Otwarty jak rana

Marcin Jakimowicz

|

GN 38/2005

publikacja 13.09.2005 23:31

Ukrywał zawstydzony stygmaty przed światem. Ale ciekawskich przyciągały one jak magnes. Dziś do jego grobu pielgrzymuje ponad cztery miliony ludzi rocznie.

Otwarty jak rana EastNews/Leemage

Gdy 20 września 1918 roku zdumiony młodziutki kapucyn zauważył na dłoniach stygmaty, natychmiast poprosił swoich bliskich, by „błagali Boga o zabranie tych znaków i umniejszenie męki”. Ale stygmaty nie zniknęły. Ludzie zaczynali o nich szeptać, a wieść ogarnęła wkrótce całe Włochy. Krwawe ślady męki Jezusa stały się częścią misji Ojca Pio. Znikły dopiero pod koniec życia. Wówczas jedna z jego duchowych córek zdziwiona zawołała: Ojcze, nie masz już ran na rękach! – A czy to takie ważne? – odparował zakonnik. Właśnie. Czy to takie ważne?

Cud goni cud
Im bardziej usuwał się w cień, tym głośniej o nim mówiono. Zajmował ostatnie miejsca, ale ludzie wynosili go na piedestał. Gdy władze zakonne chciały przenieść go do innego klasztoru, wybuchły krwawe zamieszki. Ale ludzi często interesowały jedynie cuda i nadzwyczajności. Pisali do zakonnika tysiące listów i ustawiali się w długich kolejkach do konfesjonału. Dlaczego? Bo był przezroczysty. – Widząc go, widzieliśmy samego Chrystusa – opowiadali poruszeni.

Ojciec Pio był dyskretny. Bracia wspominają, że gdy przyjeżdżał do nich generał zakonu, stygmatyk wychodził mu na spotkanie, ale potrafił tak dobrze ukryć się między nimi, że był nieomal niezauważalny.
To chyba jedyny święty, który doczekał się kolorowego, profesjonalnie redagowanego miesięcznika i satelitarnej telewizji. Nakładu „Voce di Padre Pio” mogą pozazdrościć największe włoskie tygodniki. Każdy numer czyta aż 150 tys. osób. Polski odpowiednik gazety – „Głos Ojca Pio” dociera do 7 tys. czytelników. To sporo, jak na polskie realia. Skąd się bierze fenomen popularności świętego? – pytam redaktora naczelnego pisma o. Tomasza Duszyca.

– Na pewno nie bez znaczenia jest jakaś otoczka nadzwyczajności. Myślę, że nie jest to złe, bo w efekcie może prowadzić do pogłębienia relacji z Bogiem. U wielu ludzi za fascynacją cudami poszło głębokie doświadczenie spotkania z samym Stwórcą. A stygmaty? To jakaś delikatna tajemnica między stygmatykiem a samym Chrystusem. Ludzie z zewnątrz zawsze wywęszą w nich jakąś sensację, a Ojciec Pio ukrywał je, jak tylko mógł. Nawet poddawany niesamowicie bolesnym operacjom nie zgadzał się na narkozę, bo nie chciał, by ciekawscy lekarze zaglądali do ran na rękach. Był wielokrotnie badany. Upokarzało go to, ale przyjmował te doświadczenia z prawdziwa pokorą.

Czego młodzi księża mogą nauczyć się od Ojca Pio? – pytam ojca Duszyca. – Przede wszystkim istoty kapłaństwa, czyli przeżywania Eucharystii. I posłuszeństwa – bez zmrużenia oka odpowiada kapucyn.
Całe życie Ojca Pio koncentrowało się na Mszy świętej. „Świat mógłby istnieć bez słońca, ale nie bez Eucharystii” – zapewniał, a w jego ustach słowa te nie były jedynie piękną metaforą.

Jan Paweł II przesadzał?
Tramwaj szarpnął i stanął na przystanku. Wsiadły dwie kobiety. Zaczęły pobożną rozmowę: No wie pani, te słowa Jana Pawła II, by modlić się za niego po śmierci... To przesada, przecież on był taki święty. To do niego trzeba się modlić. Ale za niego? Po co?

