Kierowca na tylnym siedzeniu

Leszek Śliwa

|

GN 09/2008

publikacja 04.03.2008 12:50

Fidel Castro niespodziewanie ogłosił, że rezygnuje z władzy. Czy to oznacza upadek komunizmu na Kubie?

Kierowca na tylnym siedzeniu Czy nadeszła pora na zmiany na Kubie? Fot. PAP/EPA/ALEJANDRO ERNESTO

Fidel rządził prawie pół wieku. „Przetrzymał” w tym czasie dziewięciu prezydentów USA. Od 24 lutego 2008 r. na własną prośbę, przestał pełnić najważniejsze na Kubie stanowiska przewodniczącego Rady Państwa i głównodowodzącego armii. Na wieść o tym na całym świecie podniosły się głosy domagające się demokratyzacji. Dyktator niemal natychmiast odpowiedział im na łamach gazety „Granma”, organu Komunistycznej Partii Kuby. „Czytam i słyszę, że wszyscy kandydaci na prezydenta USA domagają się zmiany. Zgadzam się z nimi w zupełności. Tak! Zmiana, zmiana i jeszcze raz zmiana! Ale w Stanach Zjednoczonych!!!”.

Latynoamerykański macho
Fidel Castro to, obok przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Ila, ostatni komunistyczny dyktator w starym stylu. Całe jego życie otoczone jest legendą i swoistym kultem. Oficjalna propaganda kreowała go na niezwyciężonego, mocnego człowieka, prawdziwego latynoamerykańskiego macho. Zupełnie na serio twierdzi się, że CIA 638 razy próbowała zorganizować zamach na jego życie. Gdyby było to prawdą, Amerykanie musieliby „knuć” częściej niż raz na miesiąc, regularnie przez pół wieku! Budowie kultu miały też służyć wielogodzinne przemówienia El Comandante, których jedynym celem było zaimponowanie żelaznym zdrowiem i witalnością. Oficjalnie rozpuszczano również plotki o erotycznych podbojach Fidela, doliczając się ponad tuzina nieślubnych potomków.

W połowie 2006 roku dyktator musiał się poddać operacji jelit. Ogłoszono, że do czasu wyzdrowienia oddaje władzę w państwie swemu bratu Raúlowi. Do pełnego wyzdrowienia jednak nie doszło. Gdyby Fidel pokazał się teraz Kubańczykom jako niedołężny starzec, zburzyłby cały swój mit. Jako przywódca państwa nie mógłby uniknąć publicznych wystąpień. Postanowił więc kierować państwem „z tylnego siedzenia”.
„Kochani rodacy, nie mówię wam: żegnajcie. Będę regularnie komentował to, co dzieje się w kraju i na świecie” – zapowiedział w dzienniku „Granma” w swej stałej rubryce „Reflecciones del compaero Fidel” (Refleksje towarzysza Fidela). Emerytowany dyktator „skromnie” dodał, że zażądał, by jego komentarze drukowane były teraz już nie na pierwszej, lecz na drugiej stronie gazet.

Kiedy Fidel Castro zachorował, przez wiele dni trwały spekulacje, czy jeszcze w ogóle żyje. Tak było, gdy umierali Włodzimierz Lenin czy Leonid Breżniew. Ale na tym kończą się podobieństwa. Podczas choroby tamtych dyktatorów potężna nomenklatura – rządząca klika – wyłaniała ze swego grona następców. A Fidel nie ma ani następców, ani nawet liczących się współpracowników. Jego brat Raúl nigdy nie wykazał się żadną samodzielnością. Wszystkich innych potencjalnych następców Fidel przezornie usunął, by nie byli dla niego zagrożeniem. Wszystko dlatego, że Fidel nie jest typowym przywódcą komunistycznym. Przypomina raczej latynoamerykańskich „caudillos” – dyktatorów, których władza nie opiera się na żadnej ideologii, a jej jedyną racją bytu jest charyzma i brutalność dyktatora.

