Ofiary "anielskiego ognia"

Lucie Szymanowska, hungarystka, mieszka w Budapeszcie

|

GN 12/2005

publikacja 23.03.2005 06:07

Z rozliczeniem przeszłości mamy nie tylko w Polsce problemy. Im później otwiera się archiwa komunistycznej bezpieki, tym proces ten okazuje się trudniejszy. Świadczy o tym także ostatni skandal lustracyjny na Węgrzech.

Ofiary "anielskiego ognia" Także były premier Węgier Peter Medgyessy w przeszłości.

Wielkie poruszenie wywołała tam lista ponad 200 nazwisk, którą osoba podpisująca się pseudonimem „Znawca 90” umieściła na jednym z amerykańskich serwerów internetowych o nazwie „anielski ogień” (angelfire). Nie wiadomo, jaka jest wiarygodność tego zestawienia. Szereg osób piastujących wysokie stanowiska na początku lat dziewięćdziesiątych potwierdziło jednak, że lista odpowiada z grubsza tej, którą ostatni komunistyczny premier Węgier Miklós Németh przekazał w 1990 roku swojemu następcy Józsefowi Antallowi ze słowami: „oto lista agentów”. „Znawca 90” zapowiedział, że wkrótce opublikuje w Internecie zestaw kolejnych 600 nazwisk tajnych współpracowników byłych komunistycznych służb bezpieczeństwa na Węgrzech.

Dominują duchowni
Nazwiska pogrupowane są według wykonywanej przez TW profesji, dzieląc się m.in. na: duchownych, ludzi kultury, dziennikarzy oraz członków organizacji i partii niekomunistycznych. Po jej opublikowaniu kilkanaście z widniejących na niej osób przyznało się do winy. Jednocześnie są na niej nazwiska osób, które z racji pełnionych przez siebie funkcji nawet kilkakrotnie poddawane były w ostatnich latach lustracji, zawsze z negatywnym wynikiem.

Wątpliwości związane z listą wywołuje także fakt, że już na pierwszy rzut oka wyraźnie dominują na niej duchowni różnych wyznań (prawie 1/3 całości). Co więcej, jedynymi cudzoziemcami, których nazwiska figurują na liście, są trzej wysokiej rangi duchowni, odpowiedzialni w latach 70. i 80. XX w. za politykę wschodnią Watykanu (Luigi Poggi, John Bukowski, Francesco Colasuonno). Jednocześnie brak jakichkolwiek innych dokumentów potwierdzających rzekomą współpracę tych duchownych. Wszystko więc wskazuje, że jest to kolejna próba dyskredytacji Kościoła katolickiego.

Opublikowanie listy wywołało bardzo różnorodne reakcje opinii publicznej na Węgrzech. Na przykład dla większości prasy lewicowej i liberalnej lista „Znawcy 90” stała się przede wszystkim okazją do ataków na ideowych przeciwników i drwin, formułowanych zwłaszcza pod adresem węgierskiego duchowieństwa.

Prowokacja?
Prawicowi komentatorzy życia publicznego na Węgrzech w publikacji listy upatrują zwykle prowokację albo swoisty efekt uboczny wewnętrznej walki między tzw. frakcjami młodych i starych w postkomunistycznej Węgierskiej Partii Socjalistycznej. Tym bardziej że z inicjatywy rządu w ostatnich dniach faktycznie pojawił się w parlamencie projekt nowej ustawy lustracyjnej.

Opinie, że lista jest prowokacją, bliskie są także węgierskim biskupom katolickim. Choć, jak jednocześnie przyznał na specjalnej konferencji prasowej 3 marca jej sekretarz bp András Veres: „w czasie dyktatury każdy duszpasterz musiał złożyć przysięgę na wierność Węgierskiej Republice Ludowej, a przed podróżami za granicę należało podpisać deklarację, że »ujawni się każdy spisek antypaństwowy, o którym się powzięło wiedzę«.

Inna była reakcja Kościoła ewangelickiego, trzeciego co do liczebności na Węgrzech. W oficjalnym oświadczeniu przeprosił on wiernych za „cierpienia, które spowodowali duchowniagenci”. Zapowiedziano także powołanie do życia komisji, która po przestudiowaniu akt duchownych sporządzi i poda do publicznej wiadomości raport z efektów jej prac.

Agenci pod ochroną
Z inicjatywy rządzącej Węgierskiej Partii Socjalistycznej pojawił się w parlamencie projekt nowej ustawy lustracyjnej. Według niej, opublikowaniu w Internecie miałyby podlegać nazwiska byłych tajnych współpracowników, których akta się zachowały (czyli około jednej trzeciej zasobów) oraz nazwiska oficerów aparatu bezpieczeństwa.

W dalszym ciągu nie przewiduje się natomiast podważenia niezwykle znaczącego zapisu, chroniącego przed ujawnieniem osoby, które pracowały jako agenci czy oficerowie także dla demokratycznego już państwa węgierskiego (choćby jeden dzień, co było ponoć dość powszechną praktyką w okresie pierwszych miesięcy po pierwszych demokratycznych wyborach wiosną 1990 r.). Niezwykła wybiórczość oraz uznaniowość procedur lustracyjnych na Węgrzech pozwala sądzić, że mamy tam do czynienia z kolejną odsłoną ostrej walki politycznej, a nie próbą podjęcia rzeczywistego rozrachunku z przeszłością.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.