Pasja prawdy

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 37/2010

publikacja 20.09.2010 00:26

Kard. Johna H. Newmana i Benedykta XVI łączy wiele: krytyka liberalnej religii, szacunek dla obiektywności prawdy, szukanie wiary inteligentnej i odważnej.

Pasja prawdy repr. Henryk Przondziono

W setną rocznicę śmierci kard. Newmana w 1990 roku odbywało się w Rzymie sympozjum, w którym uczestniczył kard. Ratzinger. Swoje wystąpienie rozpoczął od wyznania, że Newman jest mu bliski już od początku teologicznych studiów, czyli od 1946 roku. Obecny papież zakończył swój referat stwierdzeniem, że „Newman był jednym z największych nauczycieli Kościoła”. Dlaczego? „Ponieważ dotykał serca i jednocześnie oświecał rozum”. Beatyfikacja wielkiego angielskiego konwertyty (jego życiorys przypomnieliśmy w poprzednim numerze) jest okazją, by nie tylko docenić jego osobistą świętość, ale odkryć jego spuściznę. Newman żył przez prawie cały XIX wiek. Dla nas, żyjących ponad 100 lat później, jego twórczość może wydawać się już anachroniczna. Jeśli jednak przebrniemy przez nieco barokowy język Newmana, odkryjemy, jak wiele jego myśli okazało się proroczymi intuicjami, a jego poglądy na temat wiary, sumienia, Kościoła czy znaczenia świeckich brzmią zaskakująco aktualnie.

Wiara wobec niewiary
Newman uczył wiary inteligentnej. Takiej, która łączy rozum z szacunkiem dla tajemnicy. Jedną z najważniejszych cech jego pisarstwa była autentyczna religijna pasja. Od momentu, kiedy w 15. roku życia doświadczył osobistego spotkania z Bogiem, aż do śmierci jego myśli krążyły nieustannie wokół Bożych spraw. Żył w obecności Boga, a zarazem stale Go szukał. Miał zmysł apologetyczny, czyli inteligentnie i z wielkim osobistym zaangażowaniem bronił miejsca Boga, wiary i Kościoła w społeczeństwie, które już w jego czasach stawało się religijnie obojętne. Był w gruncie rzeczy duszpasterzem z krwi i kości, zawsze głęboko zatroskanym o innych, kochającym szczerze Kościół, szukającym dróg odnowy religii w obliczu jej zagrożeń, które dostrzegał i przenikliwie diagnozował.

Newman widział erozję wiary w społeczeństwie XIX-wiecznej Anglii i przeczuwał, że niewiara będzie przybierała na sile. „Myślę – mówił w kazaniu w 1873 roku – że próby, jakie są przed nami, przeraziłyby i przyprawiłyby o zawrót głowy nawet tak mężne głowy jak św. Atanazego i św. Grzegorza. Wyznaliby oni, że ciemność, jako perspektywa ich czasów, istniała dla nich indywidualnie, nasze czasy odznaczają się ciemnością jakościowo różną od tej, jaka była kiedykolwiek przedtem… Chrześcijaństwo nigdy nie miało do czynienia ze światem po prostu bezbożnym”. Przewidywał nawet i to, że kiedy katolicy staną się znaczącą siłą społeczną, będą cierpieć z powodu słabości niektórych swoich członków. Wraz z rozwojem prasy w społeczeństwie narastać będzie nieżyczliwa ciekawość, dlatego „będziemy zdani na łaskę nawet jednego niegodnego lub fałszywego brata”. Wystarczy zajrzeć do dzisiejszej prasy, by przekonać się o słuszności tych intuicji.

Newman nie narzekał na ciężkie czasy, ale bezustannie zachęcał wierzących, by traktowali swoją wiarę na serio, bo tylko taka wiara ma szansę ostać się w konfrontacji ze współczesną niewiarą. Apelował: „Wasza siła jest w waszym Bogu i w waszym sumieniu… Tym, czego brak wyczuwam u katolików, jest zdolność do uwydatnienia tego, czym jest religia… Pragnę ludzi, którzy znają swoją religię, którzy w nią wnikają, którzy dokładnie wiedzą, na czym stoją, którzy wiedzą, co uznają, a czego nie, którzy tak dobrze znają swoje wyznanie wiary, że potrafią je wytłumaczyć, którzy tyle wiedzą z historii, że potrafią jej bronić”. Te słowa cytował Jan Paweł II podczas spotkania z młodzieżą na Westerplatte w 1987 roku.
Przytoczone wyżej kazanie z 1873 roku Newman kończy dwoma wnioskami. Jeśli Kościół ma się skutecznie przeciwstawić naporowi ateizmu lub agnostycyzmu, katolicy powinni, po pierwsze, starać się żyć w obecności Boga („Musi nam wejść to w krew, że żyjemy w obliczu Boga, który widzi, co czynimy, lubi nas, patrzy na nas z miłością i upodobaniem”). Po drugie potrzebujemy solidnej, precyzyjnej i kompletnej wiedzy o katolickiej teologii („Każde dziecko, dobrze znające katechizm, jest, nawet nie wiedząc o tym, prawdziwym misjonarzem”).

