Uwolnić Slipyja

Andrzej Grajewski

|

GN 51/2007

publikacja 27.12.2007 20:46

Z syberyjskich łagrów na ogół nie wiodła droga na Zachód. Jak to się stało, że Nikita Chruszczow wysłuchał w grudniu 1962 r. prośby amerykańskiego dziennikarza i polecił uwolnić jednego z najważniejszych więźniów politycznych?

Uwolnić Slipyja Arcybiskup większy Lwowa Josyf Slipyj. W sowieckich łagrach spędził 18 lat. Zmarł w Rzymie w 1984 r. Jego proces beatyfikacyjny jest w toku. CORBIS/Bettmann

Ta niezwykła historia, której wszystkich szczegółów nadal nie znamy, rozegrała się przed 45 laty, gdy świat ledwo co ochłonął po kryzysie kubańskim, który nieomal nie zakończył się wybuchem konfliktu nuklearnego. Jesienią 1962 r. Chruszczow polecił instalować na Kubie rakiety, które mogły być uzbrojone w głowice nuklearne. Ameryka nie mogła pozostać bezczynna. Prezydent Kennedy wystosował ultimatum wobec Moskwy, w którym domagał się wycofania rakiet, zarządził także blokadę wyspy. Świat zamarł w napięciu, czekając co się dalej wydarzy.

Telefon prezydenta
W tym czasie w elitarnej Philips Exeter Academy w Andover (w stanie Massachusetts) odbywało się spotkanie amerykańskich naukowców z sowieckimi dziennikarzami. Wielu z jego uczestników miało dobre kontakty z politykami bądź służbami specjalnymi. Uczestnikiem debaty był także Norman Cousins, dziennikarz i współwydawca popularnego magazynu „Saturday Review”. Był człowiekiem niewierzącym, prawdopodobnie masonem, posiadał szereg kontaktów w środowiskach lewicowych i liberalnych. Między innymi był zaprzyjaźniony z wpływowym doradcą ekonomicznym Johna F. Kennedy’ego i współautorem wielu jego przemówień Theodorem Sorensenem.

Wieczorem 23 października 1962 r., gdy napięcie w związku z kryzysem karaibskim osiągnęło szczyt, do Cousinsa osobiście zadzwonił prezydent USA. Prosił o nietypową przysługę, a mianowicie o kontakt z papieżem Janem XXIII. O dziwo okazało się, że prośba nie była niewykonalna. W tej samej konferencji uczestniczył bowiem dominikanin o. Felix Morlion, jedna z najbardziej tajemniczych, a zarazem wpływowych postaci tamtej doby. Był Belgiem, świetnie wykształconym, prekursorem katolickiego zaangażowania w dziedzinie mediów.

Już przed wojną ostrzegał przed konsekwencjami rozmiękczenia Zachodu przez sowiecką propagandę. W czasie wojny o. Morlion zjawił się w Rzymie z amerykańskim paszportem i powszechnie sądzono, że działał na rzecz wywiadu wojskowego (OSS) Stanów Zjednoczonych. Był w bliskich relacjach z jego szefem, gen. Wiliamem Donovanem, irlandzkim katolikiem, w czerwcu 1944 r. odznaczonym przez Piusa XII niezwykle prestiżowym Orderem św. Sylwestra. Morlion, gdy dowiedział się o telefonie Kennedy’ego, natychmiast poprosił o połączenie z Watykanem. Rozmawiał z bp. Igino Cardinale, szefem protokołu watykańskiego, któremu przedstawił prośbę Amerykanów.

Chodziło o to, aby Papież zabrał głos w sprawie kryzysu kubańskiego, wzywając obie strony do opamiętania i rozmów. Po niedługim czasie przyszła odpowiedź. Jan XXIII był gotów wystosować apel, pod warunkiem że takie będzie życzenie zarówno prezydenta Kennedy’ego, jak i Chruszczowa. Jeszcze tego samego dnia Watykan z ambasad obu zainteresowanych otrzymał potwierdzenie, że światowi przywódcy czekają na jego słowa.

24 października 1962 r. Jan XXIII wystąpił z radiowym orędziem, w którym powiedział m.in. pamiętne słowa: „Błagam wszystkich rządzących, aby nie byli głusi na wołanie ludzkości o pokój i podjęli negocjacje”. Moskwa i Waszyngton potrzebowały pretekstu, aby skończyć niebezpieczną licytację siłą zbrojną. Słowa papieża, który wezwał światowych przywódców do rozmów, spełniły taką rolę. Rozpoczęły się poufne negocjacje, które doprowadziły do wycofania rakiet z Kuby. Jednocześnie Amerykanie zapewnili, że nie będzie inwazji na Kubę.

