Rewolucja – niezły biznes

Artur Bazak

|

GN 09/2008

publikacja 27.02.2008 19:50

Żyli jak pączki w maśle, swoją „rewolucję” toczyli w nowych ciuchach i samochodach. Zachodni lewicowi intelektualiści z końca lat 60. uwielbiali Lenina i Mao, gardzili demokracją. Zabawa w komunizm doprowadziła ich do terroryzmu. Czy teraz w Polsce nie grozi nam „powtórka z historii”?

Rewolucja – niezły biznes

Ona była piękną, błyskotliwą dziennikarką. Skończyła jako terrorystka. On wydawał najpoczytniejsze w Niemczech lewicowe pismo studenckie, które utorowało drogę rewolucji obyczajowej lat sześćdziesiątych XX wieku. Burzliwą historię małżeństwa Ulrike Marie Meinhof i Klausa Rainera Röhla opisuje Bettina Röhl – znana niemiecka dziennikarka, a prywatnie ich córka. „Zabawa w komunizm” tylko z pozoru jest kronikarskim zapisem działalności niszowego środowiska niegroźnych kontestatorów. W rzeczywistości to klucz do zrozumienia uniwersalnych praw, rządzących każdą sterowaną rewolucją.

„Niezależne” pismo komunistyczne
Nazwisko Ulrike Meinhof kojarzy się dziś głównie z terroryzmem. Zanim jednak Ulrike została terrorystką i w latach 1970–1972 wzięła udział w napadach rabunkowych, zamachach bombowych i morderstwach, przez kilkanaście lat wspólnie z Klausem Röhlem wydawała „Konkret” – najpoczytniejsze czasopismo lewicowe w Niemczech. Powstałe w 1955 r., przetrwało pod kierownictwem Röhla (w roli redaktora naczelnego, a potem wydawcy) do 1973 r. W 1962 r. redaktorem naczelnym została Ulrike Meinhof. Łamy pisma i dom męża opuściła pod koniec lat 60., aby trafić do grupy terrorystów, która m.in. od jej nazwiska nazwana została Baader–Meinhof (inna nazwa: Frakcja Czerwonej Armii – RAF).

„Zabawa w komunizm!” opowiada głównie o powstaniu i działalności środowiska skupionego wokół pisma „Konkret”, które z czasem z pisma studenckiego stało się kultowym periodykiem lewicowej i zbuntowanej młodzieży. Jego nakład wynosił w połowie lat 60. ok. 250 tys. egzemplarzy. Na łamach „Konkretu” publikowali swoje artykuły słynni pisarze, krytycy, czołowi publicyści, ideolodzy i ludzie świata nauki, m.in.: Günter Grass, Jean-Paul Sartre czy Rudi Dutschke. Redaktorzy i dziennikarze „Konkretu” słynęli z odważnych tekstów, które o kilka dobrych lat wyprzedzały rewolucyjne zmiany obyczajowe na Zachodzie, ciekawych reportaży z krajów bloku wschodniego czy Azji oraz autorskich felietonów. A także z nowoczesnych okładek, na których w 1969 r. zagościł obnażony biust czy tabletka antykoncepcyjna. Czytanie pisma „Konkret” było elementem mody i wyznacznikiem postępu. Dwa tematy zdominowały w latach 60. czasopismo duetu Meinhof i Röhl – seks i polityka. Ta ostatnia była wielką namiętnością młodej Meinhof i jej partnera.

Najbardziej kultowe pismo, w którym prezentowano postępowe idee obyczajowe, na którego łamach poddawano bezpardonowej krytyce politykę RFN, kapitalizm, demokrację i powojenne społeczeństwo dobrobytu, okazało się bytem od początku do końca wymyślonym przez służby specjalne NRD. I chociaż dzieje współpracy Klausa Röhla z prowadzącymi go oficerami obfitowały w różne napięcia i kryzysy, by wreszcie zakończyć się pod koniec wydawania pisma, nie ulega wątpliwości – także dla Röhla – że „Konkret” był narzędziem w rękach komunistów, na którym jednak robiło się niezłe pieniądze i karierę.