Zawsze walczyłem z liberalizmem
W twórczości Newmana często pojawia się wątek zagrożenia wiary pochodzącego z jej wnętrza. Jest nim liberalizm, który Newman definiował jako zasadę antydogmatyczną. Już jako anglikanin polemizował z liberalnym podejściem do prawd religijnych, wynikającym po części z protestanckiej skłonności do interpretowania wiary „po swojemu”. Newman wydał około 600 kazań, które wygłosił jako anglikański pastor. Zainteresowanie słuchaczy przyciągało umiejętne łączenie zagadnień praktycznych z nastawieniem dogmatycznym. Newman konsekwentnie, przez całe życie, akcentował objawiony charakter chrześcijaństwa. Wskazywał, że w Ewangelii dana nam została Prawda z Góry, którą mamy przyjąć, a nie przycinać lub formatować ją według własnych potrzeb czy zapatrywań.

„Zamiast wpatrywać się w Jezusa i małe mieć mniemanie o sobie – mówił w jednym z kazań – obecnie w różnorodnym tłumie religijnych marzycieli uważa się za konieczne badanie serca dla upewnienia się, czy jest ono w prawdziwym stanie duchowym czy nie…Ten modny system dyskredytuje na pewno objawione prawdy Ewangelii”. Spycha nas „w niepewność pogaństwa, w którym ludzie po omacku szukali Bożej obecności, oraz do zniweczenia w ten sposób planu Wcielenia Chrystusa, na ile jest ono objawieniem niewidzialnego Stwórcy”. Newman krytykował z ambony tych, którzy sprowadzają wymagania Ewangelii do tego, by być „życzliwym, uprzejmym, szczerym”, a odrzucają autorytet Kościoła i religii jako „czegoś zewnętrznego wobec rozumu”. To niepoważne potraktowanie sprawy, konkludował.

O tym, jak bardzo był konsekwentny w swych poglądach, świadczyć może mowa, którą wygłosił w Rzymie w roku 1879, odbierając kapelusz kardynalski. „Od trzydziestu, czterdziestu, pięćdziesięciu lat przeciwstawiałem się ze wszystkich moich sił duchowi liberalizmu w religii. Kościół święty nigdy przedtem nie odczuwał bardziej posiadania szermierzy, którzy walczyliby z liberalizmem, aniżeli teraz”. Jednocześnie wyjaśniał, że „liberalizm w religii jest doktryną, która twierdzi, że w religii nie istnieje żadna prawda pozytywna, ale że jedno credo jest równie dobre jak każde inne – a jest to nauka, która z każdym dniem nabywa mocy i uwagi. Nie godzi się ona z uznaniem jakiejkolwiek religii
za prawdziwą. Uczy ona, że wszyscy mają być tolerancyjni, gdyż wszystko jest kwestią opinii.

Religia objawiona nie jest prawdą, ale kwestią zapatrywania i gustu, nie jest obiektywnym faktem ani cudem, a każdy człowiek ma prawo do tego, by religia wyrażała to, co akurat mu się podoba”. Newman przenikliwie zauważał, że wiele zasad liberalnych teorii brzmi przekonująco i sensownie, ale „dopiero wtedy, gdy spostrzegamy, że ten szereg zasad zmierza do usunięcia, do wykreślenia religii, powinniśmy powiedzieć, że są one złe”. Krytyka liberalnej religii, przeprowadzona przez Newmana, jest dziś jeszcze bardziej aktualna niż wtedy i jeszcze bardziej trudna do przyjęcia. Żyjemy dziś w kulturze, w której dogmatem jest, że istnieje tylko moja i twoja prawda, ale nie istnieje coś, co jest po prostu prawdą. Założenie, że może istnieć obiektywna prawda, która do czegoś zobowiązuje, jest dziś traktowane jako nietolerancja i zarzewie dyskryminacji.

Sumienie – narzędzie prawdy
Newman uważał, że miejscem, w którym człowiek doświadcza Boga i zarazem odczytuje prawdę, jest sumienie. Wbrew rozpowszechnionym dziś stanowiskom nie postrzegał sumienia jako wyznacznika subiektywnych przekonań jednostki, przeciwnie, widział w nim narzędzie, dzięki któremu człowiek rozpoznaje obiektywną moralną prawdę i nie jest skazany na gubienie się we własnych domysłach czy rozumowaniach. Sumienie jest w człowieku głosem autorytatywnym, który apeluje o posłuszeństwo. Ono prowadzi ludzi do prawdy, która wyzwala. Benedykt XVI, w swoim referacie o Newmanie, przyznał, że tym, co pociągnęło go w stronę angielskiego konwertyty, było właśnie jego nauczanie o sumieniu. Kard. Ratzinger przypomniał, że w czasach nazizmu totalitarna partia postawiła siebie w miejsce ludzkich sumień („Moim sumieniem jest Hitler”, mawiał Goering). Dzisiejszym zagrożeniem dla sumienia jest zjawisko, które kard. Ratzinger nazwał „dyktaturą relatywizmu” w swojej homilii tuż przed konklawe w 2005 r. Ten relatywizm „niczego nie uznaje za ostateczne i za jedyną miarę rzeczy uznaje tylko własne ja i jego zachcianki”. Jesteśmy tu bardzo blisko tej samej przestrogi, którą przed ponad 100 laty formułował Newman.

