Coraz bliżej normalności

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 36/2007

publikacja 10.09.2007 22:09

Wiele atrakcyjnych programów przegrało 31 sierpnia wieczorem z konferencją prasową prokuratorów nadzorujących i prowadzących śledztwo w sprawie tzw. przecieku na temat akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Medialna rzeczywistość zderzyła się z faktami i przegrała, chociaż nadal próbuje odwrócić bieg wydarzeń.

Coraz bliżej normalności Konferencja prasowa prokuratorów 31 sierpnia była z uwagą obserwowana przez miliony telewidzów. PAP/Paweł Kula

Pisałam już w GN (19 VIII), że operację CBA uważam za konieczny i dobrze pomyślany sposób walki z korupcją, więc nie będę do tego wracać. Struktury władzy i administracja państwa miały być wolne od afer. Karanie przyłapanych na korupcji pośredników i pozostawianie nietykalnymi ludzi władzy, którzy „biorą”, to pozorowanie działania. Pośredników można wymieniać, źródłem korupcji systemowej są nieuczciwi przedstawiciele władzy. To wydawało się najważniejsze.

Większość mediów była jednak odmiennego zdania. Dla nich bardziej „porażające” były dymisje ministrów Leppera i Kaczmarka oraz komendanta policji Kornatowskiego i szefa CBŚ Marca oraz zeznania Kaczmarka przed sejmową komisją ds. służb specjalnych. Były minister opowiadał o nadużyciach rządu, którego członkiem był trzy tygodnie wcześniej, snuł opowieści o podsłuchach, inwigilacjach, nagraniach polityków i dziennikarzy oraz hakach zbieranych na wszystkich i wszędzie. Oto prawda o „układzie” braci Kaczyńskich, oto jak nisko upadła IV RP i polska demokracja – głosili komentatorzy, eksperci i politycy opozycji. Wzywali do powołania sejmowej komisji śledczej i odłożenia terminu wyborów. Roman Giertych i Andrzej Lepper zaproponowali Janusza Kaczmarka jako premiera w ramach konstruktywnego wotum nieufności.

Pod dyktando mediów
Gdy Andrzej Lepper oświadczył, że źródłem przecieku był Zbigniew Ziobro, media straciły resztki zdrowego rozsądku i prawie uwierzyły. Sytuacja stała się skrajnie absurdalna, gdy po konfrontacji w prokuraturze Ziobro udostępnił śledczym nagranie rozmowy, z którego w sposób wiarygodny wynikało, że Lepper kłamie, a media i tak zapytały: co to za kraj, którego ministrowie nagrywają się nawzajem.
Wydarzenia zdawały się toczyć pod dyktando mediów. Marszałek czytał na tajnym posiedzeniu sejmu zeznania Kaczmarka, Giertych, poparty przez wszystkie kluby opozycji przerwał posiedzenie Sejmu, a posłowie zgodnie odwołali Marka Kuchcińskiego z funkcji przewodniczącego komisji administracji i spraw wewnętrznych.

Przełom zaczął się w czwartek 30 sierpnia, gdy zatrzymano i przesłuchano Kaczmarka, Kornatowskiego oraz byłego prezesa PZU Jaromira Netzla, a znany biznesmen z Gdyni Ryszard Krauze uniknął tego, gdyż jest za granicą. Media i opozycja zatrzęsły się z oburzenia i oskarżyły rząd oraz prokuraturę o wszystkie możliwe nadużycia władzy z dyktaturą, autorytaryzmem i totalitaryzmem włącznie. Padają porównania do niemieckiej Stasi, rumuńskiej Securitate etc. Konstruktywne wotum nieufności zdaje się wielce prawdopodobne.

W piątek wieczorem głos zabiera prokuratura, ujawniając część materiału dowodowego, który doprowadził do zatrzymania byłego ministra, komendanta i prezesa. Poznajemy przebieg dnia sprzed akcji CBA, zapisany przez kamery monitorujące ulice, windę i hotel oraz nagrania lipcowych i sierpniowych rozmów zatrzymanych. Fakty burzą ustalony w mediach porządek rzeczy, a rzeczywistość pokazuje zawstydzające oblicze.

Dowiadujemy się, że były minister odpowiedzialny za pracę policji kłamał pod przysięgą, ukrywając swoje spotkanie z biznesmenem Krauze, i przez podwładnego, komendanta policji, „załatwiał” sobie fałszywe alibi, nakłaniając skutecznie kolegę – prezesa PZU – do jego potwierdzenia. Co więcej, ciąg wydarzeń tworzy przekonujące przesłanki do wnioskowania, że źródłem przecieku był Kaczmarek, który informację o akcji CBA w ministerstwie rolnictwa przekazał Lepperowi poprzez Krauzego. Wysoce prawdopodobnym łącznikiem między nimi okazał się poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz. Przypominam, że w lipcu wszyscy, pod dyktando mediów, martwiliśmy się o tego posła, któremu w samochodzie służby zostawiły pustą kaburę i ośmieliły się go przesłuchać.

