Wyrok ze Strasburga

Andrzej Grajewski

|

GN 09/2010

publikacja 05.03.2010 13:03

Kiedy piszemy te słowa, nie znamy jeszcze wyroku Sądu Apelacyjnego w Katowicach, w sprawie pomiędzy Alicją Tysiąc a „Gościem”. Bez względu jednak na werdykt sądu, fakty, które przytaczamy, pozostają nie-zmienne: istotą wyroku Trybunału w Strasburgu w sprawie Alicji Tysiąc było prawo do aborcji.

Wyrok ze Strasburga istockphoto/fotomontaż studio gn

To fundamentalne ustalenie stało się także osią naszej publicystyki, która została przez Alicję Tysiąc zaskarżona do sądu. Ta publikacja nie ma już żadnego wpływu na decyzję sędziów. Tym niemniej warto jeszcze raz przeanalizować wszystkie okoliczności wyroku ze Strasburga. Jest on ważny nie tylko w naszej sprawie, ale przede wszystkim dla porządku prawnego w Polsce. Świadczy o tym niedawna inicjatywa Rzecznika Praw Obywatelskich. Wystosował on list do Ministerstwa Zdrowia, w którym zwraca uwagę, że Polska do tej pory nie wypełniła zaleceń zawartych w tym wyroku. Chodzi o stworzenie instytucji, do której kobiety w ciąży, pragnące dokonać aborcji, będą się mogły odwołać od niekorzystnych dla nich orzeczeń lekarzy. W tym miejscu warto sobie uświadomić, że niekorzystne dla matki orzeczenie lekarskie jest jak najbardziej korzystne dla dziecka. Przypomnijmy też – bo w mediach często jest to błędnie przedstawiane – że w sprawie Alicji Tysiąc ośmiu lekarzy specjalistów, zarówno przed porodem, jak i po porodzie, jednoznacznie stwierdziło, że w jej przypadku nie było medycznych podstaw do aborcji. Nie ulega wątpliwości, że gdy instytucja odwoławcza powstanie, będzie elementem nacisku na lekarzy. Może więc być czynnikiem ułatwiającym uzyskiwanie zezwoleń na zabicie dziecka. To kolejna, udana próba środowisk feministycznych wykorzystania nawet niewielkich szczelin w ustawowej zasadzie ochrony życia, aby zalegalizować aborcję na życzenie.

Nieprawdziwa teza?
Dokonana w naszej publicystyce interpretacja wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (dalej Trybunał) z 20 marca 2007 r. ma kluczowe znaczenie dla treści skazującego nas wyroku, wydanego przez Sąd Okręgowy w Katowicach 23 września 2009 r. Zdaniem sądu, niezgodnie z prawdą zinterpretowaliśmy ten wyrok. Następnie na fałszywej interpretacji zbudowaliśmy naszą publicystykę, która, zdaniem sądu, nie tylko naruszała dobra osobiste Alicji Tysiąc, ale przede wszystkim zawierała w sobie nieprawdę na temat okoliczności całej sprawy. W konkluzji swych wywodów sąd stwierdził m.in.: „Państwo Polskie nie zostało zobowiązane do wypłacenia Alicji Tysiąc zadośćuczynienia za to, że powódka nie wykonała (nie mogła legalnie wykonać) zabiegu przerwania ciąży. Powódka wygrała w Strasburgu, ponieważ Trybunał uznał, że Rzeczpospolita nie zapewnia prawnych mechanizmów weryfikacji – szybkiej, rzetelnej, zapewniającej poszanowanie interesów podlegających ochronie – czy w danym przypadku zachodzą po stronie konkretnej kobiety ustawowe przesłanki do legalnego przerwania ciąży wskazane w art. 4 a ust. 1 pkt. 1 ustawy z 1939 r. Twierdzenie w »Gościu Niedzielnym«, że mocą przedmiotowego wyroku Trybunału w Strasburgu przyznano Alicji Tysiąc zadośćuczynienie za to, że nie dokonała aborcji, było więc zafałszowaniem sensu i przyczyn tego orzeczenia”. Czy sąd ma rację?

