Samba z łapówkami

Jakub Jałowiczor

|

GN 45/2022

publikacja 10.11.2022 00:00

Dla połowy Brazylijczyków Inácio Lula da Silva jest sprawcą sukcesu gospodarczego. Dla drugiej połowy to zwykły łapówkarz. Jego powrót wywołał gigantyczne protesty.

Lula da Silva świętuje wyborcze zwycięstwo. Lula da Silva świętuje wyborcze zwycięstwo.
Sebastiao Moreira /epa/pap

Po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich Brazylia eksplodowała. Zwolennicy dotychczasowego prezydenta Jaira Bolsonaro zaczęli blokować drogi. Demonstrują też przed koszarami wojska, domagając się interwencji przeciw przejęciu władzy przez Inácio Lulę da Silvę. Mają dwa powody. Po pierwsze, uważają, że wybory sfałszowano. Po drugie, są wściekli, że do władzy wraca polityk skazany wcześniej za korupcję.

Ulubieniec ludu

Wybory odbyły się w październiku. Jair Bolsonaro, nazywany brazylijskim Donaldem Trumpem i tak samo jak Amerykanin znienawidzony przez światową lewicę, miał ponieść druzgocącą klęskę. Sondaże wskazywały nawet ponad 20-punktową przewagę i jego wygraną w pierwszej turze. Jednak Lula zdobył w niej 48 proc. głosów, wyprzedzając Bolsonaro tylko o 5 punktów procentowych. W drugiej turze kandydat socjalistów uzyskał poparcie 50,9 proc. elektoratu, a nazwisko jego kontrkandydata zaznaczyło 49,1 proc. wyborców. To wystarczyło do zwycięstwa, choć było ono dalekie od zapowiadanego triumfu. Przewaga prezydenta elekta wyniosła 2,1 mln głosów. Znacznie więcej – 5,7 mln – było nieważnych.

76-letni dziś Lula rządził Brazylią od 2003 do 2011 roku. Dwukrotnie dość łatwo wygrywał wybory, za każdym razem osiągając w drugiej turze około 60 proc. głosów. Pod koniec rządów sondaże dawały mu ponad 80-procentowe zaufanie społeczne, które zawdzięczał wzrostowi gospodarczemu i zrealizowanym programom socjalnym. Wskazana przez niego jako następczyni Dilma Rousseff także bez trudu otrzymała fotel prezydencki. Przed wyborami zaplanowanymi na 2018 rok socjalista ponownie był liderem sondaży, ale kiedy wyborcy szli do urn, Lula od kilku miesięcy odsiadywał wyrok za korupcję.

Tylko ryby nie biorą

Łapówkarstwo od dawna jest w Brazylii wielkim problemem społecznym. Tylko w latach 2003–2007 1200 pracowników administracji rządowej straciło posadę ze względu na podejrzenie popełnienia takiego przestępstwa. Biurokracja sprzyja korupcji wśród urzędników, gangsterzy „opłacają się” policjantom, zdarzały się też afery na najwyższych szczeblach władzy – w 1992 roku z powodu oskarżeń ustąpił ówczesny prezydent Fernando Collor de Mello. Największym skandalem czasów Luli da Silvy była sprawa tzw. miesięcznych pensji z 2005 roku. Wyszło wtedy na jaw, że Partia Pracujących, z której wywodzi się prezydent, co miesiąc płaciła łapówki (równe diecie) deputowanym z konkurencyjnej Partii Pracy. Ci w zamian mieli głosować tak jak Partia Pracujących. Lula da Silva nie został jednak o nic oskarżony i pozostawał liderem sondaży zaufania. Nie zabiły go też inne polityczne skandale, jak ten związany z nadużyciami przy zakupach karetek pogotowia.

Polityk znalazł się na celowniku śledczych dopiero w 2016 roku. Brazylia była wtedy w innej sytuacji niż za jego rządów. Dwa lata po tym, jak urząd objęła Dilma Rousseff, przez kraj przetoczyła się fala protestów. Demonstranci chcieli poprawy warunków życia, bo życie zwykłego obywatela nie wyglądało tak dobrze jak wskaźniki gospodarcze. Pensje były niezadowalające, ceny podstawowych produktów wysokie, a nierozwiązane problemy gospodarcze sprawiały, że produktem zbyt drogim dla przeciętnie zarabiających była pralka. Ludzi męczyły też wszechobecna korupcja i zorganizowana przestępczość. W największych miastach na manifestacje przychodziło po ponad milion osób. Jednak Rousseff nie ustąpiła, a nawet wygrała kolejne wybory jesienią 2014 roku.

