Przejrzeć

ks. Jerzy Szymik

|

GN 10/2005

publikacja 09.03.2005 06:50

Rekolekcje są czasem „naświetlania” ludzkich serc Słowem Boga. W tym roku na wielkopostną ambonę w „Gościu” zaprosiliśmy księdza Jerzego Szymika. Wygłosi dla nas rekolekcje paschalne. Rozpoczynamy je w 3. niedzielę Wielkiego Postu, zakończymy w niedzielę Zmartwychwstania.

Przejrzeć

PASCHA – znaczy przejście. Pascha Izraela to przejście z niewoli do ziemi obiecanej. Pascha Chrystusa to przejście ze śmierci do życia. Nasza pascha to przejście ze sfery grzechu do prawdziwej wolności, z beznadziei śmierci ku nadziei życia. Przez chrzest już staliśmy się ludźmi paschalnymi. Teraz chodzi o to, by nimi naprawdę być, czyli: tęsknić – przejrzeć – spodziewać się – ufać – żyć.

Wdzisiejszej Ewan-gelii opis jednej z licznych utarczek Jezusa z faryzeuszami. Mówią do Chrystusa: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?”. On zaś na to: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: »Widzimy«, grzech wasz trwa nadal”. Czyli: jesteście ślepi najgłębszym rodzajem ślepoty, nie widząc i nie rozumiejąc, o co naprawdę chodzi Bogu w waszym i cudzym życiu.
Faryzeizm jest bowiem pewnym rodzajem ślepoty na Boga i na człowieka, na ich wspólną prawdę. Jest kalectwem serca. Wykracza daleko poza ewangeliczne karty. Człowiek wszystkich miejsc i czasów jest w stanie z grzesznych odłamków swego życia zbudować wysoki i szczelny, skutecznie zasłaniający Boga, nieprzejrzysty mur – prawdziwą Górę Ślepoty. I to ona nie pozwala sięgać duchowym okiem dalej i głębiej, do istoty rzeczy, do prawdy rzeczywistości.

Dla ilustracji tego stanu rzeczy posłuchajmy pewnej historii. Zapisał ją swego czasu prawosławny arcybiskup Anthony Bloom. Było tak:
„Pewnego dnia przyszedł do mnie człowiek, który przez wiele lat szukał Boga. Powiedział ze łzami w oczach:
– Ojcze, nie mogę żyć bez Boga. Pokaż mi Boga.
Odpowiedziałem, że nie jestem w stanie pokazać mu Boga, ale też nie sądzę, by on sam znajdował się w odpowiednim usposobieniu, by Boga widzieć. Zdumiony, zapytał:
– Dlaczego?
Wówczas zadałem mu pytanie, jakie często stawiam tym, którzy do mnie przychodzą. Zapytałem go tak:
– Czy znalazłeś w Piśmie Świętym ulubione zdanie, które trafia ci wprost do serca? Miejsce najcenniejsze spośród wszystkich znanych ci?
– Tak – odpowiedział – jest to opis spotkania Jezusa z kobietą cudzołożną, w rozdziale 8. Ewangelii św. Jana.

– A gdzie siebie dostrzegasz w tej scenie? – zapytałem. – Czy jesteś kobietą, która uświadomiła sobie swój grzech i stoi przed sądem wiedząc, że oczekuje wyroku na życie lub śmierć? A może utożsamiasz się z Chrystusem, który wszystko rozumie i wszystko przebacza, dając jej szansę rozpoczęcia życia na nowo. Czy może jesteś jednym z oczekujących z boku na werdykt Chrystusa apostołów – pełnych ufności, że będzie to werdykt miłosierdzia? Czy może stoisz w tłumie gapiów, może jesteś jednym ze starców, którzy wiedzą dobrze, że grzeszyli i pierwsi są gotowi się wycofać? A może którymś z młodych ludzi, którzy w miarę jak zdają sobie sprawę z tego, że są takimi samymi grzesznikami, wypuszczają jeden po drugim kamienie z rąk, przygotowane przedtem, by rzucić na tę kobietę? W którym z aktorów sceny widzisz siebie?

