Skąd sumienie wie, co jest dobre, a co złe

ks. Tomasz Jaklewicz religia@goscniedzielny.pl

|

GN 08/2007

publikacja 26.02.2007 10:03

Ludzie przestają uznawać obiektywną prawdę na temat dobra i zła. Powtarza się jak refren zdanie: „każdy ma swoją prawdę”. Człowiek sam chce decydować, co jest dobre, a co złe. To bodaj najgroźniejsza choroba współczesnych sumień.

Skąd sumienie wie, co jest dobre, a co złe Józef Wolny

W książce „Fundamenty wiary” Josh McDowell przytacza rozmowę z nastolatką: – Czy seks przedmałżeński jest czymś złym? – pada pytanie. – No cóż, myślę, że dla mnie jest – odpowiada dziewczyna. Kiedy McDowell pyta, czy nie uważa, że to jest złe dla każdego, słyszy odpowiedź: – Wiem, że jest zły dla mnie i zdecydowałam się nie uprawiać seksu przed ślubem, ale nie sądzę, że mogę oceniać to, co robią inni ludzie.

Cóż to jest prawda?
Wypowiedź dziewczyny, pozornie poprawna, świadczy o tym, że jej sumienie zostało już „sformatowane” przez tzw. relatywizm moralny. Głosi on, że prawda jest czymś subiektywnym, a dobro i zło są względne. Prawda jest właściwie opinią człowieka. Jest tyle prawd, ilu ludzi. Coś, co jest dobre dla mnie, nie musi być wcale dobre dla ciebie. Nie ma bowiem zasad moralnych obowiązujących zawsze i wszystkich. Jeżeli człowiek sam ustala, co jest dobre, a co złe, to konsekwentnie nie ma prawa oceniać postępowania innych.
Relatywizm stał się we współczesnej kulturze swego rodzaju świeckim dogmatem.

Świadomie lub nieświadomie jest propagowany przez media. Migające ekrany telewizorów i komputerów serwują obraz świata pocięty na fragmenty, rozbity na tysiące zmieniających się obrazów. To wszystko stwarza wrażenie chaosu, w którym wszystko jest względne: jednakowo ważne lub nieważne, prawdziwe lub nie. Obowiązująca w mediach poprawność polityczna zakazuje oceniania, wartościowania kogokolwiek i czegokolwiek. Kto próbuje odwołać się do obiektywnych norm moralnych, zostaje okrzyknięty człowiekiem nienowoczesnym, fanatykiem, ciemnogrodem lub skrajną konserwą.

Czy istnieje prawda o dobru i złu, prawda obiektywna, nadrzędna, „do odkrycia”, a nie „do wytwarzania” przez człowieka? Czy też każdy człowiek ma swoją prawdę? Od odpowiedzi na te pytania zależy bardzo wiele. Dwie koncepcje moralnej prawdy prowadzą bowiem do różnych koncepcji polityki, wychowania, rodziny, także sensu życia i w ogóle człowieka. To nie jest spór czysto akademicki. Dialog Jezusa z Piłatem mógł przez moment wyglądać jak rozmowa dwóch filozofów wymieniających poglądy. Symbolem postawy Piłata stało się pytanie: „Cóż to jest prawda?”. Sceptycyzm strojący się w piórka intelektualnej zadumy jest pociągający. Okazuje się jednak zabójczy dla sumienia. Droga Piłata od chwiejności do łajdactwa okazała się bardzo krótka.

Boży przepis na szczęście
Chrześcijańska odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi: prawda jest z Boga. Granice między dobrem i złem są niezmienne. Prawo moralne, czyli wszelkie normy postępowania, ma swoje źródło w mądrości Bożej. Prawo moralne to Boży przepis na szczęście, to azymut wyznaczający drogę ku dobru, ostrzegający przed ścieżkami prowadzącymi donikąd. Sumienie działa jak kompas. Jego zadaniem nie jest tworzenie prawa moralnego, ale jego odczytywanie i odnoszenie go do konkretnych życiowych sytuacji, wyborów, działań.

Prawo moralne dociera do człowieka dwoma ścieżkami. Jedną z nich jest droga objawienia. Bóg wchodząc w historię ludzi i zapraszając ich do wspólnoty miłości, objawił jednocześnie zasady moralnego postępowania. Te zasady zostały zapisane w Biblii (np. Dziesięcioro Przykazań, Kazanie na Górze). Nowością Ewangelii jest to, że Jezus wskazuje na siebie samego jako na „żywą normę” postępowania. „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” – mówi o sobie Chrystus, czyli: „To Ja swoim życiem wskazuję wam właściwą drogę, zostawiam wam najdoskonalszy wzór człowieczeństwa”.

Drugą drogą, po której dociera do nas Boże prawo, jest rozumna natura człowieka. Chodzi o tzw. prawo naturalne. To prawo nie zostało zapisane na papierze, jest „wypisane w sercu”. To jest jakaś podstawowa intuicja moralna, która pozwala człowiekowi rozpoznawać dobro i zło. „W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos, wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra, a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, tamtego unikaj.

