Bliżej normalności

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 33/2007

publikacja 16.08.2007 14:07

Wydarzenia polityczne toczą się w takim tempie, że nawet prosty komentarz traci aktualność już po kilku godzinach. Dlatego, zamiast przepowiadania przyszłości, proponuję rozważyć to, co w ostatnich zawirowaniach było najważniejsze, czyli problem korupcji oraz uczciwości i wiarygodności polityków.

Bliżej normalności Janusz Kaczmarek został zdymisjonowany z funkcji szefa MSWiA, nie dlatego że są mocne dowody jego winy, ale dlatego że stracił zaufanie premiera, znajdując się w kręgu podejrzanych. PAP

Warto choć na chwilę oderwać się od medialnego szumu i pomyśleć, co oznaczają dymisje A. Leppera i J. Kaczmarka i co kryje się za potokiem słów, który im towarzyszy. Główne kontrowersje zdają się dotyczyć uprawnień CBA i oceny tego, kto kłamie, a kto mówi prawdę. Czy M. Kamiński miał prawo do kontrolowanej prowokacji, by sprawdzić wiarygodność plotek o korupcji w Ministerstwie Rolnictwa?

Pułapka zastawiona
Trzeba przyznać, że CBA przygotowało akcję bardzo pracowicie i z dużą dbałością o szczegóły. Oto dwóch biznesmenów (ludzie CBA) zamierza wybudować w okolicach Mrągowa, tuż nad jeziorem, osiedle dla 4000 mieszkańców. By zrealizować plan gwarantujący ogromne zyski, kupują ponad 40 ha gruntów rolnych – wielokrotnie tańszych niż tereny przeznaczone pod takie inwestycje – i podejmują starania o ich odrolnienie.
Wszystko dzieje się tylko na papierze, a wójt Mrągowa nie ma o niczym pojęcia. CBA podrabia podpisy i pieczątki, bo w planie przestrzennego zagospodarowania gminy taka inwestycja nie istnieje i zapewne nie ma szans na akceptację radnych. CBA musi przygotować wszystko tak, by pośrednicy obiecujący załatwienie sprawy w Ministerstwie Rolnictwa mieli pewność, że biznes jest pewny i na tyle zyskowny, że za odrolnienie dostaną 3 mln zł łapówki. Tym, którzy dziwią się, że minister decyduje o ziemi w Mrągowie, przypominam, że grunty rolne we wszystkich krajach UE to tzw. powierzchnia bazowa, na którą przyznawane są płatności bezpośrednie. Dlatego, gdy klasa ziemi jest niska, odrolnienie zatwierdza wojewoda, gdy wysoka – minister.

Plan był dobrze zastawioną pułapką na tych, którzy – jak niosła wieść gminna – „wszystko mogli załatwić” w Ministerstwie Rolnictwa. Czy wolno podejmować tak skomplikowane i kosztowne działania jedynie po to, by sprawdzić uczciwość ludzi władzy? Część mediów i przeciwników PiS ogłosiła alarm: państwo prawa jest zagrożone, a na polityków zastawia się pułapki w celach stricte politycznych.

Mechanizm korupcji
Warto więc przypomnieć najsławniejszą aferę, w której niezależny sąd wydał wyrok, a skazany odsiedział go prawie w całości. L. Rywin, bo o niego tu chodzi, jest znanym producentem filmowym, dla którego wyrok był kompromitacją. Mimo to do końca nie ujawnił nazwisk ludzi „trzymających władzę”, którzy wysłali go do A. Michnika z korupcyjną propozycją. Gdyby nie taśma z nagraną rozmową, przestępstwo nie zostałoby nigdy udowodnione, i niezależnie od tego, czy łapówka zostałaby wręczona, czy nie, nikt nie zostałby skazany. Taka jest specyfika korupcji, że obie strony po dokonanym przestępstwie milczą jak grób, bo tylko to gwarantuje im bezkarność. Im wyżej sięga korupcja, tym szansa uniknięcia kary większa. Przedstawiciel władzy, który wziął łapówkę, ma w partnerze korupcji najwierniejszego obrońcę. Cóż może być dla biznesmena bardziej korzystne niż powiązany z nim urzędujący minister? Ile nowych możliwości dalszej współpracy...
 

By lepiej zrozumieć siłę tego związku, zapytam: czy pójdziemy ze skargą do prokuratury na chirurga, który wziął łapówkę i uratował komuś z naszych bliskich życie? A co zrobimy, gdy bliscy innego pacjenta, który miał mniej szczęścia, doniosą prokuratorowi, że nasz lekarz „bierze”? Dotykamy rzeczy fundamentalnej w praworządnym i sprawiedliwym państwie: czy godzimy się na ministra, który dorabia na odrolnieniach, i na lekarza, który w publicznym szpitalu operuje w pierwszej kolejności tych, którzy dają łapówki? Jeśli nie akceptujemy takich sytuacji, musimy zgodzić się na prowokacje służb.

Kto ostrzegł Leppera?
Zakończenie akcji CBA przypominało sensacyjny film: ktoś ostrzega pośredników, którzy liczą pieniądze, czekając na decyzję ministra. Spanikowani wycofują się i nie poznajemy osoby, która z nimi współpracowała. Są przesłanki, że tą osobą mógł być A. Lepper, ale nie ma na to dowodów. To jednak wystarcza, by premier zdymisjonował wicepremiera i ministra rolnictwa. A Lepper z osoby traktowanej w mediach jako ktoś, kto kompromituje rząd PiS, w jednej chwili staje się ofiarą tego rządu.

