Powrót cara

Andrzej Grajewski

|

GN 49/2007

publikacja 11.12.2007 17:09

W wyborach do Dumy wygrał Putin. Jego partia Wspólna Rosja może nie tylko samodzielnie rządzić, ale i dowolnie zmieniać konstytucję. W praktyce Putin ma teraz władzę większą niż Mikołaj II, ostatni car Rosji.

Powrót cara Były oficer KGB Władimir Putin od 2000 r. rządzi Rosją. W marcu 2008 r. przestanie być prezydentem, ale z pewnością zachowa całą władzę w państwie. PAP/EPA/DMITRY ASTAKHOV

Tak wielkie zwycięstwo partii, której Putin był jedyną twarzą i liderem, oznacza, że Rosjanie w jego ręce złożyli także decyzję, co do losów urzędu prezydenta. W marcu 2008 r. kończy się druga i ostatnia kadencja Putina. Musi on wskazać swego następcę, który z pewnością bez problemów zwycięży w wyborach prezydenckich. On sam będzie premierem z nowymi uprawnieniami, albo powstanie nowy urząd „lidera narodu”, gdyż tak najczęściej przedstawiano Putina w czasie kampanii wyborczej.

Czwórka w Dumie
Jak było do przewidzenia, partia Wspólna Rosja, z której listy startował prezydent Władimir Putin, zdecydowanie wygrała wybory do Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu. Zebrała ponad 64 proc. głosów. Oprócz niej do Dumy weszły także Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej Giennadija Ziuganowa (ponad 11 proc.), populistyczna Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji Władimira Żyrinowskiego (ponad 8 proc.) i lewicowo-populistyczna Sprawiedliwa Rosja Siergieja Mironowa (ok. 8 proc.). Zarówno Żyrinowski, jak Mironow, choć w przeszłości krytykowali Putina w najważniejszych momentach, zawsze głosowali za programem Kremla.

Jak się wydaje, Putinowi zależało, aby w parlamencie znalazło się szersze spektrum opozycji, co miałoby świadczyć o pluralizmie i demokracji w Rosji. Być może dlatego wynik ugrupowań Mironowa i Żyrinowskiego został nieco podretuszowany. Świadczą o tym pretensje Ziuganowa, który twierdzi, że w trakcie liczenia głosów miały miejsce liczne przypadki fałszowania wyników i przepisywania głosów, które padły na komunistów, na rzecz innych, mniejszych ugrupowań. Komuniści w tych wyborach otrzymali o 12 procent głosów mniej, aniżeli w 2003 r. Duma podzielona jest słabsza. Gdyby w ławach opozycji zasiadali tylko komuniści, mogliby szybko wzrosnąć w siłę jako jedyni przeciwnicy reżimu.

Żadna z partii demokratycznych – Jabłoko Grigorija Jawlińskiego i Sojusz Sił Prawicy Nikity Biełycha – nie przekroczyła 7-procentowego progu wyborczego. Były one przedmiotem największych ataków i negatywnej kampanii zarówno ze strony samego prezydenta, jak i mediów. Wybory niewiele zmieniły w dotychczasowym układzie sił. Wspólna Rosja miała bowiem w Dumie 297 mandatów, teraz będzie ich miała prawdopodobnie 315. Istotne jest natomiast, że teraz zdobyła większość konstytucyjną, czyli ponad 300 mandatów. To daje Putinowi pewność, że może dowolnie kształtować system prawny w zależności od rozwoju sytuacji w kraju.

Wódz i pustka
Ostatnie wybory praktycznie nie były już rywalizacją między różnorodnymi podmiotami politycznymi, a stały się elementem budowania prestiżu jednego człowieka – prezydenta Putina. W tym kontekście zupełnie bez znaczenia było to, co mówił i robił Borys Gryzłow, formalny szef Wspólnej Rosji. Wszyscy wiedzieli, że i tak liczy się jedynie to, co zaakceptował Kreml. Zresztą partia ta praktycznie nie istnieje, funkcjonuje jedynie jako klub zwolenników prezydenta Rosji.

Tak jest zresztą postrzegana przez wszystkich Rosjan. Gdyby nie wsparcie prezydenta, nikt by na Wspólną Rosję nie głosował. Wychodząc z tego założenia, politycy tego ugrupowania odmówili udziału w przedwyborczych debatach telewizyjnych, słusznie uznając, że nie mają nic istotnego do powiedzenia swym wyborcom. Zainteresowanych natomiast odsyłali do „planu Putina”.

