Na Zachód, na Wschód?

Andrzej Grajewski

|

GN 39/2007

publikacja 02.10.2007 19:54

Przedterminowe wybory na Ukrainie rozstrzygną nie tylko o tym, kto będzie rządził w Kijowie, ale być może także o ważniejszych kwestiach cywilizacyjnych.

Premier Janukowycz  (po lewej)  i prezydent Juszczenko (po prawej) Premier Janukowycz (po lewej) i prezydent Juszczenko (po prawej)
symbolizują różne kierunki ukraińskiej polityki fot.
PAP/M. Markav

Wszystko wskazuje na to, że ich zwycięzcą będzie Partia Regionów premiera Wiktora Janukowycza, występująca pod niebieskim barwami. Być może będzie mogła samodzielnie rządzić, jeśli do parlamentu wejdą komuniści i jeden z mniejszych populistycznych bloków. Zwycięzca jednak chyba nie zdoła zebrać wystarczającej liczby głosów, aby zmienić konstytucję, ograniczając kompetencje prezydenta. Kryzys polityczny może więc trwać dalej. Do przyspieszonych wyborów doszło bowiem na skutek konfliktu między prezydentem Juszczenką a premierem Janukowyczem wiosną tego roku. Aby przerwać proces podkupywania przez premiera posłów opozycji, prezydent w czerwcu br. rozwiązał Radę Najwyższą i ogłosił nowe wybory.

Zachód przeciw Południu
Wyborcy na Ukrainie są wyraźnie podzieleni geograficznie. Zachodnia część kraju, dawne kresy Rzeczypospolitej, wspiera „pomarańczowych”, Blok Julii Tymoszenko oraz partię Nasza Ukraina, której liderem jest prezydent Juszczenko. Ta para doprowadziła w grudniu 2004 r. do zwycięstwa „pomarańczowej rewolucji” i prezydentury Juszczenki. Późniejsze ich kłótnie zniweczyły ten wysiłek i dały „niebieskim” okazję do rewanżu.

Ludzie z zachodnich okręgów Ukrainy najczęściej wyjeżdżają na Zachód, szukając pracy w Polsce, ale także w wielu innych krajach Europy. Pochodzący stamtąd wyborca jest zorientowany prozachodnio, popiera wejście Ukrainy do Unii Europejskiej oraz NATO.

Zupełnie inne preferencje mają zwolennicy „niebieskich”, a więc przede wszystkim wyborcy z południa kraju z Doniecka, Dniepropietrowska, Ługańska czy Charkowa. Tam znajdują się największe ośrodki przemysłu, które od rosyjskich rynków zależne są podwójnie. Na obszarze Federacji Rosyjskiej sprzedają najwięcej produktów, stamtąd otrzymują także niezbędne surowce energetyczne. Wielu ludzi stamtąd wyjeżdża za pracą do Rosji, gdzie są cenieni jako wykwalifikowana siła robocza.

Nie bez znaczenia jest także fakt, że większość mieszkańców tego regionu posługuje się na co dzień językiem rosyjskim. Dla nich prozachodnia retoryka „pomarańczowych” jest próbą zerwania więzów z Rosją, opartych na interesach gospodarczych, kulturze powstałej w kręgu cyrylicy i prawosławiu. Dlatego Janukowycz domaga się, aby wraz z wyborami przeprowadzić referendum z pytaniem, czy język rosyjski ma być drugim językiem państwowym.

Puste centrum
Regionem najbardziej upośledzonym w wyniku transformacji jest środek kraju, gdzie poza Kijowem prowincja trwa w letargu, przygnieciona ruiną postsowieckiej gospodarki oraz wszechobecną biedą. Tamtejsze regiony naznaczone są także największą plagą lat transformacji, coraz szybszym wymieraniem kraju. W ciągu 15 lat Ukraina straciła ponad 3,5 mln obywateli i jest w czołówce krajów mających bardzo złe wskaźniki demograficzne.

Nierozwiązany jest także wielki problem własności ziemi, która nadal nie może być w rękach prywatnych. Skutecznie hamuje nie tylko rozwiązanie problemów kołchozowego rolnictwa, ale także znacząco obniża atrakcyjność tych terenów dla zachodnich inwestorów. Wyborca z centrum kraju jest wrażliwy na demagogię socjalną. Tam mogą liczyć na sukces zarówno komuniści, jak i partie obiecujące rozdawnictwo dużych pieniędzy, a więc także Blok Tymoszenko.

Dylematy i zadania
Nowy rząd Ukrainy stanie przed wyborem: albo będzie modernizował kraj, mając odległą perspektywę integracji z Unią, albo wybierze stagnację, a w konsekwencji orbitowanie w strefę wpływów Rosji. Niezwykle ważne dla tej decyzji będą przesłanki ekonomiczne. Nie tylko „pomarańczowi” z obozów Juszczenki i Tymoszenko, ale także „niebiescy” Janukowycza wiedzą, że Unia Europejska jest dla Ukrainy większym partnerem gospodarczym aniżeli Rosja. Daje także większe poczucie bezpieczeństwa. Przypadek Michaiła Chodorkowskiego, niegdyś jednego z najbogatszych Rosjan, obecnie więźnia, skazanego i pozbawionego majątku z woli Putina, nie zachęca ukraińskich oligarchów do naśladownictwa rosyjskiego modelu cywilizacyjnego.

Także my mamy zadanie do odrobienia. Od 2008 r. będziemy członkiem układu z Schengen. Oznacza to usztywnienie reżimu wizowego na wschodniej granicy, a w konsekwencji utrudnienia w ruchu osobowym i w handlu z Ukrainą. Musimy rozwiązać ten problem, bez względu na to, kto będzie rządził w Kijowie, jeśli chcemy przekonać Ukraińców, że prozachodnia orientacja jest także dla nich szansą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.