atrakcji. A jednak nie ma godziny, żeby chociaż pojedyncze osoby nie zjawiały się w kościele lub pod drzewem objawień. Chłopak w skórze motocyklisty po długiej modlitwie pod figurą podnosi się i siada na motor. – Często tu jestem, zwłaszcza teraz, kiedy moja mama choruje – Kuen mówi z nadzieją w głosie i szybko odjeżdża. Marc przyjechał z narzeczoną. Dziewczyna kładzie mu głowę na ramieniu i tak siedzą dłuższą chwilę przed figurą. Nie muszą tłumaczyć, w jakiej intencji przez minutę próbowali zapalić świeczkę. Doris Lambilotte przyjechała do Belgii z Niemiec w 1968 roku. W tym czasie na Zachodzie rewolucja kulturalna coraz mocniej odciskała swoje piętno na społeczeństwach. Pogłębiająca się sekularyzacja zyskała ideologiczne wsparcie w różnych nurtach krytykujących tradycyjny system wartości. Modne było raczej zrywanie z Kościołem niż głębokie konwersje. – Mój mąż był profesorem francuskiego na uniwersytecie w Augsburgu. Tam pierwszy raz usłyszałam o Beauraing od pewnego księdza. Nie odwiedzałam wtedy zbyt często kościoła – wspomina. – Po przyjeździe tutaj rozmawiałam z widzącą, a ona powiedziała mi o tym orędziu, że tu będą nawrócenia grzeszników. To było niewiarygodne, bo czułam, że to mnie dotyczy ta zapowiedź. Sama też widziałam na własne oczy, jak przyjechał tu człowiek sparaliżowany, a po modlitwie wyszedł uzdrowiony – mówi z zapałem Doris. Dziś pracuje w sanktuarium jako wolontariuszka w punkcie informacyjnym. – Przyjeżdżają tu ludzie, którzy odeszli od Kościoła, nie praktykują, odwiedzają to miejsce jako turyści. I nagle przeżywają nawrócenie – mówi ks. Jacques Gillon, rektor sanktuarium. Zaprasza nas do swojego domu. Na krawat i wytartą marynarkę opada drewniany krzyż z sercem. Zza kłębów dymu papierosa widać energiczną twarz i bystry wzrok gospodarza. – To ważne miejsce w kraju, gdzie praktykuje 5, a w niektórych rejonach tylko 3 proc. katolików – mówi. – W tej książce możecie przeczytać świadectwo kobiety, która siedziała mocno w ezoteryzmie, różnych sektach, a tu wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni – podaje nam książkę. Ale po naszych minach poznaje, że na tym się nie skończy.

Jezus spod Waterloo

Marie-Sylvie znajdujemy w Waterloo pod Brukselą. Niedaleko miejsca ostatniej bitwy Napoleona wznosi się stare opactwo Fichermont. W gotyckich korytarzach i kościele mieszkają i modlą się członkowie charyzmatycznej wspólnoty Drzewo Życia: osoby konsekrowane, celibatariusze i małżeństwa z dziećmi. Na niedzielną liturgię przyjechało kilkaset osób z Belgii, Francji, Holandii. Msza sprawowana jest z taką radością i namaszczeniem, że można zwątpić we wszystkie opowieści o jałowej pustyni belgijskiej. – Belgia jest pustynią, ale gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska – siostra Marie-Sylvie cytuje mój ulubiony fragment ze św. Pawła. We wspólnocie znalazła się dzięki nawróceniu w Beauraing. Wybrała formę życia konsekrowanego. – Nie chodziłam do kościoła od 13. roku życia. Był czas, że zafascynowałam się tematyką reinkarnacji, włączyłam się w jakąś grupę hinduistyczną, potem w sektę księdza-schizmatyka. Weszłam mocno w ezoteryzm i tym podobne sprawy – pokazuje nam swoje zdjęcie zrobione w USA, na którym pozuje w stroju czarownicy. – To zdjęcie świetnie oddaje zmianę, jaką przeszłam. Przyjechałam do Beauraing przypadkowo. Poszłam pod figurę Maryi i po prostu, nie wiedząc dlaczego, nagle zaczęłam płakać. Wyjeżdżając z Beauraing, czułam, że już nic nie może być takie samo w moim życiu. Teraz żyję dla Jezusa – mówi. „Ale nadal nie znalazłem tego, czego szukam” – śpiewa Bono w radiu i po raz pierwszy wyłączam ulubioną piosenkę. Zupełnie nie pasuje w tym momencie. Tym bardziej że dojeżdżamy z powrotem do Beauraing, gdzie holenderska wersja „Ave Maria” zagłusza muzykę. To pielgrzymi z Amsterdamu wchodzą do miasteczka. W rękach niosą kwiaty. Te pewnie też nie wyrosły na pustyni…

