Unia nas podliczy

Sebastian Musioł

|

GN 12/2005

publikacja 23.03.2005 00:55

Pierwsze pieniądze z Unii Europejskiej już są, więc poprawiają się nastroje. Tylko żeby nie skończyło się wielkim rozczarowaniem, kiedy trzeba będzie je oddać.

Unia nas podliczy

To sposób rozliczania pieniędzy z funduszy unijnych. Na samym początku zarządzający musi uzgodnić swój plan działania na trzy lata, dla każdego programu osobno, rozpisując każdy rok oddzielnie (np. z 5 mld euro w pierwszym roku wydam 2 mld, w drugim 2 mld, w trzecim 1 mld). W „starej Europie” ustalano plany siedmioletnie, Polska weszła w drugą część cyklu. Po dwóch latach należy przedstawić faktury za pierwszy rok. Jeśli ich nie będzie, pieniądze przepadną. Pierwszy termin rozliczeń mija 31 grudnia 2006. Wtedy zobaczymy, co z pieniędzmi za 2004 rok.

Wlatach 2004–2006 Polska ma otrzymać z UE łącznie 8,3 mld euro z funduszy strukturalnych i 4,2 mld euro z Funduszu Spójności. Niestety, już teraz pojawiły się problemy z terminową realizacją zobowiązań unijnych. Do tej pory wykorzystaliśmy zaledwie jedną szóstą z 650 mln euro, które przysługują nam z Funduszu Spójności.

Marnotrawienie zagraża przedsięwzięciom wielkim i małym. Nawet unijny komisarz polityki regionalnej Danuta Hübner przestrzega, że aby Polska nie utraciła przyznanych jej środków, należy „pilnować jakości projektów”. Fundusze pomocowe Unii Europejskiej są potrzebne, bo bez nich trudno byłoby sfinansować budowę kanalizacji, oczyszczalni ścieków czy dróg. – Jeżeli jednak będą wykorzystane w inny sposób niż to zadeklarowano, to trzeba będzie pieniądze zwrócić – ostrzega Józef Wyciślok, dyrektor katowickiego Urzędu Kontroli Skarbowej.

O skali wsparcia unijnego świadczą m.in. rekordowe 172 mln zł, które wyda w tym roku samorząd województwa małopolskiego na drogi wojewódzkie. Większość tych pieniędzy zostanie przeznaczona na inwestycje. Na Śląsku z kolei rozpoczyna się realizacja pierwszych 22 programów budowy i modernizacji dróg, unowocześniania służby zdrowia oraz bazy edukacyjno-sportowej.

Dużo, ale nie wszystko
Pieniądze z UE trzeba podzielić na dwie części. Jedne pochodzą z okresu przedakcesyjnego (fundusze PHARE, SAPARD i ISPA). Wydawane są jeszcze do końca roku 2006. Kierowały się one innymi mechanizmami niż poakcesyjne fundusze strukturalne. Podlegały też bardzo dokładnej kontroli Komisji Europejskiej już w czasie przygotowywania i realizacji. Urzędnicy europejscy byli w okresie przedakcesyjnym bardzo skrupulatni, często blokowali pewne rzeczy. Większość słabości wychodziła więc „w praniu”.

Zupełnie inne problemy wiążą się z funduszami, w których zasięg weszliśmy 1 maja 2004 roku. Te funkcjonują według zasady odpowiedzialności państwa członkowskiego. Okazuje się jednak, że wobec nowych członków UE jest bardziej wymagająca. A może po prostu ostrożniejsza. „Stara Unia” dokumenty kontrolne przechowuje przez trzy lata. Dla Polski okres ten wydłużono do pięciu lat.
Państwo członkowskie odpowiada za zaprogramowanie, przygotowanie projektu i jego wdrożenie. Pośrednikiem w przekazywaniu unijnych środków jest wojewoda. Zgodnie z zasadą dofinansowania projektów, 75 proc. środków pochodzi z UE, a 25 proc. jest obowiązkowym wkładem własnym beneficjenta projektu (najczęściej samorządu).

Warunki umowy spełnić
W imieniu Unii Europejskiej to, jak wykorzystywane są pieniądze pochodzące z funduszy strukturalnych, sprawdzi... polska kontrola skarbowa. – Kontrolujemy zarówno fundusze przedakcesyjne, jak i strukturalne, które należą się jedynie państwom członkowskim UE –– wyjaśnia Józef Wyciślok. Kontrola wyższego szczebla sprawdza, czy Polska umiejętnie wydaje pieniądze, ale także czy właściwie kontroluje.