Współczują mu R. Giertych, politycy SLD, dziennikarze TVN 24, a nawet niektórzy liderzy PO. Być może A. Lepper rzeczywiście został niesłusznie pomówiony przez „zaradnych pośredników”, podobnie, jak L. Miller i R. Kwiatkowski pojawili się (niesłusznie, zdaniem A. Michnika) w wynurzeniach L. Rywina jako „ludzie trzymający władzę”. Jeśli tak, to otwarte pozostaje pytanie, dlaczego zgodnie z planem A. Lepper nie odrolnił mrągowskiej ziemi, nie biorąc za to od nikogo ani grosza. Były minister twierdzi, że otrzymał ostrzegawczy telefon: uważaj, będziesz kasowany. Dzisiaj mówi, że ostrzegł go sam minister Ziobro. Ale to nie tłumaczy jego zachowania. Człowiek, który nie planował wzięcia łapówki, nie ma powodu do lęku i powinien lepiej zdać test z wiarygodności.

Stało się jednak inaczej, a premier stracił zaufanie do swojego ministra. Trudno, by w takim przypadku czekał na prawomocny wyrok sądu. Od polityków mamy obowiązek wymagać więcej.

Pojedynek ministrów
To jednak nie koniec sprawy. Jeśli akcja CBA spaliła na panewce, dlatego że doszło do przecieku, to pojawia się nowy, poważny problem. Jak w aferze starachowickiej – ktoś z przedstawicieli najwyższych władz lub służb specjalnych przedłożył dziwne interesy i powiązania nad dobro państwa. Przesłanki prowadzą do kolejnego ministra, który zostaje zdymisjonowany, nie dlatego że są mocne dowody jego winy, lecz dlatego że premier chce ufać członkom swojego gabinetu.

Sytuacja się powtarza, część mediów staje po stronie odwołanego ministra. Co dziwne, nie dlatego że w przekonaniu o własnej niewinności spokojnie czeka na ostateczne wyjaśnienie sprawy. Jest dokładnie odwrotnie. Były minister spraw wewnętrznych mówi, pisze listy otwarte i protestuje przeciwko śledztwu, które może mu przywrócić dobre imię, przeciwko przesłuchaniom jego współpracowników, inwigilacji i rewizjom. Ponownie nie rozumiem – był prokuratorem krajowym, więc zna procedury śledcze. Czyżby stracił zaufanie do ministra sprawiedliwości, z którym do niedawna współpracował, i do premiera, od którego nie tak dawno przyjął nominację?

Najwyraźniej tak, skoro oskarża Z. Ziobrę o toczenie „prywatnej wojny”, a w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” oznajmia, że żyje w państwie totalitarnym. Czy tworzył podwaliny pod totalitarne państwo za rządów AWS, współpracując z L. Kaczyńskim, czy za rządów SLD, pełniąc ważne funkcje w prokuratorze, czy tylko biernie przyglądał się, jak robi to rząd J. Kaczyńskiego? Milczał, dopóki był ministrem, mówi, bo już nim nie jest? Czy zamierza prosić włoski rząd o azyl polityczny, korzystając z faktu, że spędza tam właśnie urlop?

Wyjście awaryjne
Rząd J. Kaczyńskiego otrzymał dotkliwy cios, po którym jedynym wyjściem są wybory. To jednak nie koniec. Kolejny wicepremier zachowuje się co najmniej niezwykle. Gdy R. Giertych sugerował na konferencji prasowej, że odwołanie J. Kaczmarka to próba zablokowania przez J. Kaczyńskiego zmiany premiera, miałam wrażenie, że śnię. Jeśli R. Giertych rzeczywiście uważa, że J. Kaczyński dba wyłącznie o swoją pozycję, powinien natychmiast złożyć dymisję. Podobno skutkuje to utratą odprawy, ale mam nadzieję, że R. Giertych nie kompromitował polskiego rządu tylko z tego powodu.

Dlaczego mimo tych ponurych refleksji uważam, że jesteśmy dzisiaj bliżej normalności? Bo dowiedzieliśmy się wielu nowych rzeczy o politykach, mediach i samych sobie. Bo łatwiej nam dzisiaj ocenić ich wiarygodność i uczciwość. Bo efektem tych wydarzeń będą październikowe, przedterminowe wybory. To my, jak w każdym normalnym, demokratycznym kraju, zadecydujemy o przyszłości Polski. Okazało się też, że prezydent L. Kaczyński i przewodniczący PO, D. Tusk, potrafią ze sobą rozmawiać i wspólnie ustalić sposób rozwiązania dramatycznie trudnej sytuacji politycznej.

To naprawdę zbliża nas do normalności. Rada Polityczna PiS potwierdziła wolę przeprowadzenia przedterminowych wyborów. Mam nadzieję że podobnie postąpią politycy PO. Gorąco protestują Samoobrona, LPR i SLD. Wszyscy lepiej lub gorzej zdają na naszych oczach test wiarygodności i uczciwości. Warto było sprawdzić sytuację w Ministerstwie Rolnictwa, warto było zdymisjonować dwóch ministrów, chociaż w konsekwencji PiS traci władzę. Jeśli ostateczną decyzję oddaje w ręce wyborców, to naprawdę jesteśmy bliżej, a nie dalej normalności i demokratycznego państwa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.