Z niedowierzaniem przyjmujemy gorące prośby ludzi, którzy umierając w opinii świętości, błagają o modlitwę. Zapominamy, że bliskość światła powoduje, że na jaw wychodzi cały nasz brud. Dopiero gdy zaświeci słońce, widać, jak brudne są nasze okna. Gdy Ojciec Pio przerażony swymi grzechami błagał innych o modlitwę, ci z niedowierzaniem kręcili głowami, a prośby zakonnika traktowali jedynie jako wyraz wielkiej pokory. Spowiadająca się często u stygmatyka Cleonice Morcaldi wspomina przejęta: Podczas jednej ze spowiedzi zaczęłam mówić do niego: Ojcze, który jesteś tak dobry, uczyń... A on nie pozwolił mi dokończyć zdania: Ja dobry? Jeśli poznałabyś, kim naprawdę jestem, uciekłabyś przestraszona! Największy zbój jest człowiekiem honoru w porównaniu ze mną! A powiedział to z takim przekonaniem, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć…

Innym razem Morcaldi podeszła do mnicha i szepnęła: Ojcze, wiele cierpisz, ponieważ popełniłeś tę niebiańską nieroztropność ofiarowania siebie nie tylko za Kościół i Włochy, ale i za cały świat. A on odparł: No więc! Potrzeba było takiego głupka! Gdy podczas wojny amerykański kapitan zapytał kapucyna o dar stygmatów, ten szybko spuścił głowę i odparł: Jestem upokorzonym biedakiem. W czasach, gdy zło jest dla wielu jedynie „niedostatkiem dobra”, świadectwo kapucyna jest jednoznaczne. Trudno wyobrazić sobie, by to nieokreślony „brak dobra” brutalnie wyrzucał z wózka inwalidzkiego schorowanego zakonnika na zimną posadzkę kościoła. A takie ataki nie były rzadkością. – Jeśli diabeł robi wokół ciebie dużo zamieszania, ciesz się, ponieważ to dobry znak – opowiadał potem kapucyn. – Tym, czego musimy się lękać jest stan pokoju i harmonii między diabłem a ludzką duszą. Zapytany o to, czy samotnie stawia czoło nieprzyjacielowi, odparł zdziwiony: Nie! Jest ze mną Maryja i całe niebo.

Co stygmatyk szepnął Papieżowi?
Był otwarty na słowo Boże jak rozorana ziemia. Dlatego teraz wydaje tak potężne owoce. Wydawało się, że niebo nie miało dla niego tajemnic. Widział niewidzialne. Tajemnicą pozostaną słowa, które szepnął w 1947 roku młodemu księdzu Karolowi Wojtyle, gdy ten odwiedził go we Włoszech. Świadkowie wspominają, że późniejszy papież wyszedł ze spotkania bardzo przejęty. Gdy kilkanaście lat później już jako krakowski kardynał wstawiał się w liście za Wandą Półtawską – czterdziestoletnią matką czworga dzieci, u której lekarze odkryli nowotwór, stygmatyk powiedział do swego sekretarza: schowaj ten list, kiedyś będzie bardzo cenny. Kobieta kilka dni później odzyskała zdrowie.
Czy Ojciec Pio był masochistą?

Spowiadająca się u o. Pio Cleonice Morcaldi zawołała kiedyś: Ojcze, cały jesteś jedną raną! To tak, jakbyś był, Ojcze, rzeźnikiem dla swego ciała! Spokojnie odpowiedział: Nie sądź, że kocham cierpienie dla niego samego. Kocham je i proszę o nie Jezusa z powodu owoców, które przynosi: oddaje chwałę Bogu, zbawia dusze, uwalnia je z czyśćca. Czegóż mogę chcieć więcej? Bratanek stygmatyka, ucze-stniczący w ostatnich jego chwilach, opowiadał wzruszony: siedział na krześle, na którym spędzał modlitewne noce. W rękach miał różaniec, oczy spuszczone. Modlił się, mówiąc: Jezu, Maryjo, Jezu, Maryjo! Po kilku minutach skłonił głowę i wyzionął ducha. Nigdy nie widziałem go tak pięknego. Dziś Ojciec Pio spełnia obietnicę, że będzie wstawiał się za braćmi z nieba. O co go poprosisz?

Cytaty pochodzą z dwumiesięcznika „Głos Ojca Pio” wydawanego przez ojców kapucynów, www.glosojcapio.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.