Źródło dla ubogich

– Je vous salue, Marie, pleine de grâce… – belgijscy pątnicy niemal milczą, wypowiadając słowa modlitwy. Francuska wersja „Zdrowaś Maryjo” nie ma sobie równych. Może tylko chorwackie Sveta Marijo, Majko Božja budzi podobne wzruszenie. W Banneux można usłyszeć Różaniec we wszelkich możliwych językach. Przy cudownym źródle czuwają kolejne grupy pielgrzymów i pojedynczych pątników. Rytmiczne „Zdrowaś Maryjo” niemal nie ustaje. Tutaj Mariette Beco usłyszała od „pięknej Pani” słowa, które przyciągają dziś tysiące chorych, wierzących, poszukujących i sceptyków: „To źródło ma przynosić ulgę chorym i ma być zachowane dla wszystkich narodów”. To był 1933 rok, 75 lat od objawień w Lourdes, kilkanaście dni od zakończenia odwiedzin w Beauraing. Widzę, że kilka osób nalewa wodę z kraników przy źródle i od razu wypija, po czym ponownie napełnia naczynie. – Nie umiałem siedzieć, bolało mnie coś w nodze – Jacques Clerdent chce przekonać mnie, że to nie jest żaden zabobon. – Piłem tę wodę, modliłem się. Teraz jest lepiej i lekarze to potwierdzają – twierdzi Jacques.  – Panowie chyba szukają kogoś, kto został tu uzdrowiony? – mniej więcej 35-letnia kobieta dekonspiruje nas po kilku minutach. – No to ja właśnie jestem taką osobą – mówi z przejęciem i radością zarazem. – Spójrzcie na moje ręce, dłonie – całe były pokryte jakimiś krostami, plamami, wyglądałam jak trędowata – mówi. – Przyjechałam tutaj, zanurzyłam dłonie w źródle i po kilku dniach wszystko znikło.

Jeszcze Belgia nie umarła

Wiele miejsc kultu maryjnego zniechęca, gdy w samym centrum sanktuarium nachalni sprzedawcy z dewocjonaliami i kiczowatymi pamiątkami psują trochę wrażenie bezinteresowności całego przedsięwzięcia. Okazuje się, że można inaczej. W Banneux cała otoczka handlowo-gastronomiczna usunęła się dyskretnie w okolice parkingów, nie zakłócając klimatu modlitwy i wyciszenia. Nigdy nie widziałem zaprojektowanego z takim smakiem i wyczuciem sanktuarium. Na obszarze 16 hektarów, w pięknym parku, znajduje się kilka punktów, które tworzą coś w rodzaju stacji i szlaków modlitwy. Jest Aleja Magnificat, Droga Krzyżowa, kaplica św. Michała Archanioła i drewniana dzwonnica Konrada Adenauera, jednego z ojców zjednoczonej Europy. Jest także prosty kościół Matki Bożej Ubogich, przypominający raczej halę widowiskową oraz miejsce przeznaczone na hospitalizację chorych. Jest wreszcie Kaplica Objawień, tuż przy zachowanym jeszcze domu rodziny Beco. Wszystko zrobione z dyskrecją, bez próby przyćmienia istoty miejsca wybujałą architekturą. – Każde miejsce pielgrzymkowe niesie jakąś szczególną łaskę i nie można ich porównywać – mówi rektor sanktuarium, ksiądz Joseph Cassart. Nie zgadza się z powszechną opinią, że religia w Belgii umarła. – W niedzielę wszystkie parkingi są tu zajęte przez samochody i autokary. Mój biskup przyjeżdża tu 10 razy w roku, mamy teraz 300 chorych na hospitalizacji, są grupy, które się nimi opiekują. Dzisiaj przyjechała grupa z Francji ze swoim biskupem. Przejechali 230 km, tylko na jeden dzień. Rocznie przyjeżdża tu pół miliona osób. Przychodzą różni ludzie, czasem jako turyści, ale potem wracają jako pielgrzymi… Tutaj Kościół żyje – mówi z przekonaniem. – Owszem, żyjemy problemami sekularyzacji, która zresztą was, Polaków, też czeka. Ale to nie znaczy, że tutaj nie ma wiary, że religia umarła. Ciągle jestem świadkiem nawróceń, w konfesjonale, w rozmowach z ludźmi – dodaje. Nie trzeba wierzyć w objawienia. Kościół stwierdzając ewentualnie ich autentyczność, nie mówi, że są częścią naszego Credo. Nie musimy wyznawać: wierzę w objawienia w Banneux i Beauraing. Kościół przyznaje tylko, że ich treść nie jest sprzeczna z Objawieniem zawartym w Nowym Testamencie. Ale kto zajrzy tam choć na chwilę, zobaczy, że trudno się oprzeć ich prostocie i sile. I smakowi cudownych owoców.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.