Czym jest prywatność?
Spróbujmy więc przyjrzeć się wyrokowi ze Strasburga, ale analizując nie tylko krótką sentencję, ale całą jego treść, która w tłumaczeniu na język polski liczy ponad 40 stron. Czy rzeczywiście chodzi w nim tylko o ochronę prywatności i wykazany jest brak procedur prawnych? Trybunał z licznych podniesionych w pozwie przez prawników Alicji Tysiąc zarzutów o naruszenie przez państwo polskie Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności za zasadny uznał punkt mówiący o naruszeniu art. 8 tej Konwencji.

W swym literalnym zapisie artykuł nie odnosi się do aborcji. Stanowi bowiem: „Każdy ma prawo do poszanowania swojego życia… prywatnego”. Jednak przez prawników pani Tysiąc został zinterpretowany jako gwarancja prawa do aborcji. Jej życie prywatne zostało naruszone – napisano – ponieważ „nie zapewniono jej zgodnej z prawem aborcji z powodów medycznych”. W tym miejscu trzeba wyjaśnić, że adwokaci pani Tysiąc nie napisali prawdy.

Wszyscy badający ją lekarze specjaliści orzekli, że w jej przypadku nie zachodziło uzasadnienie dla skorzystania z ustawowych zapisów, zezwalających w niektórych, ściśle określonych wypadkach na zabicie dziecka. Taka była diagnoza ośmiu specjalistów! Dokument ze skierowaniem na aborcję wydał natomiast lekarz pierwszego kontaktu, który w ogóle nie miał uprawnień, aby taki dokument wystawić! Trybunał jednak faktami niewiele się zajmował i zgodził się z argumentacją przedłożoną w pozwie. Dlaczego? Ponieważ, jego zdaniem, pojęcie „życie prywatne” jest terminem o „bogatym zakresie znaczeniowym”, a kiedy kobieta jest w ciąży, jej prywatne życie jest ściśle powiązane z rozwijającym się dzieckiem.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na zupełnie przedmiotowe podejście do poczętego życia. Trybunał w Strasburgu, w odróżnieniu od państwa polskiego, zwraca uwagę jedynie na prawa ciężarnej kobiety, zupełnie pomijając prawa poczętego przecież i rozwijającego się życia, czyli jej obecnej córki Julii. Nie wyrażając tego wprost, Trybunał faktycznie zajął takie same stanowisko jak niektóre feministki krzyczące na „manifach”, że tylko one mogą decydować o „swoim brzuchu”. Podobne hasła pojawiły się zresztą w rękach europejskich feministek, które wspierały Alicję Tysiąc w czasie rozprawy przed Sądem Apelacyjnym.

Aborcja terapeutyczna
W dalszych wywodach Trybunał wprowadza pojęcie „aborcji terapeutycznej”, dowodząc, że istnieją wątpliwości, czy państwo polskie „spełniło pozytywny obowiązek zabezpieczenia prawa skarżącej do poszanowania jej życia prywatnego w kontekście sporu o to, czy była uprawniona do aborcji terapeutycznej”. Mamy więc do czynienia z kolejnym zabiegiem językowym, który tym razem ma na celu zafałszowanie pojęcia aborcji. Ponieważ w publicznym dyskursie w ciągu ostatnich lat słowo „aborcja” zostało obnażone w swym prawdziwym znaczeniu, wymyślono kolejny termin – wytrych – „aborcja terapeutyczna”. Jego konstrukcja jest wyjątkowo perfidna. Słowo „terapia” z natury rzeczy kojarzy się z czymś dobrym, ma służyć wyleczeniu, wyzdrowieniu. Cel tej gry słownej, z premedytacją stosowanej od dawna przez środowiska feministyczne, jest jeden – chodzi o ukrycie prawdziwego sensu wydarzenia, z którym mamy do czynienia, gdy aborcja jest dokonywana, czyli niszczenia, zabijania poczętego życia. Sam fakt, że Trybunał używa w swym wyroku tego zideologizowanego zwrotu, jest wyrazem pewnej opcji ideowej.

