Zbudować drugą Estonię

Eliza Michalik, dziennikarka i publicystka „Wprost”, wcześniej „Ozonu” i „Gazety Polskiej

|

GN 33/2006

publikacja 10.08.2006 09:38

Jak zreformować publiczne finanse? Może nie warto wyważać otwartych drzwi i wystarczy skorzystać z doświadczeń Estonii? Jej się udało.

Zbudować drugą Estonię Udaną reformę finansów publicznych przeprowadził w Estoniiw latach 90. premier Mart Laar (z prawej). Na zdjęciu z 2001 r. z Romano Prodim, wówczas przewodniczącym Komisji Europejskiej.

Jarosław Kaczyński rozpoczął szefowanie radzie ministrów od zapewnienia, że najważniejsza dla jego rządu jest reforma finansów publicznych. Los Polaków zależy dziś zatem od odpowiedzi na kluczowe pytanie, jak premier rozumie reformę finansów. Czy, jak Edward Gierek, że władza zaciąga w tajemnicy przed społeczeństwem olbrzymie pożyczki, które wszyscy obywatele przez parę dziesiątków lat muszą później solidarnie spłacać i wszyscy po równo dzielą się biedą? Czy raczej jak Ronald Reagan, który wzorując się na amerykańskich liberałach (to znienawidzone w Polsce słowo oznacza po prostu zwolenników wolnego rynku i uczciwej konkurencji), zapowiedział, że każdy otrzyma od państwa równe szanse na starcie: taki sam dostęp do edukacji i pomocy społecznej w razie potrzeby i... nic więcej. Bo dalej los każdego obywatela zależy już od jego pracowitości, pomysłowości i energii.

Prawo i Sprawiedliwość wyborczy sukces zawdzięcza swoistej mieszance gierkowsko-reaganowskiej: populistycznych haseł, za którymi stały jednak konkretne, często liberalne w wymowie obietnice. Chwytliwy marketingowo parawan PiS-owskiego solidaryzmu społecznego, oprócz nierealnych zapowiedzi dawania wszystkim po równo, krył ważne obietnice obniżenia podatków, redukcji wydatków budżetu, przejrzystych procedur i ułatwień dla przedsiębiorców. Jednym słowem PiS obiecywało to wszystko, co w cywilizowanych i bogatych krajach europejskich określa się mianem reformy finansów publicznych.
Jakie są szanse, że PiS spełni swoją obietnicę? Oceńcie państwo sami.

Lider na Wschodzie
Dla ułatwienia powiem, że aby naprawić polskie finanse publiczne, nie trzeba wymyślać nowatorskich rozwiązań, wystarczy spojrzeć na to, co w wielu krajach na świecie zrobili już politycy, którzy w chwili obejmowania władzy byli w identycznej sytuacji jak Jarosław Kaczyński. Każde z tych państw różni się historią, położeniem geograficznym i uwarunkowaniami społecznymi, ale łączy je jedno: wydźwignęły się z upadku dzięki zdrowemu rozsądkowi swoich przywódców. Najbliższa Polsce jest, choćby ze względu na ruinę, do której doprowadziło ją 50 lat rządów komunistów, Estonia. Ponad 10 lat temu, tak jak Polska, znajdowała się w głębokim kryzysie gospodarczym, ze zrujnowaną posttotalitarną gospodarką, galopującą inflacją i ponadtrzydziestoprocentowym bezrobociem. Dziś jest niekwestionowanym liderem gospodarczym wśród krajów Europy Wschodniej. Od początku lat 90. notuje wzrost gospodarczy na poziomie ponad 5 proc. (w rekordowym roku ubiegłym – 11 proc.).

Podatki w dół
Co stało się w Estonii? We wrześniu 1992 r. pierwsze wolne wybory w niepodległej Estonii wygrała centroprawicowa koalicja „Ojczyzna”, która odrzuciła pomysł, by oddać postkomunistom m.in. ministerstwa gospodarki i finansów. Ostatecznie powstał rząd centroprawicowy i antykomunistyczny, mający większość w parlamencie. Na jego czele stanął Mart Laar. Rząd Laara, który, tak jak dziś rząd Kaczyńskiego, musiał zacząć od przeprowadzenia reformy finansów publicznych, postawił na trzy rzeczy: prosty i przyjazny obywatelom system podatkowy, prywatyzację i przejrzystość finansów państwa. Tworzący gabinet młodzi liberałowie zaczęli od wprowadzenia restrykcyjnego Prawa o Bankructwie, które w ogóle nie brało pod uwagę możliwości dotowania przez państwo nierentownych przedsiębiorstw.