Sobór ma problem
Watykan postanowił wykorzystać odprężenie dla rozwiązania kolejnego problemu, który już na wstępie zablokował prace Soboru Watykańskiego II. W zamierzeniach Jana XXIII sobór poza wymiarem kościelnym miał także służyć budowaniu nowego ładu międzynarodowego. Papież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prowadzona przez komunistów walka z religią jest jednym ze składników zimnej wojny, paraliżującej świat perspektywą wojny nuklearnej. Dlatego czynił usilne starania, aby w soborze uczestniczyła także delegacja rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, całkowicie wówczas kontrolowanej przez władze państwowe. Mówiąc wprost, prawosławni delegaci mieli być kanałem informującym Kreml o zamierzeniach Watykanu, których celem było powiększenie obszaru wolności religii na całym świecie, tworzenie instrumentów dialogu i zaufania.

Były to także ważne aspekty ruchu ekumenicznego, który w sposób naturalny budował również mosty między Watykanem a Moskwą. Po wielu problemach na soborze zjawili się dwaj ważni przedstawiciele Patriarchatu Moskiewskiego: Witalij Borowoj i Władimir Kotljarow. Ich pojawienie się rozjuszyło jednak przedstawicieli emigracyjnego ukraińskiego Kościoła unickiego. Uznali, że skandalem jest zaproszenie delegacji rosyjskiej Cerkwi przy jednoczesnym milczeniu o losach Kościoła na Ukrainie, całkowicie zniszczonego przez Stalina w 1946 r. Domagali się także interwencji w sprawie abp. Josyfa Slipyja, jedynego żyjącego jeszcze w sowieckich łagrach biskupa unickiego. Ich publiczne, coraz głośniejsze protesty stawiały pod znakiem zapytania ekumeniczny, ale i polityczny wymiar soboru.

Nowa misja Cousinsa
Po konsultacji z dyplomacją amerykańską Watykan postanowił skorzystać z pomocy Normana Cousinsa. W listopadzie 1962 r. przyleciał on do Rzymu, gdzie spotkał się znów z o. Felixem Morlionem, który szybko zorganizował mu kilka spotkań z przedstawicielami watykańskiego Sekretariatu Stanu. Jednocześnie zostały rozpoczęte poufne konsultacje ze stroną radziecką. Prowadził je m.in. lekarz Dario Spalone, którego pacjentami była grupa wpływowych jezuitów, a także osoby z kierownictwa włoskiej partii komunistycznej.

Do Moskwy przesłany został sygnał, że papież gotów jest wysłać do Chruszczowa specjalnego emisariusza, który także będzie się cieszył zaufaniem prezydenta Kennedy’ego. Pod koniec listopada przyszła odpowiedź, że I sekretarz KC KPZR oczekuje swego niezwykłego gościa. Cousins o celu wizyty długo rozmawiał z kard. Agostino Beą, przewodniczącym Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan, oraz substytutem w Sekretariacie Stanu abp. Angelo Dell’Acqua. Miał omówić trzy sprawy – możliwość nawiązania relacji dyplomatycznych między Stolicą Apostolską a ZSRR, zaprzestanie walki z religią przez system komunistyczny oraz złożyć prośbę o uwolnienie abp. Slipyja. 13 grudnia 1962 r. Cou- sins został przyjęty na Kremlu przez Chruszczowa. Rozmowa trwała ponad trzy godziny i została szczegółowo opisana w obszernym raporcie, który Cou- sins złożył po powrocie w Watykanie.

Rozmowa na Kremlu
Chruszczow z wielkim zainteresowaniem wysłuchał wystąpienia Amerykanina. Długo rozwodził się nad przyczynami wrogości komunistów do religii. Nie ukrywał, że sam był w młodości osobą wierzącą, podobnie jak Stalin, który nawet uczęszczał do niższego seminarium duchownego. Zaczął walczyć z religią, gdy zrozumiał, że w carskiej Rosji prawosławie było jednym z fundamentów niesprawiedliwego systemu społecznego. „Popi nie byli sługami Boga, lecz żandarmami cara” – miał wówczas powiedzieć. Żachnął się, gdy usłyszał, że głównym celem przyjazdu Cousinsa jest prośba o zwolnienie abp. Slipyja. „Przypominam sobie tę sprawę”, powiedział wyraźnie naburmuszony i dodał: „nie wiem, gdzie on jest i czy jeszcze żyje”. Wypada wątpić, czy mówił prawdę. Z pewnością bowiem wiedział, jakie są losy jednego z najpilniej strzeżonych więźniów politycznych tamtej doby. W łagrach abp Slipyj, metropolita większy Lwowa, przebywał od wielu lat.