Paradoksalnie jedyną partią europejskiego typu, która ma szeroką bazę członkowską i rzeczywiście stara się utrzymać jakąś więź z wyborcami oraz posiada czytelny program społeczny i gospodarczy, są komuniści. Ich problem polega jednak na tym, że rozpad Związku Radzieckiego niczego ich nie nauczył. Nadal wierzą w komunizm i gloryfikują Stalina. Tymczasem Rosjanie dobrze wiedzą, że imperialne tęsknoty znacznie lepiej będzie im zaspokoić z Putinem aniżeli drętwym aparatczykiem Ziuganowem. Jednak pomimo ogromnych sił rzuconych w czasie kampanii, wsparcia administracji państwowej oraz przygniatającej przewagi w mediach, wynik Wspólnej Rosji jest gorszy od rezultatu samego Putina w wyborach prezydenckich w 2004 roku, kiedy to przy frekwencji 64 proc. otrzymał on 71,3 proc. głosów.

Dlaczego Putin?
Nie zrozumie się fenomenu popularności Putina bez przypomnienia, czym dla Rosjan były lata 90. Przeżyli wówczas nie tylko rozpad sowieckiego imperium, które dla wielu z nich było jedyną ojczyzną, jaką znali. Zawaliła się także cała gospodarka oraz system państwowy. Przez wiele miesięcy nie były wypłacane renty i emerytury, całe wielkie grupy społeczne znalazły się w nędzy.

Kolejne rządy środowisk demokratycznych porażały indolencją oraz okazały się całkowicie bezradne wobec nowych wyzwań. Gigantyczny majątek państwowy został rozkradziony. Z dnia na dzień powstawały wielkie fortuny byłych aparatczyków, nagle zamienionych w biznesmenów. Państwo pękało w szwach, a konflikt na Kaukazie groził rozlaniem się także na inne obszary, które – podobnie jak Czeczenia – chciały ogłosić suwerenność. Prezydent Jelcyn był ciężko chory, a krajem faktycznie rządziły mafijne klany, rywalizujące między sobą. Jelcyn umiejętnie przygotował swego następcę.

Wpierw zatrudnił Putina w administracji kremlowskiej, później osadził go w służbach, a w końcu zrobił premierem. Prawdziwą popularność Putin zdobył jednak dopiero po krwawym wrześniu 1999 r., kiedy w kilku zamachach bombowych życie straciło blisko 300 osób. Sprawców nigdy nie wykryto, choć o zbrodnie oskarżeni zostali Czeczeńcy. Putin zapowiedział, że bezlitośnie rozprawi się z terrorystami i rozpoczął kolejną brutalną wojnę na Kaukazie.

Dla wielu Rosjan była to jednak sprawiedliwa odprawa za akty terroru. Prestiż Putina rósł z dnia na dzień. Pomogła mu także zwyżka cen surowców energetycznych, zwłaszcza ropy naftowej. Udało mu się uszczelnić system, ukrócić co bardziej bezczelnych złodziei, wprowadzić nieco porządku w kraju i przywrócić wielu Rosjanom wiarę w przyszłość. To wystarczyło, aby nie troszczyli się o przestrzeganie standardów demokratycznych. Dzisiaj prezydent cieszy się poparciem znacznej większości Rosjan, nawet jeśli ostatnie wybory zostały nieco sfałszowane na jego korzyść.

Po ośmiu latach rządów Władimira Putina demokracja w Rosji jest systemem fasadowym, gdyż zlikwidowane zostały najważniejsze instytucje społeczeństwa obywatelskiego. Całkowicie spacyfikowane zostały media, zwłaszcza elektroniczne, rozbito sieć organizacji społecznych. Jego rządy nie rozwiązały żadnego z wielkich problemów Rosji, która nadal jest bogatym krajem biednych ludzi. Aparat biurokratyczny dławi po dawnemu wszelką przedsiębiorczość, korupcja kwitnie, a mafie, jeśli nie mieszają się do polityki, mogą czerpać krociowe zyski z pasożytowania na państwowej gospodarce. Rosja stoi przed katastrofą demograficzną, a wielu regionom zagraża klęska ekologiczna. Ma cara, ale nadal jest słabym krajem, za to z potężnym arsenałem nuklearnym. Jeszcze nieraz w tym stuleciu Rosja będzie przyprawiała świat o ból głowy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.