Druga strona krzyża

Agata Puścikowska, zdjęcia Jakub Szymczuk

|

GN 32/2010

publikacja 11.08.2010 15:17

Pierwsza strona krzyża jest prosta: są tu czarne mohery, szalona Joanna d’Arc i tłum linczujący księży. Jest i jasny dialog, który krzyż przenosi. Druga strona krzyża jest skomplikowana. Bo kolorowa.

Druga strona krzyża Jakub Szymczuk

Strefa zero dymi świeczkami, wybrzmiewa „Boże, coś Polskę”. W środku stoi smoleński krzyż, przyniesiony po 10 kwietnia pod Pałac Prezydencki przez harcerzy. Ale harcerze już go nie strzegą. Umówili się z Kancelarią Prezydenta i warszawską kurią, że 3 sierpnia przeniosą krzyż do pobliskiego kościoła św. Anny. I dlatego potrzebni są oni: obrońcy krzyża. Żeby został przed pałacem, i przypominał. Koczują przy krzyżu dzień i noc.

3 sierpnia, ranek
Do strefy zero przejścia już nie ma. Chroni ją podwójna zapora z żelaznych barierek. Starsze panie z różańcami i kilku mężczyzn widać tylko z daleka. Widać też warszawską Joannę d’Arc – jak nazwała warszawska ulica młodą długowłosą dziewczynę, czołową obrończynię krzyża. Jej twarz pokazały chyba wszystkie media. Strefa druga to ludzie za barierkami. O godzinie 9.00 jest ich niewielu.

Może kilkanaście osób. Ktoś przyniósł drugi drewniany krzyż, ktoś postawił trzeci. Mówią, że będzie tu dużo krzyży, bo ten właściwy niedługo zabiorą... Przed krzyżem numer dwa leżą wydrukowane napisy: „Trwamy w duchu pokoju i solidarności – wdzięczni św. Prezydentowi i wszystkim ofiarom narodowej tragedii”, „Naród, który zapomina o przeszłości, ginie moralnie, a niepodległość staje się fikcją” – posępnie, czarno na białym.

Puszysta pani w średnim wieku, przechylona przez barierkę: – Tak mi się przypomina, jak 30 lat temu na placu Zwycięstwa układałyśmy wielki krzyż z kwiatów. Zomowcy je szybciutko usuwali, a my szybciutko układałyśmy nowy...

Między krzyżem drugim i trzecim stoją Irmina Rozbicka i Tomasz Nowicki. Jak mówią – są niezależni samorządowi, niezmanipulowani. Przyszli pod pałac, żeby bronić zasad. Bo jeśli nie pozwala się ludziom pamiętać, to trzeba walczyć, prawda?

Tłum, godzina po godzinie, gęstnieje. Tuż przed południem w drugiej strefie jest już kilkaset osób. – W telewizji to ten krzyż jakiś taki z pięć razy większy – 12-letni chłopak podskakuje, żeby przez w ogóle dojrzeć drewniane „dziwo”, o którym wrzeszczą i media, i politycy. Inżynier i żołnierz, pan Edmund, tłumaczy spokojnie rozkrzyczanym paniusiom, dlaczego wokół tylu mundurowych. – A jakby co się stało złego, to kto byłby winien? A tak są, i w razie czego będą reagować.

Na obrzeżach strefy drugiej zaczyna się strefa trzecia. Chłopak w tatuażach trzyma niewielki transparent: „Zabrać ten cholerny krzyż”. Dwie panie kłócą się zawzięcie, kto w „krzyżowym skandalu” zawinił. – Kaczyński! – Komorowski! – wykrzykują. Siedemnastoletnia Klara kiwa głową z politowaniem.

I z miną stuletniej mentorki wygłasza: – Cały świat się z nas będzie śmiał! PoPisówa na całą Europę (zanotowała pani odpowiednią PiS-ownię?). Wstyd! Ja ucieknę z tego chorego kraju! – A uciekaj, dziecko – zaperza się siwawa jejmość. – Najlepiej do Francji – kraju wielkiej kultury, gdzie na ulicę w ramach protestu wylewa się gnojowicę. Oni tam smrodzą w imię demokracji. A nam nie wolno uczcić naszych bohaterów modlitwą przy krzyżu.

Godzina zero
Kilkadziesiąt minut przed 13.00 od strony hotelu Bristol nadchodzi kolejna grupa obrońców. Na czele ktoś niesie brzozowy krzyż (numer cztery). Ponad głowami – w wyciągniętych rękach, prawie jak miecze – wymierzone w niebo kolorowe mieczyki. Tłum bije brawo. Mieczyków jest dużo. Starcza na ułożenie wzdłuż ulicy kwiatowego krzyża (numer pięć). Po przeciwległej stronie, od Starego Miasta, poruszenie i narastający szum. Tłum faluje.