Po chwili namysłu ów człowiek odpowiedział:
– Jestem jedynym Żydem, który nie chce się wycofać, zanim nie ukamienuje tej kobiety.
Powiedziałem mu:
– Oto masz odpowiedź. Nie możesz widzieć Boga, bo jest On dla ciebie kimś zupełnie obcym”.
Widzieć… Opowieść o zdrowiu dla niewidomego od urodzenia, o miłosierdziu dla cudzołożnej… Dodajmy trzecią, na wskroś wielkopostną: o miłosiernym Ojcu i marnotrawnym synu. „Przypowieść o trzech synach” – tak ją nazwijmy na użytek naszych rozważań.
Jeden z nich jest bez wątpienia ślepy. To ten, w którego sercu powstał gniew z powodu powrotu młodszego brata. To ten, którego serce zostało w tamtej chwili zdominowane przez zawiść wobec szczęścia drugiego człowieka. To ten, który uważa siebie za porządnego, który ma pretensje do Boga, że jest Bogiem Miłosierdzia. To jest prawdziwa ślepota – bielmo na oczach serca.
Drugi syn – najważniejszy, ukryty bohater owej sceny, opowiada tę historię. To Chrystus. On widzi. Przedstawia obraz Boga, za jakim tęsknimy. Boga, który – przypomnę te ewangeliczne, niezwykłe słowa – wybiegł naprzeciw marnotrawnemu, rzucił mu się na szyję, ucałował go. Chrystus widzi najdalej, najjaśniej i najgłębiej. Pokazuje nam prawdziwy i zachwycający obraz Ojca. On jest z trzech synów jedynym widzącym.

I jest jeszcze trzeci syn – o jego życie toczy się bój, dla niego ta opowieść. Jest on zwany od wieków „marnotrawnym”. Do niego najbardziej jesteśmy podobni. Nie jesteśmy prawdopodobnie (oby!) ani tak zupełnie ślepi, jak ów starszy, nie widzimy też tak jasno i czysto jak Chrystus. Najczęściej bywamy w sytuacji tego trzeciego – marnotrawnego. Wracamy – odchodzimy, wracamy – odchodzimy... Wracamy.

Czy rozumiemy tę prawdę – pragnienie Boskiego serca? Czy chcemy Boga naśladować? Czy chcemy być do Niego podobni? Czy chcemy myśleć i kochać tak jak On? Jeśli On nas przygarnia, jeśli nam przebacza, to żąda od nas właściwie tylko jednego – żebyśmy Go w Jego miłości naśladowali, żebyśmy byli odblaskiem Jego serdeczności wobec grzeszników. Żebyśmy umieli – podobnie jak On – cieszyć się i bawić, radując się z powrotu naszych sióstr i braci do Boga. By była w nas owa przejrzystość serca, owa prostota, którą ma w sobie Bóg, ciesząc się w bezgranicznie Boski sposób z powrotu człowieka. Każdego. Czy tę postawę, to uczucie, to Boskie piękno, chcemy w sobie kształtować? To jest chyba najważniejsze pytanie dzisiejszej liturgii.

Johannes Hessen, koloński filozof i teolog, budujący swoje dzieło na porównaniach, napisał kiedyś, że z naszym poszukiwaniem Boga jest trochę tak, jak z szukaniem radiostacji na falach eteru. Żeby „złapać” Boży głos i Boską muzykę, trzeba koniecznie dostroić fale własnego życia do Boskiej częstotliwości. Powiada: „Boga usłyszy się tylko wtedy – Jego muzykę, Jego słowo, Jego bliskość – kiedy będzie się odbierało na częstotliwościach, którym na imię miłość”. Bóg na innych nie nadaje. Jeśli chcemy „być z Nim w kontakcie”, jeśli chcemy Go słyszeć, jeśli chcemy przeżywać z Nim swoje życie – musimy kochać. I to w sytuacjach prostych, codziennych. Wtedy, kiedy to wymaga odrobiny naszej cierpliwości, życzliwości, dania swojego czasu, zdrowia, pieniędzy. Bóg bowiem na innych falach nie nadaje. Poza miłością się Go nie spotyka... Amen.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.