Otwórz okno!

O wiośnie i dziecięcym zadziwieniu światem z Józefem Brodą rozmawia M. Jakimowicz

|

GN 21/2005

publikacja 24.05.2005 17:44

Jakimowicz Marcin Jakimowicz: Czy gdyby telewizja ogłosiła, że w tym roku nie nadejdzie wiosna, ludzie zostaliby w domach?

Józef Broda Józef Broda
J. Wolny

Józef Broda: – Może i tak. W pierwszy dzień Wielkiejnocy poszliśmy sobie z moim zięciem Fryderykiem na przełaj, „na przejmo”, jak to się mówi. Brnęliśmy przez śnieg. Przeszliśmy spory kawał drogi. Doszliśmy do małego przysiółka. Trzy domy. Droga nieodśnieżona. Antena satelitarna odśnieżona, a droga nie. Co się dzieje z ludźmi, którzy się na to zgadzają? Nikogo nie oskarżam, tylko zadaję pytanie. Co się dzieje z ich dbałością o własne bezpieczeństwo?

Niedawno przeczytałem porażającą definicję: „popromienność pokomunistyczna”. To coś więcej niż homo sovieticus. Kiedy to przeczytałem, odłożyłem gazetę i zacząłem się zastanawiać: co się z nami stało? Kiedyś Zanussi powiedział, że pozostanie tylko nieliczna grupa „ozdrowieńców”, tylko nieliczni gładko przejdą przez tę transformację. A reszta? Będzie się zmagać i zginie. Trzeba bardzo dużo siły, by się w tym wszystkim nie pogubić. Bo żyjemy w rozhisteryzowanej kulturze, która nawet zmarszczki potrafi prostować. I trzy dni po skończeniu świata będzie je jeszcze prostować. Dla tych kobiet z reklam to największy dramat! A ja się pytam: no i co dalej? I co dalej? Naciąganie skóry za uchem. I co dalej? Ile tej skóry można naciągnąć? A ja chciałbym porozmawiać: czy pamiętasz, kiedy pierwszy raz zauważyłeś zmarszczki na swoich rękach? Ludzie zdziwieni. Nikt nie chce rozmawiać o starości. Wolimy oglądać telewizję.

I dochodzimy do absurdu: płaczemy nad księżną Dianą czy rodziną Mostowiaków, a nie widzimy tragedii sąsiada...
– Bo ten „talerz” przenosi nas w centrum świata. Pstryk, i jestem w Afryce, pstryk, i w środku Ameryki. Więcej wiem o tsunami niż o tym, co czują moi najbliżsi. To jest przerażające. Z jednej strony jestem człowiekiem globalnym, bo wiem, co się dzieje w Tunezji, a z drugiej jestem bezradny, bo nie otworzyłem o poranku okna, tylko posłuchałem radia, by wysłuchać, jaka będzie pogoda. Nie popatrzyłem wieczorem na księżyc, na jego kolor, otoczkę. Nie spojrzałem na zachodzące słońce, bo zaczynał się serial. Sami siebie ubezwłasnowolniamy, wchodzimy w tę sieć, pułapkę, pajęczynę. Ściskamy w ręku pilot i zdaje nam się, że tak wiele wiemy. A nie potrafimy już otworzyć okna. To początek nieszczęścia.

Jak temu zaradzić?
– Wyjdź z domu. Wiszą krople, śpiewają ptaki, zamiauczał kot. Przez mgłę przebija się słońce. Nagle zapiał kogut. Dlaczego kogut pieje koło trzeciej? Boże kochany, czy to był czas zaparcia się Piotra?

Fajnie się mówi takie rzeczy, mieszkając w góralskiej chacie. A jeśli mieszkam na trzynastym piętrze bloku?
– To to samo! Otwórz okno, wpuść słońce. I posłuchaj: przez ten jazgot, zgrzyt też przebija się ptasi śpiew. Przy pędzącej dwupasmówce w Skoczowie przez kilka dni o tej samej porze śpiewał słowik. Prawie nikt na to nie zwracał uwagi. Ludzie pędzili, gonili. Czy pamiętamy, że na świętego Grzegorza idzie śnieg do morza, na Macieja to nadzieja, zorko do ziemi, niech się zieleni, święta Agnieszka wypuściła skowronka z mieszka? Czy to przypadek, że Zmartwychwstanie dokonało się wiosną? Wiosna to kolejna szansa, odrodzenie, złapanie soków, słyszenie spadającej kropelki, bezbłędnego śpiewu szpaka. Wczoraj przyleciał mój wnuczek i woła: Taciczku, pierwszy raz motyla widziałem!

U nas to samo zauważyła czteroletnia Marta. Wczoraj goniła żółtego motyla.
– Dorośli tego już nie widzą!