Z ulicznej mieszaniny basów i sopranów można wyłapać: „idą, idą”. Idą rzeczywiście. Księża (czterech), harcerze (kilkunastu), mundurowi (kilkudziesięciu). Podchodzą do strefy zero, wpuszczeni za barierki przez straż miejską. Druga strefa nie wie, o czym rozmawiają z obrońcami. W pewnej chwili smoleński krzyż, który stał przodem do tłumu, zmienia pozycję o 45 stopni. Tłum strefy drugiej na chwilę zamiera, żeby nagle (i chyba zupełnie niezamierzenie) zacząć: „hańba, hańba, zdrada, zdrada”.

W strefie trzeciej słychać oklaski: „Zdrada, hańba” – strefa druga nie daje za wygraną. – Przyszłam tu, żeby krzyż pożegnać i odprowadzić, ale jednak... On tu powinien na razie pozostać – tłumaczy się blondynka z długimi włosami. – I luz! – cieszy się chłopak z tatuażami i transparentem. Nagle naprzeciwko pałacu zaczyna się szamotanina. Ludzie krzyczą, kilku krewkich panów przepycha się ze strażnikami miejskimi. Chcą dostać się do strefy zero.

Mundurowi biegną swoim na pomoc. Barierka kołysze się, ktoś krzyczy: – Biją, łobuzy! Gaaaazuuują! I spokój. (Względny). Minuty płyną, a czas jakby zastygł. Strefy, i druga, i trzecia, z niepokojem patrzą na strefę zero. Nagle krzyż znów się poruszył. – Już go zabierają… – zabawny facecik w czerwonej bejsbolówce ma niezabawne łzy w oczach. Ale nie! Krzyż, przekręcony o kolejne 45 stopni, wraca do swojego pierwotnego położenia. – Patrzcie, księża odchodzą, księżą odchodzą!!! – Dziękujemy, dziękujemy! – krzyk radości miesza się z brawami i buczeniem strefy trzeciej. – ZWYCIĘSTWO! ZWYCIĘSTWO!

Do strefy drugiej jakimś cudem przedziera się ktoś ze strefy zero. – No opowiada pan, opowiada, co się tam działo?! – Ano najpierw modliliśmy się, potem prosiliśmy. A potem mnie poniosło i wyzwałem jednego księdza od... chłystka w sutannie. – Biedni ci księża… – zadumała się młoda dziewczyna. – Ano biedni, ale wiedzą, że nic do nich nie mamy. Po prostu... broniliśmy krzyża. Kilka godzin później do mediów, obrońców i wszystkich stref dociera komunikat kancelarii, harcerzy i kurii: „W imię odpowiedzialności i w obecnej (trudnej) sytuacji krzyż pod pałacem zostaje”. Komentarz z trzech stref: – Pożyjemy, zobaczymy.

4 sierpnia
Z Facebooka. Nowiuteńki profil „Droga Krzyżowa”: „Jutro, kilka minut po godzinie 21.00, wyruszymy z procesją z krzyżem, której celem będzie kopczyk zniczów narastający przed Pałacem Prezydenckim. Przyniesiemy dwadzieścia puszek piwa »Lech« przybitych do krzyża. Krzyż wręczymy szlachetnym obrońcom Krzyża, w zastępstwie za czcigodny Kawał Drewna, który decyzją swoich właścicieli – harcerzy musi zostać przeniesiony po czteromiesięcznej służbie.

Harcerze byli tak mili, że oddali Krzyż pod opiekę kościoła pod wezwaniem św. Anny. My jesteśmy jeszcze milsi, bo przekazujemy nasze dzieło szlachetnym obrońcom krzyża na własność, a nie na cztery miesiące! Stworzony ciężką pracą naszych mięśni i gardeł, powstał dzisiaj wieczorową porą. Naszej procesji będą towarzyszyć pieśni z refleksjami okołokrzyżowo-tematycznymi. Zachęcamy do zabrania wuwuzeli, harmonijek i innych piszczałek”. I kilka opcji do kliknięcia: Wezmę udział, Nie wezmę, Niezdecydowany.

5 sierpnia, wieczór
Babcie ze strefy zero kończą Różaniec. Jest ich kilkanaście. Wokół stoi kilkudziesięciu gapiów. Cykają pamiątkowe zdjęcia. Warszawska Joanna d’Arc spokojnie rozmawia z grupą nastolatków. Tłumaczy, dlaczego tu jest. Że chce, żeby na miejscu smoleńskiego krzyża powstał smoleński pomnik, albo tablica upamiętniająca Smoleńsk.