Więcej miejsca dla świeckich
Newman, odkąd został katolikiem, służył Kościołowi w Anglii swoją ogromną wiedzą, erudycją i wrażliwym, wierzącym sercem. Sprawą, o którą zawsze zabiegał słowem i czynem, była edukacja. Kochał Oksford, w którym spędził prawie 30 lat życia, i nosił w sobie marzenie o idealnym uniwersytecie. W dziele „Idea uniwersytetu” wykazywał, jak wielką rolę w kształceniu i wychowaniu odgrywa obecność religii. Jednocześnie jako katolik sprzeciwiał się pokusie zamieniania katolickich ośrodków edukacji w klasztory czy seminaria. Optował za edukacją otwartą na świat, wolną od lęku przed jakąkolwiek wiedzą. „Uniwersytet – pisał – jest miejscem, w którym ludzie ze świata są przysposabiani dla świata. Nie potrafimy przeszkodzić im w pogrążaniu się w świecie, razem z jego zwyczajami, regułami i zasadami, gdy nadejdzie ich czas; możemy ich jednak przygotować na to, co nieuniknione”.

Jednym z trudnych momentów dla Newmana był spór z angielskimi hierarchami o rolę świeckich w Kościele. Kardynał akcentował zmysł wiary obecny we wszystkich ochrzczonych, którzy dzięki działaniu Ducha Świętego jako wspólnota nie mogą pobłądzić w wierze. W swojej argumentacji sięgał do historii arianizmu. W IV wieku w Kościele wielu biskupów przyjęło tę herezję za prawdę, zaś przy ortodoksji stał ogół wiernych. Ten argument z historii Kościoła nie służył mu do atakowaniu urzędu kościelnego (choć wielu tak to odebrało). Chodził mu o dowartościowanie świeckich, odkrywajacych w swoich sumieniach tę samą prawdę, której oficjalnie nauczają biskupi. Chodziło mu o większe wzajemne zaufanie między duchowieństwem i świeckimi, o bardziej wspólnotowe spojrzenie na Kościół. Te intuicje zostały w pełni docenione dopiero w dokumentach Soboru Watykańskiego II.

Z cieni i obrazów do prawdy
Trudno w jednym tekście nawet tylko wymienić wszystkie ciekawe i aktualne wątki nauczanie angielskiego myśliciela. Bez żadnej przesady Newmana można zaliczyć do jednego z nowożytnych Ojców Kościoła. Jego pisma są kopalnią chrześcijańskiej mądrości, dostarczają wciąż wielu argumentów dla obrony wiary, zagrożonej zawsze przez naszą własną słabość, ale i przez otaczającą nas areligijną lub wręcz antyreligijną kulturę. Angielski dystans, intelektualna kultura Newmana wnoszą coś bardzo świeżego do katolicyzmu. Ludzie, którzy znali go osobiście, podkreślają, że „sztukę bycia zwyczajnym opanował do perfekcji”. Był bardzo szczęśliwy, że po nominacji kardynalskiej nie kazano mu zmieniać jego ulubionego pokoju w Oratorium w Birmingham. Zwyczajność łączyła się u niego z nawykiem „bycia uczciwym wobec samego siebie, z wytrwałym przedkładaniem rzeczywistości nad pozór, jakkolwiek byłby on kuszący, ze zdrową zdolnością myślenia mało o sobie”. Lord Coleridge, Sędzia Najwyższy, pisał: „On jest prosty i pokorny jak dziecko, a jednak czuje w nim istotę niepodobną do żadnej innej. Podnosi mnie i równocześnie ujarzmia mnie. A jeżeli on tak oddziałuje na pospolitego starego prawnika, to czym musi być dla ludzi, którzy potrafią go przeniknąć i czuć razem z nim!”. Na nagrobku kard. Newman kazał napisać: „Z cieni i obrazów do prawdy”. Tak widział swoją duchową ewolucję, która zaprowadziła go do Kościoła katolickiego, ostatecznie do świętości, potwierdzonej dziś oficjalnie. Życie i dzieło Newmana przypominają nam, że poszukiwanie prawdy jest jedną z najwspanialszych ludzkich przygód, z których nie wolno człowiekowi rezygnować.

Korzystałem z książki C.S. Dessaina „John Henry Newman. Pionier odnowy Kościoła”

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.