Czyli jedynymi osobami, które się jeszcze czemuś dziwią, są dzieci? Chcą dotknąć, polizać, posmakować...
– Tak! Dziecko to jest dynamit. Ono się dziwi nieustannie. Odkryłem niedawno, dlaczego dzieci otwierają ciągle buzie. Bo za mało im słyszeć, za mało widzieć, za mało czuć. One idą dalej: otwierają buzie, biorą głęboki oddech, chcą wszystko chłonąć. A myśmy z tego zrobili rodzaj przywary: „Jak ty się zachowujesz? Zamknij buzię!”.

Wstydzimy się?
– Udajemy mądrych i dorosłych. Świat ci mówi, że nadzieja jest matką głupich, że jak będziesz miał pieniądz, to będziesz władyką i inni cię będą szanować, że jesteś najważniejszy i nie musisz się liczyć z potrzebami drugiego człowieka, że dziecięcość jest ci niepotrzebna, bo jest naiwna.

Tłumaczymy dzieciom: masz być taki jak tata i mama. A Jezus wywrócił wszystko do góry nogami. Powiedział mamie i tacie: macie być jak dzieci.
– Tak. Bo być dzieckiem to znaczy być autentycznym, zadziwionym, szczerym. Wczoraj byliśmy przed apteką. Noc. Niebieski napis „Apteka”, obok „Optyk”. Mówię do siedmioletniej Agi: – Potrafisz zliczyć literki w jednym słowie i drugim? Tak. Tu jest pięć, a tu sześć, różnica jeden. A Tymek, mały pyrtek czteroletni, mówi: – To się nie liczy. A Aga: – Jak to się nie liczy? Jedno drzewo, jeden dom, i zaczyna wyliczać. A ja chcę być bardzo ważny i mówię: – Jedno życie. A ona na to: – Tacik, co ty mówisz? Dwa życia! Teraz i w niebie. I jak tu się nie uczyć od dziecka, które robi totalną korektę dziadkowi?

Jak znajduje Pan w sobie to zadziwienie dziecka?
– Kilka razy ocierałem się o śmierć. Byłem sam, tętno miałem koło czternastu na minutę. Studiowałem, byłem porażony Sartrem, egzystencjalizmem, bezsensem i nicością. Pławiłem się w tym. A mimo to ryknąłem na Boga: – Czegoś się przyczepił? Domyślałem się, że czegoś ode mnie chce. Wróciłem do życia. Przeszedłem przez wiele wschodnich, kusicielskich dróg. Chciałem być człowiekiem twardym, złym. Chciałem posiąść moc, by myślą przecinać nawet komuś pasek w spodniach, by zrobić mu psikusa. I nagle kiedyś doświadczyłem przebłysku: przecież ja byłem bardzo radosnym, pogodnym dzieckiem! Rozmawiałem z ptakami. I nastąpiła walka o tę radość, o zachwyt, uśmiech. Od tego czasu próbuję wracać do tego szczerego dziecięcego zachwytu.

Przed tsunami uciekło bardzo wiele zwierząt. Wyczuły tragedię dużo wcześniej. Ludzie otoczeni laptopami i komórkami zostali na plaży... Czy człowiek kiedyś też tak wyczuwał drgania natury?
– Prawdopodobnie tak. Myślę, że skutecznie zagłuszył tę właściwość. Uciekł od swej natury. Wzrusza mnie historia małej dziewczynki, która uratowała ponad sto osób. Pamiętała, jak pani na lekcji opisywała zjawisko tsunami, i gdy zobaczyła, co się dzieje, zaczęła krzyczeć. Wielu jej posłuchało i uciekło. Sam prezydent wręczał jej specjalną nagrodę. Gdy to mówię, przechodzą mi po plecach ciarki.

A inni? Ginęli z kamerami w ręku!
– To obłęd! Chcieli wszystko nakręcić, zarejestrować. Mówi się w kawałach, że ostatnim chwytem mistrza walki były „nogi za pas”. A oni nie uciekli. Zostali na brzegu z kamerami.

Zachowujemy się często jak ci turyści. Pamiętam scenę z wakacji: kąpaliśmy się w morzu, obok stali Japończycy. Nie wchodzili do wody, ale stali na brzegu i robili fotki.
– Dlatego gdy jechałem do Chin, postanowiłem sobie, że nie zrobię ani jednego zdjęcia. Chciałem dotknąć ziemi, porozmawiać z ludźmi. Jechałem w gorolskim stroju. W Amsterdamie czułem się obywatelem globalnym. Dziewczyny ze Wschodu przebierały się na lotnisku: z Europejek przeistaczały się w ortodoksyjne kobiety arabskie. Ubierały chusty, zasłaniały twarze. Widziałem Hindusa – zwiewne szaty, turban. Powiedziałem: – patrzcie, jacy oni są piękni, a my jak bardzo małpujemy, chcemy się przypodobać tej uniwersalnej modzie.

