Nie ma jak u Mamy - Wyłem jak pies

Marin Jakimowicz

|

GN 11/2006

publikacja 09.03.2006 11:02

Mnie to powinno się zamknąć w opakowaniu z formaliną i pokazywać po szkołach jako eksponat – tubalnie śmieje się Wiesiek Jindraczek.

Nie ma jak u Mamy - Wyłem jak pies Wiesiek: – Doszedłem do takiego stanu, że postanowiłem się powiesić. Łukasz Gawlas

Odsłania nogawkę. Jego noga jest fioletowa. Jedna wielka rana. Przez dwadzieścia lat (!) wstrzykiwał w nią narkotyki. Specjaliści z Monaru dawali mu najwyżej kilka lat życia. Żyje do dziś. Wygląda jak Tolkienowski Tom Bombadil. Rosły, brodaty, uśmiechnięty. Chłop „do rany przyłóż”. Ale kilka lat temu ludzie na jego widok schodzili z drogi. Do Jasła, gdzie się wychował, miał zakaz wjazdu. Nic dziwnego. Ćpał, sprzedawał innym kompot.

W domu nie było mamy – opowiada. – Ciągle mi jej brakowało. Oddała mnie na wychowanie dziadkom. A oni kochali mnie do szaleństwa, byłem dla nich oczkiem w głowie. Ale żaden dziadek czy babcia nie zastąpią ojca i matki, wiesz? Miałem do matki ogromny żal, że mnie zostawiła. Wiem, że miała w życiu ciężko, zaczynała z moim ojczymem od zera, harowała jak wół. Ale miałem do niej żal. Uciekłem w narkotyki. Walczyła o mnie, ale przegrywała. Ilu ludziom dałem kompot? Ilu z nich już nie żyje?
Myślałem, że mama jest osobą niewierzącą, a okazało się, że ona się za mnie modliła! I myślę, ze to ona wyprosiła cud.

Po dwudziestu latach matka, za namową mojego proboszcza, zdobyła się na szaleństwo. Powiedziała: albo jedziesz na pielgrzymkę do Medjugorie, albo wylatujesz na ulicę. Była rozdarta: która matka tak powie dziecku? Ale to mnie ocaliło! Bo ona bardzo cierpiała z powodu mojego nałogu – z okna widziała, jak leżałem pod ścianą zaćpany do nieprzytomności. Pękało jej serce.

Dała mi pieniądze na pielgrzymkę do Medjugorie. Kupiłem narkotyki na drogę, ale szybko się skończyły. Ludzie obok modlili się, a ja przez tydzień byłem na głodzie i chlałem na umór. Wróciłem do Polski. Po dwóch miesiącach przyjechałem znów do Medjugorie. Miałem mieszkać we wspólnocie Cenacolo: grupie narkomanów, którzy postanowili się leczyć. Ale nie wytrzymałem. Uciekłem. Wylądowałem na ulicy. Złapał mnie głód i piłem przez tydzień. Wyobraź sobie, upał 40 stopni, a ja brudny, uwalany, pijany i niesamowicie śmierdzący (wiesz, jak śmierdzi narkoman na głodzie?). Doszedłem do takiego stanu, że postanowiłem się powiesić. I wtedy spotkałem ojca Slavko Barbarica. Ku mojemu zdumieniu nie wystraszył się mnie. Bo on już widział, jak wielu narkomanów wyszło dzięki Maryi z nałogu. Zawarł ze mną umowę. Przyjął mnie, pijanego brudasa, do pracy. Inni pracowali, ja stałem i paliłem papierosy. Chciałem tylko wytrzymać kilka dni, by potem wrócić do Polski i ćpać dalej.

Ostatnia noc przed powrotem. Wieczorem miała być modlitwa w kościele. Poszedłem, bo takie były zasady. To był obowiązkowy punkt programu. Wszedłem do kościoła po 25 latach. Wynudziłem się strasznie na Różańcu (aż trzy części), na Mszy. Odsiedziałem, bo musiałem. A potem znajomy Chorwat powiedział: teraz będzie adoracja. Zostajesz? A ja potwornie wynudzony i konający ze zmęczenia, nie wiedzieć czemu odpowiedziałem: zostaję. Wystawiono Najświętszy Sakrament. I wtedy przyszedł moment, że sięgnąłem dna. Została we mnie tylko ciemność i rozpacz. Wyłem jak pies: Boże, jeżeli istniejesz, ratuj! Ja w Niego nie wierzyłem, ale już nie miałem do kogo się zwrócić. I nagle: pstryk. Wszystko zniknęło – Wiesiek głośno strzela palcami. – Opanował mnie nieznany spokój. W ciągu sekundy przestałem być narkomanem. Wiem, wiem, wszyscy mówią, że narkomanem jest się do końca życia. Ja nie jestem. To Ona to zerwała.

Po dwóch tygodniach zadzwoniłem do mamy. Gdzie jesteś – spytała drżącym głosem. – W Medjugorie. – Nie wierzę, na pewno jesteś na jakiejś melinie – była zrozpaczona. Na szczęście był obok mnie ojciec Slavko. On jej wytłumaczył, co się stało. Gdy kilka miesięcy później mama zobaczyła mnie, rozpłakała się ze szczęścia. To ona wymodliła moje uzdrowienie i spotkanie z Maryją I na odwrót, dzięki Maryi spotkałem swoją matkę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.