Wyspa niewolników
Co zatem czeka Kubę w najbliższej przyszłości? Raczej nie należy spodziewać się wielkich zmian. Już po likwidacji ZSRR optymiści liczyli dni do upadku reżimu Castro. Wiadomo było, że bez gigantycznych subwencji radzieckich (do 1990 roku pomoc ZSRR dla Kuby szacowano na 100 mld dolarów rocznie) gospodarka kubańska musi się załamać. Tak też się stało. A jednak Castro przetrwał. Rewolucja nie wybuchła ani wtedy, gdy żywność zaczęto reglamentować, ani gdy bezrobocie wzrosło do 36 procent, ani gdy zaczęto wyłączać prąd. Kubańczycy cierpliwie znosili coraz bardziej egzotyczne pomysły dyktatora. Kilka lat temu na przykład nakazał on masową produkcję szybkowarów i przymusowy ich zakup przez wszystkie rodziny. Wyliczył bowiem, że gotowanie w szybkowarach oszczędza energię elektryczną.

Ci, którzy nie mogli znieść reżimu, uciekali do USA. Dziś emigrantów jest już ponad milion. Na Kubie istnieje także opozycja. Jest to jednak bardzo niewielka garstka intelektualistów, ludzi zdeterminowanych i odważnych. Za najmniejszą krytykę reżimu można trafić do więzienia na ponad dwadzieścia lat.

Bierność Kubańczyków jest zrozumiała w kontekście historii wyspy. Kuba była przez kilka stuleci kolonią hiszpańską. Nieliczna ludność indiańska wymarła już w XVI wieku i do pracy na plantacjach trzciny cukrowej sprowadzano masowo niewolników z Afryki. Niewolnictwo zniesiono dopiero w 1880 roku. Kiedy na początku lat dwudziestych XIX wieku amerykańskie kolonie usamodzielniały się, na Kubie było spokojnie. Nie wytworzyła się tam bowiem jeszcze wówczas lokalna elita, a główne role odgrywali Hiszpanie przybywający z Europy. Dopiero w 1868 roku zaczęło się powstanie niepodległościowe. Zostało jednak stłumione. Kubę w roku 1898 odebrały Hiszpanii Stany Zjednoczone. Mimo pozorów niepodległości faktycznie Kuba stała się kolonią USA. I tak było do przejęcia władzy przez Fidela w 1959 r.

Kraj ten nigdy nie zaznał ani demokracji, ani pełnej niepodległości. Nigdy nie było tam społeczeństwa obywatelskiego. Pradziadowie większości obywateli urodzili się jako niewolnicy. Może dlatego Kubańczycy, zamiast walczyć na Kubie z dyktaturą, uciekali z wyspy, tak samo jak przed laty ich przodkowie – niewolnicy – uciekali z plantacji.

Na Kubie zapewne więc nic się nie zmieni. Gdyby jednak zwyciężył scenariusz optymistyczny – wprowadzenie demokracji – nowe władze od razu znalazłyby się w bardzo trudnej sytuacji. Ustrojowa transformacja musiałaby się odbyć w warunkach skrajnej biedy. Kubę, tak czy inaczej, czekają więc ciężkie czasy

Dyktator
Fidel Alejandro Castro Ruz urodził się 13 sierpnia 1926 roku w Birán. Jego ojciec Ángel Castro Argiz był bogatym plantatorem trzciny cukrowej. Fidel uczył się w szkołach prowadzonych przez jezuitów: najpierw w kolegium Dolores w Santiago de Cuba, a potem w prestiżowym kolegium Belén w Hawanie.

Po ukończeniu studiów prawniczych na Uniwersytecie w Hawanie otworzył kancelarię adwokacką. W 1948 roku ożenił się z Mirtą Díaz-Balart, z którą miał syna Fidela. W 1954 roku rozwiódł się.

Od tego czasu jego życie prywatne jest otoczone tajemnicą. Na studiach związał się z rewolucjonistami pragnącymi obalić reżim Fulgencio Batisty. Po nieudanym ataku na koszary Moncada w 1953 roku trafił do więzienia. Po amnestii w 1955 roku wyjechał do Meksyku.

Rok później wrócił na Kubę i podjął walkę partyzancką, która w styczniu 1959 zakończyła się zwycięstwem. W grudniu 1961 oficjalnie proklamował marksizm-leninizm. Ustanowił dyktatorski reżim, odpowiedzialny za śmierć tysięcy przeciwników politycznych (źródła niezależne mówią o zamordowaniu 9240 osób).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.