Ścisły nadzór pozytywnie ocenia Jan Olbrycht, eurodeputowany, specjalista od polityki regionalnej.
– Niedotrzymujący warunków umowy projektodawca będzie ponosił konsekwencje – mówi Olbrycht. – I dodajmy: na szczęście. Dla części gmin (miejmy nadzieję, że niewielkiej) będzie to przykra nauczka. My tego potrzebujemy, również dlatego, aby dobrze kontrolować wydawanie także polskich pieniędzy.
– Polska administracja trafia na niezwykle wymagającą maszynę biurokratyczną. Wyniesione jeszcze z komunizmu przyzwyczajenia „jakoś to będzie”, „jakoś się to rozliczy” wreszcie trzeba zmienić – cieszy się Jan Olbrycht.

Dla niewielkiej gminy konieczność zwrotu pieniędzy za źle wykonaną inwestycję może oznaczać nawet bankructwo. Choć to polscy urzędnicy skarbowi odkryją nieścisłości, nie oni będą nakładali kary. – Robimy tylko „fotografię” tego, cośmy zastali – mówi Wyciślok. Jeśli okaże się, że trzeba pieniądze zwracać, to będą one pochodziły z budżetu państwa. A rząd będzie próbował rozliczać się z projektodawcami, z którymi umowy podpisuje np. wojewoda. Gmina czy przedsiębiorstwo poniosą konsekwencje zgodnie z zapisami umowy.

Kosztowne kłody
Kłopoty przy wykorzystywaniu funduszy strukturalnych możemy mieć na własne życzenie.
– Mamy zbyt skomplikowane procedury – martwi się Jan Olbrycht. – Na poziomie województwa konkurują ze sobą wojewoda i marszałek samorządu wojewódzkiego. A przy tym brakuje mechanizmów zarządzania programami. W tej chwili zarządzanie unijnymi pieniędzmi odbywa się na poziomie ministrów. Oni za wszystko odpowiadają. Nawet jeżeli częściowo pieniądze rozdzielają marszałkowie. Za każdą pomyłkę, nawet na najniższym szczeblu, odpowiedzą również ministrowie.
Są jednak i inne problemy. Rozporządzenie ministra finansów zobowiązuje na przykład do podpisywania umów w złotówkach po kursie 4,7. Obecnie kurs waha się około 3,9 złotych, co oznacza, że na realizację programów zabraknie pieniędzy. Budżet państwa musi więc dopłacić brakującą kwotę.

ef Wyciślok, dyrektor Urzędu
kontroli Skarbowej w Katowicach

Musimy już teraz uzmysłowić sobie wysokie wymagania ze strony UE. Kontrolerów nie interesuje, jak bardzo zagospodarowanie zakontraktowanych pieniędzy różni się od tego, co zadeklarowano. Nieważne, czy różnica wynosi sto, czy sto tysięcy euro. Nie liczy się też powód: zaniedbanie, ewidentna wina, bądź niedoinformowanie. Urząd Kontroli Skarbowej sprawdza, czy procedury funkcjonują prawidłowo. nam przypadek firmy greckiej, która dostała pieniądze na zatrudnienie w firmie 50 osób. Kiedy zadeklarowany termin zwiększenia zatrudnienia upłynął, zjawiła się kontrola unijna. Kontrolerzy stwierdzili, że firma zatrudniła 49 nowych pracowników. Nakazano zwrot pieniędzy i wyznaczono dotkliwą karę.

Olbrycht,
poseł do Parlamentu Europejskiego (PO)

W ostatnim czasie bardzo się poprawiła efektywność wydawania pieniędzy strukturalnych w Europie. Wprowadzono zasadę „n+2”. o prawidłowego wykorzystania funduszy unijnych powinny przygotowywać ministerstwa, urzędy marszałkowskie, wojewodowie. Niestety, zamiast tego na razie uspokaja się tylko przedsiębiorców: nie martwcie się, macie czas do 2008 roku. Tylko że wtedy mogą oni już nie mieć żadnych pieniędzy, a źle rozliczone trzeba będzie zwrócić! ieniądze mogą przepaść nie tylko z powodu złej dokumentacji, czy też zaniedbań, ale z powodu nieuwzględnienia rytmu prac. We wszystkich krajach Unii panuje z tego powodu przerażenie, bo to ogromnie dyscyplinuje administrację. Oczywiście urzędnicy samorządowi w różnych zakątkach Europy woleliby zasadę „n+3”, „n+4”, ale obowiązujący system działa ożywczo i uzdrawiająco zarazem na administrację. Chodzi o to, byśmy uczyli się na ich błędach, i to bardzo szybko! Żebyśmy potem czasem nie mieli pretensji do Unii, że nam coś zabrała...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.