Człowiek bowiem ma w swym sercu wypisane przez Boga prawo, wobec którego posłuszeństwo stanowi o jego godności i według którego będzie sądzony” – stwierdza Sobór Watykański II. Przykładem prawa naturalnego są zasady: „Oddaj każdemu, co mu się należy”, „za dobry czyn należy się nagroda, za zły kara”, „czyń dobrze”, „unikaj zła” itd. Prawo naturalne pozwala sformułować podstawowe ludzkie prawa i obowiązki, np. prawo do życia, do wolności, do szacunku itd.

Ks. Tischner porównuje prawo naturalne do zasad działania na przykład radia. Do natury radia należą zasady jego działania, które trzeba respektować, tzn. podłączyć do prądu, zamontować antenę, nie zanurzać w wodzie itd. W samym urządzeniu można odkryć zasady obchodzenia się z nim. Zasady obsługi opisuje instrukcja, ale większości z nich człowiek domyśla się sam. Dekalog jest taką „instrukcją obsługi” człowieka, ale w samej ludzkiej naturze człowiek odczytuje te same zasady. Na przykład przekonanie, że zabójstwo jest złem, jest wprost zapisane w Dekalogu, ale jest także elementem prawa naturalnego, czyli wie o tym każdy człowiek, nawet taki, który nigdy nie słyszał o 10 przykazaniach.

Katechizm Kościoła zwraca uwagę, że prawo naturalne jest uniwersalne, czyli odnosi się do wszystkich ludzi mimo różnorodności kultur (KKK 1957). Jest niezmienne, choć „istnieje wśród zmieniających się poglądów i obyczajów” (KKK 1958). Ponadto prawo naturalne „ustanawia niezbędną podstawę moralną do budowania wspólnoty ludzkiej” (KKK 1959). Wszystkie prawa stanowione przez władze w państwie czy w innych społecznościach człowieka powinny mieć swój fundament w prawie naturalnym. Aby jakiekolwiek ustanowione prawo obowiązywało w sumieniu, musi być zgodne z prawem natury!

Idę się rozerwać… na minie
Czy wyobrażamy sobie ruch drogowy bez przepisów ruchu? Łatwo przychodzi nam zrozumieć, że na drogach potrzebny jest ład obowiązujący wszystkich dla dobra każdego z kierowców. Dlaczego tej prostej zasady nie przenosimy na moralność, która reguluje wszystkie sfery życia? Tu jest dokładnie tak samo: obiektywny ład moralny służy dobru zarówno społeczeństwa, jak i jednostki, służy bezpiecznemu poruszaniu się po życiowych drogach.

Ci, którzy odrzucają prawdę o stałych granicach między dobrem i złem, mówią często, że czynią to w imię wolności człowieka. Jan Paweł II na każdym kroku przypominał, że jest dokładnie na odwrót. Wolność, która nie wiąże się z prawdą, obraca się przeciwko człowiekowi. Młodzi ludzie zwykle najgłośniej wołają, że są wolni i nie chcą, by im cokolwiek zakazywać lub nakazywać. W odpowiedzi na te protesty opowiadam im przypowiastkę o człowieku idącym przez pole minowe. Widzi on tabliczki z napisem: „Nie wchodzić! Miny! Grozi śmiercią!”. Te ostrzeżenia wyznaczają bezpieczną drogę. Powinien być wdzięczny tym, którzy je ustawili. Ale może powiedzieć sobie, że takie zakazy ograniczają jego wolność. Jesteś wolny, możesz zlekceważyć zakaz. Naprawdę chcesz „się rozerwać”?

Antoine de Saint-Exupéry pisze: „Każda droga jest przymusem, gdyż ogrodziłem ją z obu stron płotem. (…) Czy wolnością nazwiesz prawo błąkania się po pustkowiu? Ilekroć powstaje przymus jakiejś drogi, powiększa się wolność!” („Twierdza”). Prawo moralne nie jest zamachem na wolność. Etyczne nakazy i zakazy wyznaczają drogę rozwoju człowieka. Wolność, która przybiera formę: „nic nie muszę”, „wszystko jest dla ludzi” itd. skazuje człowieka na błąkanie się po bezdrożach. Dojrzała wolność to zgoda na drogę, to wierność odkrytej prawdzie. Wierność zasadom moralnym jest ostatecznie wiernością komuś, a nie czemuś. To wierność sobie, innym, Bogu. Kompas sumienia pomaga człowiekowi nie zagubić się, daje mu szansę bycia kimś, wyznacza drogę dojrzewania.

Przekonanie o istnieniu obiektywnej prawdy zakotwiczonej w Bogu nie oznacza ani fanatyzmu, ani aroganckiej postawy posiadacza prawdy. Alternatywa „fanatyzm albo relatywizm” jest fałszywa. Chrześcijanin jest pokorny, bo wie, że prawda jest większa od niego, a on stale do niej nie dorasta, wciąż na nowo ją odnajduje i wciąż jej szuka kompasem sumienia. Wie, że swoje życie ma naginać do prawdy, a nie odwrotnie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.