Gdyby premier Kaczyński myślał o reformie finansów publicznych poważnie, w Polsce podobne restrykcje musiałyby objąć dofinansowanych przez państwo 40 miliardami złotych górników, KRUS, do którego wszyscy dopłacamy 15 miliardów złotych rocznie, i kompletnie niewydolny ZUS (kolejne 40 miliardów każdego roku).

Rząd Laara poszedł także na rękę ciągle opluwanemu w Polsce kapitałowi zagranicznemu. Poza takimi dziedzinami gospodarki jak górnictwo, energetyka, porty, kolej, transport lotniczy, bankowość i telekomunikacja, obcokrajowcy nie potrzebowali żadnych zezwoleń ani licencji na działanie w Estonii. Laar ułatwił im życie jeszcze bardziej, bo pozwolił, żeby zagraniczni przedsiębiorcy, którzy zainwestowali ponad 1 mln dolarów i mają więcej niż połowę akcji w spółkach z kapitałem mieszanym, byli przez trzy lata zwolnieni z podatku, a przez następnych pięć płacili 5 proc. podatku dochodowego (przy obowiązującej stawce podatku liniowego 35 proc.).

A teraz wyobraźcie sobie państwo, że podobną rzecz robi Kaczyński. Ile byłoby biadolenia i oburzonych głosów o wyprzedaży majątku narodowego. Majątku, który – dodajmy – bez zagranicznych inwestorów i tak będzie leżeć odłogiem i nie przyniesie państwu żadnego dochodu. Nie trzeba dodawać, że wynik otwarcia Estonii na zagraniczny kapitał był imponujący: od października 1992 r. do marca 1993 r. zagraniczne inwestycje wzrosły ze 180 mln do 729 mln dolarów.

Kolejnym krokiem było obniżenie podatku dochodowego od osób fizycznych z 35 do 26 proc. Tu także podobieństwo Estonii do Polski nasuwa się samo: obejmując stanowisko ministra finansów prof. Zyta Gilowska obiecała obniżenie podatków. Dziś wiemy już, że za jej ministrowania rząd wprowadził ponad 10 nowych danin. Podniósł akcyzy na paliwa i olej opałowy, ceny autogazu, wprowadził podatek ekologiczny dla kierowców rejestrujących samochody i 19-procentowy podatek od podwyższonej wartości mieszkania.

Korupcja umarła
Ostatnią rzeczą, bez której trudno nawet myśleć o skutecznej reformie finansów publicznych, jest prowadzenie przez państwo przejrzystej polityki finansowej. W Estonii jasne określenie wydatków i przychodów, likwidacja niewydolnych państwowych agencji i funduszy, które w Polsce obracają kasą porównywalną do budżetu całego państwa polskiego, ostatecznie przesądziły o zwycięstwie polityki Laara. Ubocznym, ale jakże cennym, skutkiem wprowadzenia jasnych zasad wydawania publicznych pieniędzy było zmniejszenie korupcji. Kropką nad „i” stała się natomiast prywatyzacja, przeprowadzona fachowo i – uwaga! – niemal bez udziału rządu.

Do realizowania programu dużej prywatyzacji liberałowie od 30-letniego wówczas Laara utworzyli Estońską Agencję Prywatyzacyjną, niemal całkowicie niezależną od rządu. To właśnie agencja, nie państwo, zarządzała majątkiem przeznaczonym do prywatyzacji, planowała i nadzorowała restrukturyzacje i reorganizacje przedsiębiorstw i przekazywała majątki samorządom. Rząd Laara upadł we wrześniu 1994 r., ale kolejne gabinety w zasadzie do dziś kontynuują jego politykę gospodarczą.

Obecnie bilans rządów liberałów w Estonii przedstawia się następująco: od początku lat 90. kraj ten notuje stały wzrost gospodarczy na poziomie ponad 5 proc. Bezrobocie znacznie spadło, obecnie wynosi 12 proc. Dzięki jasnemu prawu niemal nie ma tam korupcji, a administracja publiczna należy do najsprawniejszych w Europie.

Porównałam Polskę z Estonią celowo, bo dopiero przez to zestawienie najpełniej widać, jak daleko dokonaniom polskich kolejnych rządów, w tym rządu PiS, do precyzji logiki i po prostu zdrowego rozsądku Estończyków.

Zanim jednak potępimy polityków w czambuł, pamiętajmy o jednym: oni zrozumieją, jak ważna jest w rządzeniu kompetencja, dalekowzroczne myślenie, przejrzystość finansów i procedur oraz rozsądek w zarządzaniu państwową kasą. Zaraz na drugi dzień po tym, jak pojmą to wyborcy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.