Twardy Kaszub

Andrzej Grajewski

|

GN 44/2007

publikacja 05.11.2007 13:40

Donald Tusk rozpoczyna najważniejszą polityczną misję swego życia. Kim jest polityk, który będzie nami rządził?

Twardy Kaszub Małgorzata i Donald Tuskowie w swym trzypokojowym mieszkaniu w Sopocie. AGENCJA GAZETA/KRZYSZTOF MILLER

Jego biografia nie jest tak egzotyczna, jak imię, ale z pewnością to życiorys ciekawy, pełen niespodziewanych zwrotów. Ma za sobą lata pracy fizycznej, ale i przynależność do „klasy próżniaczej”, jak sam określał siebie i swych kolegów senatorów.

Chłopak spod stoczni
Jego przyjaciele zwracają uwagę, że ukształtowało go dzieciństwo spędzone w ubogim domu czynszowym, położonym w centrum Gdańska. Z dachu domu doskonale widać było teren Stoczni Lenina. Gdy w grudniu 1970 r. rozpoczęły się strajki, a później władza zaczęła strzelać do robotników, Tusk z bliska przyglądał się tamtemu dramatowi. To ukształtowało jego ocenę władzy ludowej na całe życie. Późniejsze wybory tylko to pierwsze doświadczenie potwierdzały. Zwłaszcza udział w krakowskich „czarnych” juwenaliach w 1977 r. po śmierci Stanisława Pyjasa, kiedy wszedł w środowisko studenckiego ruchu oporu.

Urodził się w 1957 r. w rodzinie gdańsko-kaszubskiej. Ojciec był magazynierem, matka sekretarką w szpitalu. Imię Donald dostał po ojcu. Wymyśliła je babcia, jak głosi tradycja domowa, urzeczona jakimś amerykańskim gwiazdorem filmu niemego, którego oglądała w gdańskim fotoplastykonie. Ale są także inne wersje opowieści, jak babcia wpadła na to oryginalne imię. Jego dziadkowie z obu stron, a więc Tuskowie i Dawidowscy byli obywatelami Wolnego Miasta Gdańska. Tusk działał w polskich organizacjach, został aresztowany we wrześniu 1939 r. W 1940 r. osadzono go w obozie koncentracyjnym Stutthof k. Gdańska. Później został przewieziony do obozu w Neugame, gdzie przebywał do 1943 r. Po powrocie z obozu, jak wielu innych Kaszubów, Ślązaków czy Wielkopolan został latem 1944 r. przymusowo wcielony do Wehrmachtu, batalionu służby zastępczej, ale po kilku miesiącach dostał się do niewoli aliantów. Sprawa została nagłośniona w czasie kampanii prezydenckiej z negatywnym dla Tuska wydźwiękiem.

Jak wielu, Donald zachłysnął się wolnością, która w sierpniu 1980 r. rodziła się w stoczni. Był wówczas dziennikarzem pisma związkowego, a w stanie wojennym działaczem podziemnych struktur. W latach 80. przygarnął go Maciej Płażyński, który wraz z kolegami założył spółdzielnię pracy „Świetlik”, specjalizującą się w robotach na wysokości. Tusk malował m.in. wielkie chłodnie kominowe. Gdy nadarzyła się okazja, pod koniec lat 80. wyjechał na kilka miesięcy do Norwegii, gdzie pracował fizycznie. W 1989 r. wrócił do dziennikarstwa, współtworząc jeden z pierwszych prywatnych dzienników „Gazetę Gdańską”. Stąd było już blisko do wielkiej polityki, mandatu sejmowego, senatorskiego, pracy politycznej w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, później w Unii Demokratycznej i jej mutacji Unii Wolności, wreszcie w Platformie Obywatelskiej.

Przewodnicy i mentorzy
Kilka osób znacząco wpłynęło na myślenie Tuska. Pierwszym był z pewnością Lech Bądkowski, dziennikarz, tłumacz i działacz społeczny, jedna z najważniejszych osób w środowisku gdańskiej opozycji w latach 70. Działał także w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, które wydawało czasopismo „Pomerania”. To Bądkowski uczył Tuska miłości do małych regionalnych ojczyzn, których granic nie było wówczas na żadnych mapach. Przyjął Tuska do redakcji „Pomeranii”, jednocześnie był on dziennikarzem „Samorządności” dodatku związkowego do „Dziennika Bałtyckiego”. Po 13 grudnia 1981 r. Tusk wraz z całym zespołem był w strajkującej stoczni. Później wydawał podziemną gazetkę związkową „Rozwaga i Solidarność” wraz z Maciejem Łopińskim, obecnym rzecznikiem prezydenta Kaczyńskiego, i Mariuszem Wilkiem, wybitnym dziennikarzem i pisarzem.

W latach 80. Tusk zetknął się z myślą liberalną. Szczególne wrażenie wywarł na nim francuski filozof i dziennikarz Guy Sorman. Książka Sormana „Rozwiązanie liberalne” była jego ulubioną lekturą w tym czasie. Odnajdywał w niej idee, które po swojemu starał się propagować w piśmie „Przegląd Polityczny”, założonym w 1983 r. wraz z kolegą ze studiów i przyjacielem Wojciechem Dudą. Pismo ukazuje się do dzisiaj i jest jednym z najlepszych kwartalników społeczno-politycznych w naszym kraju.
Niewątpliwie także darzy wielkim szacunkiem Lecha Wałęsę, którego poznał jeszcze w stoczni. Wspierał jego kampanię prezydencką w 1990 r. Zresztą w ogóle na początku lat 90. miał poglądy dość radykalnie antykomunistyczne. Dlatego wielu nie zapomniało mu udziału w obaleniu rządu Jana Olszewskiego w czerwcu 1992 r.