Mycie samochodu

Wielu Brazylijczyków chciało jednak zmiany. Zwłaszcza że w 2014 roku na jaw zaczęła wychodzić korupcja na niespotykaną dotąd skalę. Zaczęło się od niewielkiego śledztwa dotyczącego prania pieniędzy. W jego toku śledczy natrafili na gigantyczne nadużycia popełniane przez polityków i przedstawicieli wielkich firm. Zamieszani byli ludzie z prywatnego giganta budowlanego Odebrecht i Petrobrasu, państwowego koncernu paliwowego, a także wielu innych przedsiębiorstw. Sam prezes Odebrechtu został oskarżony o wręczenie łącznie 500 mln reali łapówek (prawie 500 mln zł) za korzystne decyzje podczas przetargów. Brali politycy socjaldemokratów, centroprawicowych Progresistów i Partii Pracujących. W zamian za kontrakty przekupywano też rządy innych krajów Ameryki Łacińskiej i Afryki, przy okazji wpływając na tamtejsze wybory. Operacji śledczych nadano kryptonim „Myjnia samochodowa”.

Przed sądem stanęło kilkudziesięciu działaczy różnych ugrupowań. Podejrzanym stał się również Lula da Silva. Śledczy zarzucili mu przyjęcie jako łapówki domu w nadmorskim kurorcie oraz remont innego domu, a także to, że próbował wpływać na świadków. Wiosną 2016 roku były prezydent miał usłyszeć zarzuty. Dilma Rousseff mianowała go wtedy szefem swojego gabinetu, zapewniając w ten sposób politykowi immunitet. Sąd zakwestionował jednak nominację i Lula został oskarżony. Były prezydent usłyszał wyrok 9,5 roku pozbawienia wolności, a w drugiej instancji karę podwyższono do 12 lat. W tym czasie przeprowadzono impeach­ment i pozbawiono urzędu Dilmę Rousseff. Formalnie chodziło o manipulowanie budżetem państwa w celu ukrycia deficytu, ale operacja nie byłaby możliwa, gdyby nie afery i rekordowo niskie poparcie dla głowy państwa. Rousseff, Lula i ich zwolennicy do dziś nazywają impeachment zamachem stanu.

Wielka zmiana

W 2018 roku wybory prezydenckie wygrał Jair Bolsonaro, prawicowiec, zwolennik zdecydowanej walki z przestępcami, raczej przeciwny aborcji i zdecydowanie krytykujący ruch gejowski, proamerykański i werbalnie antychiński (choć w praktyce nie porzucił współpracy z Pekinem). Do władzy wyniosły go m.in. hasła antykorupcyjne. Jednak powodzenie operacji „Myjnia” z biegiem czasu malało. Co najmniej od 2016 roku część mediów mocno krytykowała Sergio Moro, sędziego śledczego będącego jedną z głównych twarzy akcji. Zarzucano mu upolitycznienie i stronniczość. Oskarżenia przybrały na sile po tym, jak Bolsonaro mianował Moro ministrem sprawiedliwości, a jeszcze bardziej po wycieku korespondencji byłego sędziego z prokuratorami zaangażowanymi w sprawę Luli. Brazylijski Sąd Najwyższy w 2019 roku uznał, że były prezydent został przedwcześnie osadzony w więzieniu i kazał go wypuścić. Później SN uznał, że sąd z Sergio Moro w składzie nie miał prawa zajmować się Lulą. Unieważniono więc skazujące wyroki, umożliwiając byłemu prezydentowi ponowny start w wyborach. W zasadzie nie zakwestionowano przyjęcia przez polityka łapówek, lecz sprawy musiałyby toczyć się od nowa, a grozi im przedawnienie.

A prezydent nie walczy

Lula wygrał wybory, po czym przypominał, że za jego poprzednich rządów brazylijska gospodarka rosła, rodziny otrzymywały świadczenia socjalne, a do biednych dzielnic doprowadzano prąd. Zapewne zadziałało też zmęczenie społeczeństwa kolejnymi doniesieniami o milionach przyjmowanych przez polityków. W dodatku Bolsonaro mobilizował brazylijską lewicę w podobny sposób jak Donald Trump tę amerykańską. Jednak wynik wyborów pokazał, że prezydentura Bolsonaro nie stanowiła przypadku, a Brazylia jest mocno podzielona. W pierwszych dniach demonstranci przeciwni Luli blokowali ponad 130 ulic w całym kraju. W Rio de ­Janeiro wypełnili siedmiokilometrową plażę i pobliskie bulwary. Protesty miały miejsce w wielu miastach, także na niektórych uniwersytetach. W mediach społecznościowych pojawiły się nagrania mające dowodzić procederu kupowania głosów czy tego, że elektroniczne maszyny do głosowania (od lat stosuje się je na dużą skalę) nie przyjmowały głosów na Jaira Bolsonaro.

W historii Brazylii niejednokrotnie zdarzały się przewroty i brutalne bunty społeczne. Od demonstracji dystansuje się jednak Jair Bolsonaro. Podlegająca jego administracji policja nakłada mandaty i niekiedy zatrzymuje protestujących. Ustępujący prezydent prosił natomiast swoich wyborców, by nie stosowali „metod lewicy”. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.