Po co? Ja nie musiałem się przebierać. Czułem się dumny i blady, że mam bosą nogę w kierpcu, koszulę przewiewną i bruslik, kiery sie mogę w każdej chwili ściepać, gdy będzie mi ciepło. I wcale ni mo gorszy łod Hindusa! Nie muszę się przebierać jak małpa. Jestem sobą. Ludzie pozdrawiali mnie z szacunkiem. Nie byłem jednym z tych nieokreślonych. Wiesz, czego tylko w tych Chinach żałowałem? Że mnie nikt nie zaprosił do siebie do domu.

Bo odkryłem ważne prawo: gdziekolwiek będziesz, jeśli nie przekroczysz progu zwykłej rodziny, to nic nie wiesz. Pamiętam, jak wylądowali tu kiedyś Francuz, Hiszpan i Niemiec. Jednemu z nich zepsuła się motolotnia i musieli lądować. Zrobiłem wszystko, by przekroczyli ten próg. Obdarowałem ich małymi koronkami i mówię: Jesteście obieżyświatami, ale pamiętajcie – hotele i stołówki na całym świecie są takie same. Wejdźcie zawsze do środka domu.

Jak odróżnić świat realny od wirtualnego? Jak odnaleźć swoje prawdziwe uczucia?
– Włączyć rozum. Jeśli oglądasz film, gdzie zło aż tryska, i czujesz, że stajesz po jego stronie, spokojnie, na zimno skalkuluj: a gdyby to mnie dotyczyło? Moich dzieci? Gdyby to je zastrzelili? Spróbuj zawyć. Byłeś zachwycony, byłeś prawie u boku tego, który rozwalał wszystko i wszystkich. Teraz spróbuj pomyśleć. Często stajemy po stronie bandyty, bo jest tak zachwycający, sympatyczny, sprytny. To nas rajcuje. Czy widzisz już zło? Czy zakłuje cię serce? Tak? Mnie kłuje. Ja na widok szubienicy mam uczucie wymiotne. Nigdy nie zgodzę się na karę śmierci. Nie zaakceptuję tego. Jak można zniszczyć tak doskonałe piękno? Oglądałeś kiedyś pod mikroskopem ludzkie oko?

Nie…
– Żałuj! A gdybyś zobaczył pod mikroskopem wyściełaną macicę kobiety. Wszystkie cudowne opisy podmorskiego świata mogą się schować! To jest genialne, jak Bóg urządził nasz świat! To się w pale nie chce zmieścić. Kto ma prawo to niszczyć? Kto ma prawo zabijać? Wiesz, co jest motorem i filarem naszego życia? Przebaczenie. Tu, w tym miejscu, stał dom. Piękny, z grubych bali. I w pewnym momencie wszystko spłonęło. Dwadzieścia lat temu. I mogę z pełną świadomością powiedzieć, że doświadczyłem łaski: że nie było miejsca na przekleństwo ludzi, którzy się do tego przyczynili. Pamiętam, jak zobaczyłem zgliszcza, wziąłem potężny oddech i powiedziałem: Boże, z Twoją pomocą zbuduję nowy dom. Co się wówczas okazało? Że ja bardzo bałem się o moją żonę, a ona... bała się o mnie. Bała się, jak ja to wytrzymam, a ja bałem się, że ona się rozleci, bo nasz Matyjasz miał zaledwie kilka miesięcy. Żona cudem ocalała. Miała takie mistyczne przeżycie, bo nie widząc ognia, poczuła go w sobie. I gdy już go zobaczyła, nagle coś odrzuciło ją na kilka metrów. Do dziś nie wie, co to za siła. Ocalała cudem. To jest doświadczenie niesamowite. Zobacz, co dorosły robi z brakiem przebaczenia: siedzi, rozmyśla, gromadzi, rozpamiętuje, pielęgnuje. Hoduje wściekłość, złość, nienawiść. Mówi, że nie może zapomnieć, bo często nie chce zapomnieć! A co robią dzieci?

Marta krzyczy o koleżance: Już NIGDY nie będę się z nią bawiła, a za pięć minut do niej biegnie.
– Tak! One często poleją się nawet do krwi, ale za chwilkę gonią razem po łące, bawią się. Uczmy się od nich! Nie rozpamiętujmy zła. Po spaleniu domu nie wniosłem sprawy do sądu, nie chciałem żadnych odszkodowań. Nie chcę mówić: to ten czy tamten. Prosiłem sąd o wycofanie wszystkich spraw. Nie było to łatwe. Przecież ja nie chciałem nawet przez rok uczyć dzieci, by nie przelewać na nie tego mojego smutku. Ale doznałem łaski z nieba. Zostawiłem to! Zbudowałem nowy dom. Przed chwileczką z moją małą wnuczką zapaliłem świeczkę i powiedziałem: Panie, pozwól, żebym był dobrym człowiekiem. I ona też to powtórzyła. Nic więcej.

Józef Broda
Góral z dziada pradziada, urodzony w 1941 r. w Ustroniu Lipowcu. Multiinstrumentalista, budowniczy instrumentów lu-dowych, pedagog. Mieszka na Wyrszczku w Koniakowie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.