W kręgu bliskich
Żonę Małgorzatę z domu Sochacką poznał na studiach w Gdańsku. Jej rodzice przyjechali na Wybrzeże z Polski centralnej. Donalda interesowało międzywojenne dwudziestolecie, ją – dzieje Ameryki przed Kolumbem. Marzenia o wyprawie w tamten region zrealizowała dopiero niedawno, kiedy pojechała na Jukatan i do Meksyku. Pobrali się w 1978 r., ale ślub kościelny wzięli dopiero w 2005 r. tuż przed wyborami prezydenckimi. Złośliwi mówili, że był to także element kampanii. Ich przyjaciele gwałtownie zaprzeczają. Decyzję o ślubie kościelnym Tuskowie podjęli wcześniej, była to skromna prywatna uroczystość, o której media nie miały wiedzieć. Ale stało się inaczej. W dojrzewaniu decyzji Donalda ważnym przeżyciem był jego udział w pogrzebie Jana Pawła II. To wówczas postanowił uporządkować także sprawy rodzinne.

Syn Michał jest już samodzielny. Ukończył socjologię i pracuje jako dziennikarz w „Gazecie Morskiej”, dodatku do „Wyborczej” na Wybrzeżu. Jego pasją jest także komunikacja miejska. Zdał trudny egzamin kierowcy autobusów i ma drugi zawód w kieszeni. Świadomie nie uczestniczy w życiu politycznym ojca. Inaczej niż córka Katarzyna, „Giga”, jak ją nazywają w rodzinie. Nie musi grzać się w blasku sławy ojca, gdyż sama jest dobrze rozpoznawalna dzięki startowi w jednej z edycji „Tańca z gwiazdami”. W czasie kampanii wyborczej stale była przy boku ojca. Studiuje psychologię w Gdańsku. Mieszka z rodzicami w niewielkim mieszkaniu w Dolnym Sopocie.

Pasje nie tylko sportowe
Pasją Donalda była zawsze piłka nożna. Od dzieciństwa kibicował Lechii Gdańsk, a jednocześnie sam grał w podwórkowej drużynie. W latach 80. wydarzeniem dla gdańskiego podziemia były mecze dwóch środowisk – liberałów, którym przewodził Tusk, a w drużynie grali m.in. Lewandowski i Bielecki, oraz młodopolaków z Ruchu Młodej Polski Aleksandra Halla oraz Tomka Wołka i Arama Rybickiego. Podobno udało im się kiedyś namówić na grę Wałęsę, ale on szybko uznał, że lepiej wypada w roli kibica.
Tusk nie przestał grać także, gdy stał się politykiem. Jest piłkarzem dynamicznym, dobrze wyszkolonym technicznie ma tzw. ciąg na bramkę i dobrze strzela głową. Jednocześnie bywał na boisku egoistyczny, nie stronił od fauli. Gdy był już wicemarszałkiem Senatu, grając, nabawił się poważnej kontuzji. Choć lekarze mu to odradzali, wrócił na boisko.

W latach 90. złapał bakcyla narciarstwa. Lubi jeździć we włoskich Dolomitach i podobno dobrze mu idzie nawet na trudniejszych trasach. Tusk zna język niemiecki i dobrze mówi po angielsku, który systematycznie doskonali od kilku lat. Kilka razy latem za własne pieniądze wyjeżdżał na kursy językowe i praca ta dzisiaj owocuje. Mało kto wie, że jest także koneserem muzyki barokowej. To także rodzinna tradycja, odziedziczona po dziadku Józefie, znanym w Gdańsku lutniku. Z pewnością jego pasją jest także Gdańsk, którego różnorodne korzenie odkrywał w cyklu albumów „Był sobie Gdańsk” i całej swojej publicystyce. Był inicjatorem wydania elementarza kaszubskiego oraz innych publikacji poświęconych regionowi. Jednak jego ulubionym autorem nie jest, jak można by sądzić, gdański krajan Günter Grass, lecz największy historyk greckiej starożytności Tukidydes. Do „Wojny peloponeskiej”, przejmującego traktatu o wielkości i małości polityki, stale powraca. Niektóre ze stawianych przez Tukidydesa pytań będą teraz dla Tuska bardziej aktualne niż kiedykolwiek.

W tym roku ukończył 50 lat. Jest politykiem doświadczonym, który ma na koncie obok sukcesów także ciężkie porażki. Umie kalkulować i czekać, wielokrotnie nie oddawał pola, nawet będąc w wielkich opałach. Tyle o zaletach, a wady? Zmieniał partie i poglądy, bywał nielojalny wobec swych przyjaciół politycznych. Jego przeciwnicy powątpiewają, czy w ogóle ma jakieś trwałe przekonania i poglądy, czy raczej jest typem „człowieka bez właściwości”, umiejętnie adaptującym się do każdej sytuacji. W kampanii obiecywał wiele i teraz będzie surowo z tych obietnic rozliczany. Jest twardym i szczwanym Kaszubem, który gra według reguł i zasad, ale czasem także, jak przeciwnik pozwala. Właśnie zaczyna najważniejszą rozgrywkę swego życia, której wynik nas wszystkich będzie dotyczył.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.