Rewolucja – czyli niezły biznes
„Zabawa w komunizm!”, wydana po polsku w Bibliotece Historycznej Frondy, wywołała w Niemczech spore kontrowersje i ożywioną dyskusję. Już sam tytuł dla wielu był nie do przyjęcia. Uderzał w podstawy wielkiego generacyjnego mitu, który nadawał sens biografii takich ludzi, jak Daniel Cohn-Bendit (symbol buntu studentów w maju ’68, obecnie europarlamentarzysta), Joschka Fischer (minister spraw zagranicznych w rządzie Gerharda Schroedera), Johannes Rau (były prezydent Niemiec), czy wielu polityków Partii Zielonych i SPD, a także wpływowych ludzi mediów. To, co dla nich było pierwszym zetknięciem z działalnością publiczną, którą traktowali jak życiową misję, dla autorki jest tylko zabawą zblazowanych chłopaczków, szukających wyzwań i ideologicznych wizji, które nadałyby jakiś cel ich życiu opływającemu w dostatki. – Warta majątek butelka dobrego chianti nie stanowiła problemu. Członkowie frakcji pili w końcu za zdrowie klasy robotniczej – nikt się nie oszczędzał. Byli świadomi, że są jej dłużnikami, ale unikali jej jak ognia – pisze we wstępie autorka. – Zachodnim „rewolucjonistom” nie można odmówić stylu. Swoją walkę o nowy popkomunizm toczyli w markowych ciuchach, a w razie potrzeby nawet w futrach z norek.

Rudi Dutschke, Ulrike Meinhof, Joschka Fischer czy Daniel Cohn-Bendit nierzadko przyjeżdżali na demonstracje antypaństwowe swoimi najnowszymi porsche. Przyjemnie było należeć do awangardy, posiadać pieniądze – najlepiej odziedziczone lub zdobyte dzięki głoszeniu haseł lewicowych – być młodym i żyć na Zachodzie w tłustych i sytych latach 60. i 70. – Przedstawiciele pokolenia ’68 popełniali wyłącznie błędy, nigdy nie zhańbili się produktywną pracą, a mimo to decydują o wszystkich sprawach państwowych i społecznych, dominują w kulturze, sztuce, wymiarze sprawiedliwości i wielu innych dziedzinach. O takiej pozycji nie śniło się żadnym elitom w dotychczasowej historii ludzkości – podsumowuje Bettina Röhl. Bettina Röhl napisała swoją książkę z pasją, humorem i znawstwem. Przytacza mnóstwo faktów, dokumentów z berlińskiego Archiwum Federalnego, wspomnień, wywiadów z uczestnikami tamtych wydarzeń oraz korespondencje Ulriki Meinhof. Głos tej ostatniej jest szczególnie ważny dla zrozumienia złożoności tej postaci, która do dzisiaj stanowi żeński odpowiednik Che Guevary i fascynuje wciąż wielu artystów, czyniących z jej życia inspirację swoich dzieł.

A co nas to obchodzi?
Książka Bettiny Röhl obnaża wyidealizowany obraz nowej lewicy, pokazując jej prawdziwe korzenie. Na temat rewolucji studenckiej w maju 1968 r. panuje wciąż wiele mitów. Fakty historyczne przesłania ideologia. Prawdziwy sens ówczesnych wydarzeń gubi się w nostalgicznych wspomnieniach głównych bohaterów. Kogo to dziś jeszcze obchodzi? – ktoś zapyta – a już zwłaszcza w Polsce?
W czasach kiedy przesyceni konsumpcjonizmem studenci na czołowych uniwersytetach chętnie uczęszczają na dyskusje w kółku marksistowskim i zaczytują się Leninem i Stalinem, w jednym z największych dzienników w kraju publikuje się debatę o powracającej modzie na Marksa, a najpopularniejszym periodykiem jest lewicowa „Krytyka Polityczna” i skupione wokół niej prężne radykalne środowisko – należy chyba się zastanowić, czy aby historia się nie powtarza?
Tylko że w przypadku Polski nie można mówić o zabawie w komunizm.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.