Grzechy stare i nowe

Z dr. Wojciechem Pawlikiem, socjologiem moralności, rozmawia Barbara Gruszka-Zych

|

GN 12/2007

publikacja 26.03.2007 15:36

WIELKI POST 2007 - KATECHEZA VI Ludzie przychodzą do konfesjonału po rozgrzeszenie, a nie po pokutę – wynika z badań dr. Wojciecha Pawlika

Grzechy stare i nowe Jacek Zawadzki

Barbara Gruszka-Zych: Z czego ludzie kiedyś się spowiadali?
Wojciech Pawlik: – Badałem rozumienie grzechu od katechizmu trydenckiego do naszych czasów. Okazuje się, że treść tego pojęcia zmienia się historycznie, np. kiedy zanikają pewne kategorie zachowań. Kiedyś poważnym grzechem było pojedynkowanie się, kradzież koni, podpalenie. Nakazywano też „dziesięcinę regularnie płacić”, dopiero po powstaniu styczniowym grzech polegający na niewywiązywaniu się z tej powinności zniknął z katechizmów. Dawne katechizmy wspierały też higienę życia codziennego. Gdy wprowadzono szczepienia, za przewinienie uznawano niepoddanie się im.

A pojawiły się jakieś nowe grzechy?
– Na przykład grzechy ekologiczne. Grzechem wobec środowiska jest brak odpowiedzialności przedsiębiorców, którzy rozpatrują swoje inwestycje wyłącznie w kategoriach biznesowych, a nie zagrożeń dla środowiska. Ale też powszechne używanie jednorazowych butelek plastikowych, pampersów. Teologia moralna sporo mówi o kategorii grzechów podatkowych. One wiążą się z czwartym przykazaniem: „czcij ojca i matkę swoją”, które w szerokim rozumieniu odnosi się także do ojczyzny i państwa.

A samo rozumienie grzechu, czy ono też podlega zmianom?
– Dawne katechizmy traktowały grzech i grzeszników bardzo surowo. Tamta moralistyka kościelna skoncentrowana była na pojęciu zła, na zakazach. Człowiek jawi tam się jako istota marna, grzeszna. We współczesnych kazaniach dominuje język przebaczania, miłości i miłosierdzia. Pojęcie sprawiedliwości, kary i nagrody znika z moralistyki kościelnej. Księża w kazaniach coraz rzadziej mówią o Bogu sprawiedliwym, o karze za grzechy. A gdzie nie ma potępienia i kary, brak też dumy i cnoty, ponieważ wszystko jest względne, a przebaczenie spotyka nas niejako a priori. To, co słychać z ambony, jest odbiciem naszej kultury, odrzucającej cierpienie, wyrzuty sumienia. Ona stawia małe wymagania, a Kościół dopasowuje się do tych tendencji. Ludzie chcą postrzegać Boga jako wybaczającego, a nie surowego. I tak Go postrzegają. Z naszego myślenia została wyparta wiara w piekło i potępienie wieczne. Z badań wynika, że tylko 35 proc. Polaków wierzy w istnienie szatana.

Niedługo nikt nie zrozumie „Piekła” Memlinga...
– W nowych kościołach nie znajdzie pani ani jednego wyobrażenia piekła, Sądu Ostatecznego, szatana. Te tematy oczywiście są obecne w nauce moralnej Kościoła, ale wierni, jak mówią księża, nie dopytują o nie. Ludzie przychodzą do konfesjonału po rozgrzeszenie, ale nie po surową pokutę, albo po to, by spełnić obowiązek. Ponad 50 proc. katolików przystępuje więcej niż raz w roku do spowiedzi, a ponad trzy czwarte – tylko do spowiedzi wielkanocnej.

Niełatwo mówić źle o sobie, a w konfesjonale tak się dzieje.
– Specjalnie długo to tam się o sobie nie mówi. Średni czas pobytu w konfesjonale wynosi dwie i pół minuty. To starczy na wypowiedzenie formuł i wyznanie kilku podstawowych grzechów. Penitenci mówią o zaniechaniach wobec religii, głównie o opuszczonych Mszach, o tym, że się nie modlą, o kłótniach w rodzinie. Niektórzy penitenci negocjują sens tego, z czego się spowiadają, a także rodzaj pokuty. Na przykład twierdzą, że nie mogą regularnie chodzić do kościoła, bo mają taką pracę i oczekują, że spowiednicy dostosują pokutę do ich trybu życia. Przede wszystkim trzeba jednak podkreślić, że Kościół, nawet jeśli surowo potępia grzech, jest bardzo otwarty na grzeszników. Spowiednicy są współczujący, empatyczni, rozumiejący.

Czym różnią się spowiedzi kobiet od mężczyzn?
– Spowiedzi kobiet mają wysoką temperaturę emocjonalną. One bardzo przeżywają swoją grzeszność, wchodzą w drobiazgi, lubią analizować przewinienia. Spowiedzi mężczyzn są krótsze. Oni nie wdają się w autoanalizę. Mężczyźni częściej spowiadają się z grzechów zawodowych, a kobiety ze sfery życia małżeńskiego i rodzinnego.

A czy na przykład miejsce zamieszkania – wieś czy miasto – ma wpływ na jakość spowiedzi?
– Spowiedzi ludzi mieszkających na wsi są rutynowe: „nie zabiłem, nie okradłem, nie nadużywałem alkoholu”. Spowiadający się mówią o tym, czego nie zrobili. Inaczej jest w wielkich miastach, zwłaszcza w dzielnicach tzw. inteligenckich. Wyższy poziom wykształcenia może wyrzucać ludzi poza religię, ale też wiąże się z refleksyjną religijnością. Świetnie spowiada się młodzież z ruchów formacyjnych. To już nie są spowiedzi, ale rozmowy, na które umawiają się ze spowiednikiem poza konfesjonałem. W ich trakcie mniej mówi się o zakazach i obowiązkach, więcej o problemach rozwoju duchowości. Księża uważają, że to ideał religijności. Takich spowiedzi przybywa, to nadzieja polskiego Kościoła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.