Dowodzi, że w najważniejszych gremiach europejskich zaszedł głęboki proces przewartościowania podstawowych pojęć, na których przez setki lat osadzała się europejska cywilizacja. Formalnie Trybunał respektuje polskie prawo zakazujące prawa do aborcji. Jednak cały jego wywód kładzie nacisk na prawo Alicji Tysiąc do aborcji. „W sytuacji, kiedy ustawodawca decyduje się zezwolić na aborcję – czytamy w wyroku – nie wolno ukształtować ram prawnych w taki sposób, aby ograniczyć rzeczywistą możliwość jej przeprowadzenia”. Nie od rzeczy będzie w tym miejscu przypomnieć, że prawo polskie w obecnym kształcie zasadniczo chroni życie, co podkreśla już sama nazwa ustawy: „O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego (podkreślenie moje – A.G.) i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”. Jedynie w niektórych, ściśle określonych wypadkach ustawa przesądza, że aborcja nie jest karana.

Wystarczy spostrzeżenie
Trybunał uchyla się od odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście pani Tysiąc miała prawo do aborcji. Przypomnijmy, że 8 (ośmiu!) specjalistów – okulistów oraz ginekologów stwierdziło, że w jej przypadku nie zachodzą przesłanki, które mogłyby uzasadniać aborcję. Trybunał kwituje to zdaniem, że był spór wśród lekarzy, jak gdyby równoważne były wszystkie diagnozy specjalistów w tej dziedzinie z jednym (!) zaświadczeniem wydanym przez lekarza pierwszego kontaktu, który, jak wspominałem, nie miał prawa do wydawania takiego dokumentu.

W trakcie rozprawy nie dopuszczono do wypowiedzi krajowego konsultanta w dziedzinie okulistyki, prof. Jerzego Szaflika, którego opinia była jednoznaczna – nie ma związku między pogarszaniem się wzroku pani Tysiąc a jej ciążą. Charakter choroby powoduje, że jej wzrok pogarszałby się bez względu na to, czy byłaby w ciąży, czy nie. Trybunał jak ognia unikał odpowiedzi na temat rzeczywistych, a nie urojonych okoliczności tej sprawy. Stwierdził jedynie, i to zdanie jest być może najważniejsze w tym dokumencie: „Wystarczające jest spostrzeżenie, iż skarżąca obawiała się, że ciąża i poród mogły następnie stanowić zagrożenie dla jej wzroku. W świetle porad medycznych, uzyskanych przez skarżącą podczas ciąży oraz, co istotne, jej stanu zdrowia w tym czasie, rozpatrywanych w powiązaniu z historią jej choroby, Trybunał stoi na stanowisku, że obawy skarżącej nie mogą być uznane za nieuzasadnione” (podkreślenia moje – A.G.).

Nie popełniliśmy błędu
Jaki jest sens tego wywodu? Otóż Trybunał w Strasburgu powiedział wprost, że skoro kobieta chciała aborcji (miała obawy), pomimo odmiennego stanowiska wszystkich lekarzy specjalistów, aborcja powinna być dokonana. Ponieważ zaś państwo polskie jej tego nie zapewniło, musi teraz zapłacić 25 tys. euro z tytułu szkody niemajątkowej oraz blisko 14 tys. euro dla jej adwokatów. Zapłacono z pieniędzy podatników, a więc nas wszystkich.

Powstaje w związku z tym kolejne pytanie, jak zmierzyć, zobiektywizować czyjeś spostrzeżenia bądź obawy? Nie ulega żadnej wątpliwości, że wytyczona tym wyrokiem droga zmierza do legalizacji aborcji na życzenie. Napisał to w zdaniu odrębnym sędzia Javier Borego Borego: „Uważam, że rozstrzygnięcie Trybunału w niniejszej sprawie uprzywilejowuje aborcję na życzenie. (…) W dniu dzisiejszym Trybunał orzekł, iż istota ludzka urodziła się w wyniku naruszenia Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, żyje w Polsce dziecko, które obecnie ma sześć lat, a którego prawo do narodzin jest sprzeczne z Konwencją. Nigdy nie pomyślałbym, iż Konwencja może sięgnąć tak daleko i uważam to za zatrważające”. I taka jest prawdziwa wymowa wyroku, którego dolegliwości będziemy jeszcze wielokrotnie odczuwali, gdyż tworzy on niebezpieczny precedens w walce z obecną ustawą chroniącą życie. Nie ulega więc wątpliwości, że Alicja Tysiąc otrzymała odszkodowanie za to, że chciała dokonać aborcji, ale jej na to, zgodnie z prawem, nie zezwolono.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.