W marcu 1946 r. został skazany na 8 lat łagru za „zdradę Związku Radzieckiego”, choć nigdy nie był obywatelem sowieckim. Jego wina polegała na tym, że sprzeciwiał się likwidacji Kościoła unickiego na Ukrainie, który został włączony do Patriarchatu Moskiewskiego. Przeszedł przez najcięższe łagry syberyjskie. W 1953 r. mógł odzyskać wolność, ale pod warunkiem, że uzna akt likwidacji unii. Nie zrobił tego, więc został skazany na bezterminowy pobyt na zesłaniu w Kraju Krasnojarskim. Później dołożono mu kolejnych 8 lat. Nie tracił hartu ducha.

Starał się utrzymywać kontakt z żyjącym w podziemiu Kościołem na Ukrainie. Wysyłał m.in. swoje tajne listy pasterskie, w których zachęcał do wierności papieżowi oraz niezłomnego trwania w Kościele katolickim. Oczywiście nie miał żadnego pojęcia o tym, że jego osoba znalazła się w centrum zainteresowania mocarzy tego świata. Gdy Cousins debatował z Chruszczowem na Kremlu, Slipyj siedział w baraku obozowym na dalekiej Północy, na terenie Mordwińskiej Autonomicznej Republiki Radzieckiej.

Chruszczow zrozumiał od razu, że sprawa Slipyja wywoła ogólnoświatową dyskusję o sytuacji ludzi wierzących w ZSRR. Chciał tego uniknąć, zwłaszcza że niedawno obiecywał społeczeństwu, że jeszcze za jego życia zostanie zbudowany komunizm, w którym nie miało być miejsca dla Pana Boga. Cousins starał się rozwiać jego wątpliwości, zapewniając, że cała operacja zostanie przeprowadzona dyskretnie. „A jednak będzie wiele smrodu” – mówił zafrasowany sekretarz. Po kolejnej wymianie zdań Chruszczow obiecał, że zbada sprawę i jeśli otrzyma gwarancje, że nie będzie z tego robiona sprawa polityczna, nie wyklucza zwolnienia Slipyja. „Jeszcze jeden przeciwnik polityczny na wolności nie napawa mnie lękiem”, zakończył już całkiem pewny swego.

Na początku stycznia 1963 r. Watykan poufnymi kanałami został poinformowany, że Slipyj odzyska wolność. Ustalono, że otrzyma paszport dyplomatyczny i poleci z Moskwy do Rzymu w towarzystwie przedstawiciela Watykanu. Po „odbiór” Slipyja pojechał do Moskwy na początku lutego 1963 r. ks. Johannes Willebrands, Holender pracujący w watykańskim Sekretariacie ds. Jedności Chrześcijan, później wieloletni jego szef. W jednym z moskiewskich hoteli spotkał się ze Slipyjem, przywiezionym pod eskortą KGB. Unicki biskup dowiedział się, że odzyskuje wolność, ale na zawsze musi opuścić swój kraj. Wiadomość była dla niego szokiem. W pierwszej chwili odmówił wyjazdu. Przekonywał, że jego miejsce jest tutaj, wraz z cierpiącym Kościołem. Gdy usłyszał, że taka jest wola Ojca Świętego – ustąpił, chciał jedynie pożegnać się ze swą diecezją. Władze sowieckie zgodziły się na ten warunek, ale jedynie w wymiarze symbolicznym.

Do Rzymu miał jechać pociągiem przez Lwów i Wiedeń. W nocy, gdy przejeżdżali przez uśpiony Lwów, abp Slipyj z okna pociągu błogosławił swoich rodaków i wiernych. 9 lutego 1963 r. został przyjęty na audiencji przez Jana XXIII. Slipyj padł do nóg papieża, dziękując za odzyskaną wolność, zaraz jednak zapytał, kiedy wolność odzyska jego Kościół? Na to pytanie papież nie mógł odpowiedzieć. Dopiero Jan Paweł II doprowadził do odrodzenia Kościoła unickiego na Ukrainie w 1990 r. Uwolnienie kard. Slipyja było nie tylko bezprecedensowym gestem Chruszczowa wobec papieża, ale i ważnym sygnałem, że dwa bloki mogą rozwiązywać konflikty nie tylko na drodze zbrojnej. Pozwoliło to supermocarstwom rozpocząć rozmowy, które wprawdzie nie doprowadziły do natychmiastowego przełomu, ale powoli zmieniały świat na lepsze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.