Gdański układ
W piątek pierwszy raz od wielu lat miałam wrażenie, że polskie państwo jednak istnieje, a prokuratorzy i śledczy wiedzą, na czym polega ich praca. Co więcej, możliwość zmiany ekipy rządzącej po przedterminowych wyborach ich nie paraliżuje, prowadzą śledztwo tak, jakby – nareszcie – wierzyli, że robią to dla nas, a nie dla konkretnej partii politycznej. Słuchając nagranych rozmów byłego ministra z byłym komendantem policji, miałam odwrotne wrażenie, że nie my, płatnicy podatków, byliśmy ich pracodawcami. Zdawali się pracować dla kogoś innego, ignorując państwo, obywateli i praworządność.

Konferencja, jak zwykle, nie przyniosła zasadniczego przełomu w mediach, mimo iż zatrzymanych zwolniono za poręczeniem majątkowym. Politycy opozycji i większość dziennikarzy nadal wierzy we własne kreacje; prokuratura odegrała przed nami spektakl, trzeba wrócić do zeznań Kaczmarka w sejmie. Dziennikarze TVN 24 rozpoczęli zaś kolejną edycję transmisji z miasteczka, tym razem „biało-czerwonego”, które pod kancelarią premiera zbudował na cześć Kaczmarka Roman Giertych.
Medialny świat nadal się broni. Próbuje przekonać, że Kaczmarek jest „koronnym świadkiem” w sprawie „totalitarnych praktyk rządu”, a jego zeznania mogą być wiarygodne. Przypominam rzecz oczywistą – koronnym świadkiem zostaje przestępca, który przyznaje się do winy i za obietnicę złagodzenie wyroku ujawnia nieznane prokuraturze fakty. Kaczmarek do żadnej winy się nie przyznał.

Kolejny medialno-polityczny manewr to konstruowanie tezy o „gdańskim układzie braci Kaczyńskich” i roli prezydenta RP. Po co jednak bracia Kaczyńscy tworzyliby układ, który – jak wynika z materiałów prokuratury – był całkowicie poza ich kontrolą? Gdyby pytanie Donalda Tuska o „rolę prezydenta” potraktować poważnie, to weszlibyśmy na teren bajek o braciach, którzy walczą ze sobą o władzę.

Ciekawe, ale mało prawdopodobne. W końcu wiemy, że Kaczmarek dowiedział się o akcji CBA od Ziobry (by uprzedził podległy sobie BOR). Czy więc Tusk naprawdę sugeruje, że Lech Kaczyński polecił Kaczmarkowi uprzedzić Leppera przez Krauzego o wszystkim? Jestem przekonana, że media pogodzą się ostatecznie z rzeczywistością, a przedterminowe wybory odbędą się w październiku.

Ale otwarte pozostaje najważniejsze pytanie. Dlaczego (jeśli hipoteza o źródle przecieku zostanie potwierdzona) Kaczmarek ryzykował swoją pozycję w rządzie i zaufanie prezydenta i ministra sprawiedliwości dla Leppera? Dlaczego w obronę przywódcy „roszczeniowych rolników” zaangażował się Krauze? Chciał mieć swoich polityków w rządzie? Przecież „miał” MSWiA z Kaczmarkiem i komendanta policji Kornatowskiego, których ostatecznie stracił. To nie Lepper decydował o sprawach dla niego ważnych, tylko premier. Więc dlaczego? Czy budował dla siebie „bluszcz”, jak twierdzi Andrzej Zybertowicz, który miał opleść kolejną, rządzącą ekipę? Dlaczego więc w tym bluszczu Lepper był najważniejszym ogniwem? To nie przekonuje.

Już raz Lepper stracił swoje stanowisko, wtedy do jego obrony wystarczyli Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski z TVN 24 wraz z nagranymi dla nich przez Renatę Beger taśmami. Teraz dla Leppera zaryzykowali politycy najwyższych szczebli i stracili swoje stanowiska.

Wyjaśnienie proste może być takie – wszyscy, od SLD po PO oraz wielu ludzi biznesu chce odsunąć na trwałe braci Kaczyńskich od polityki i władzy, a Lepper w rządzie jest idealnym twórcą sytuacji kompromitujących braci i ich partię. Wyjaśnienie inne jest bardziej dramatyczne i odwołuje się do zagranicznych kontaktów Leppera i rzecznika Samoobrony – przede wszystkim na Wschodzie. Może Lepper w rządzie i w polskiej polityce jest potrzebny nie tylko polskim politykom?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.