Nie przejmuje się, że media zrobiły z niej wariatkę. Ma na imię Katarzyna, obecnie jest na urlopie. Ma rodzinę, normalne życie. Ale czasem – trzeba zostawić wszystko i walczyć o rzeczy ważne. – Jestem rocznik ’82. To rocznik, co z mlekiem matki wypijał atmosferę stanu wojennego, więc jakoś mnie poniosło – śmieje się, gdy ktoś wspomina, jak widział ją w telewizji. Jak szalona biegała z flagą po Krakowskim. – To było zaraz po tym, jak zostawili nam nasz krzyż. Radość i emocje po prostu. A jak będziemy mieć konkretną (!) deklarację, że tu stanie pomnik, to ja sama ten krzyż, gdzie trzeba, zaniosę.

Obok wysoki mężczyzna w modnych ciuchach. W mediach go nie widać, bo – jak mówi – nie jest „typowym obrońcą krzyża” (co znaczy typowy – nie precyzuje). Mężczyzna jest znanym blogerem Salonu24. Niewierzący, niepraktykujący. Na PiS za skarby świata by nie zagłosował. Jest tu, żeby bronić obrońców. Przed kim? – Sama się zaraz przekonasz. Obrońcą nazywa siebie i Dariusz Wernicki. Jest z Ciechanowa, z zawodu (obecnie bezrobotny) dziennikarz. – Jestem obrońcą i krzyża, i tych starszych pań – pokazuje modlące się kobiety. – Jestem już tu piątą czy szóstą noc. Wymieniamy się ze znajomymi, bo tu się dzieją rzeczy straszne.

Nocne straszne rzeczy następują dość gwałtownie. Facebookowa grupa nadciąga tuż po tym, jak przy krzyżu zaczyna się Apel Jasnogórski. Młodzi ludzie przytargali ze sobą krzyż (numer sześć). Z puszek po „zimnym Lechu”. Stawiają go obok krzyża smoleńskiego. Proponują wymianę. Kilku rozochoconych piwnym sukcesem chłopaków (przypadkiem) dźga modlące się, nadal niewzruszenie, babcie. – Ty... Ty... Głupolu! Rozwydrzona, bananowa młodzież!

W piekle się będziesz smażyć, gnojku – którejś z modlących puszczają nerwy. – O, patrzcie, jakie mohery! – piszczy wysoka dziewczyna w jeansach. Jest bardzo głośno. Kakofonia wyzwisk, modlitw. – Luz, to tutaj normalka – uspokaja kolejny obrońca, Darek Komorowski z Biskupca. Pod adresem babć (i krzyża) padają wyrazy. Co bardziej nerwowe – próbują się bronić. – I tak jest co noc. Jesteśmy więc tutaj, żeby reagować: wzywamy policję, staramy się nie dopuścić do napaści fizycznej na modlących – tłumaczy prawnik Krzysztof Skalski. Przyszedł pod pałac z flagą przewiązaną kirem. Jak mówi, jest wśród obrońców jedynym „pisowczykiem”, takim ze świeżego, posmoleńskiego zaciągu.

– Policja nie reaguje, gdy te kobiety są wyzywane, gdy pijani młodzi ludzie im ubliżają. Więc dzwonimy na komendę i usilnie prosimy, powołując się na odpowiednie paragrafy, o interwencję. Zazwyczaj mówią nam, że nie mogą nic zrobić, bo tu się „nic takiego nie dzieje”... Krępy dwudziestoparolatek stoi na uboczu. Patrzy to na babcie (zaczynają koronkę), to na radosną młodzież, która radośnie rozbiła krzyż z puszek. – A co tak ko-ko-kolego podziwiaszzzzz – zaczepia go podchmielony koleś. – Za, za, za kim ty jessssteś? – Ja? Ja jestem z New York – odpowiada, chyba nie rozumiejąc pytania. – Ja cieszę się, że się urodziłem tam. Bo tam wszystkie mogą swobodnie modlić. A tutaj – gdy te młode na nich plują – nikt nie reaguje.

 

6 sierpnia
Z exposé prezydenta: „Trzeba nam więcej spokoju i zrozumienia, a mniej walki, niechęci, pogardy, a czasem i nienawiści. Jestem przekonany, że tego pragnie większość z nas, niezależnie od tego, jakie mamy przekonania polityczne, jaki wyznajemy światopogląd i skąd przychodzimy. (…) Wiem, że oceniać mnie będziecie państwo po czynach, nie po słowach”. Wspólne (choć nieoficjalne) stanowisko spod pałacu. Babć, obrońców i bananowej młodzieży: – Czekamy. Na czyny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.