Karaim do Trok przyszedł

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 44/2022

publikacja 03.11.2022 00:00

W Trokach wiatr zrywa ostatnie liście z drzew. Tak jak tych liści, coraz mniej tu Karaimów.

Książę Witold sprowadził Karaimów do ochrony swojego zamku na jeziorze Galwe. Książę Witold sprowadził Karaimów do ochrony swojego zamku na jeziorze Galwe.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Ponad 600 lat temu książę Witold sprowadził z Krymu do Trok 380 rodzin karaimskich. Każda liczyła po kilkoro dzieci, co łącznie dawało około półtora tysiąca osób. Dziś mieszka ich tu 70. Według spisu ludności na terenie całej Litwy w 1997 roku znajdowało się ich 260, a według tegorocznego już tylko 196. W 1989 roku na Światowy Zjazd Karaimów do Trok zawitało 500 osób przyznających się do tej nacji.

Kiedy pytam Raisę Kobecką, z domu Zajączkowską, co to znaczy być Karaimką, odwzajemnia się pytaniem: – Jakie jest pani nazwisko panieńskie? Odpowiadam: – Gruszka. Moja rozmówczyni ciągnie: – A co to znaczy być Gruszką? To jest dokładnie to samo. Dla nas liczą się korzenie, ciągłość rodowa. Karaimem nie można się stać, nim się trzeba urodzić – tłumaczy. O tym, że przetrwali na tej ziemi, zdecydowała ich wierność wierze, językowi, kultywowanie tradycji i siła Trok, posiadających swoje genius loci. „Samoświadomość karaimska bierze się z Trok” – już w 1913 roku fenomen tego miejsca odkryła działaczka karaimska Ksenia Abkowicz.

Był taki dzień

W domach sióstr Raisy Kobeckiej i Nadieżdy Zajączkowskiej oraz w stojącym nieopodal domu ich krewnej Haliny Kobeckaitė o przodkach przypominają ściany pełne obrazów. Całe drzewa genealogiczne utrwalone w fotografiach ludzi, których imiona i nazwiska znają, mimo że dzieli ich czas. Ci, którzy noszą to samo nazwisko, w którymś pokoleniu są ze sobą spokrewnieni, bo do niedawna Karaimi pobierali się wyłącznie z osobami tego samego wyznania. Dziadek Haliny i babcia Raisy byli rodzeństwem. – My jesteśmy jedenastym pokoleniem Kobeckich – mówi pani Raisa. – To jedno z pierwszych nazwisk pojawiających się w 1661 roku w dokumentach polskich Rzeczpospolitej Obojga Narodów dotyczących Karaimów. Nasza siła tkwi w tym, że przetrwaliśmy w Trokach tyle wieków. – Najpierw czuję się Karaimką, a dopiero potem obywatelką Litwy i Europy – podkreśla Halina Kobeckaitė.

Kiedy na Litwie zaczęło się odrodzenie narodowe, 15 maja 1988 roku Karaimi, jako pierwsi spośród mniejszości narodowych, założyli w Trokach swoją organizację. Właśnie wtedy wybrali ją na przewodniczącą tutejszej wspólnoty. Funkcję tę pełniła do czasu rozpoczęcia działalności dyplomatycznej. Z wykształcenia jest dziennikarką, ale zajmowała się głównie tłumaczeniami z różnych języków tureckich i z polskiego. Z córką Kariną przełożyły nawet na karaimski „Małego księcia” Antoine’a de Saint-Exupéry. Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości Halina Kobeckaitė była jej ambasadorem w Estonii, Turcji, Azerbejdżanie, Uzbekistanie, Finlandii, a teraz wróciła do Trok.

Pani Raisa, z wykształcenia filolog rosyjski, przez lata życia zawodowego zajmowała się różnymi aktywnościami. Jej siostra Nadieżda pracuje w Trockim Historycznym Parku Narodowym – razem przygotowują książkę o Karaimach. Wszystkie są chodzącymi encyklopediami wiedzy o swoim narodzie. Opowiadają, jak uzdolnieni wojskowo, sumienni i wierni słudzy księcia Witolda, sprowadzeni przez niego z terenów między Morzem Czarnym a Kaspijskim, osiedlili się między dwoma trockimi zamkami w pobliżu jeziora Galwe i stworzyli jego niezastąpioną przyboczną gwardię. Pani Halina tłumaczy mi wiersz „Był taki dzień” Szymona Firkowicza, obrazujący stan ducha przybyłych z ciepłego Krymu na zimną litewską północ: „Był taki dzień, kiedy Karaim na Litwę przyszedł./ Mając w pamięci swoją ziemię na Krymie, szukał ciągle słońca./ Otwarta twarz, czarne oczy, stare zwyczaje i turecka mowa./ Lekko jedzie na koniu z szablą u boku./ Na wyspie stoi zamek, którego strzeże przybyły./ W dzień i w nocy strzeże go i nigdy nie złamie danego słowa./ Fale liżą ziemię, bo jezioro chce być podobne/ do Morza Czarnego”.

Domy i kybyny

Moje rozmówczynie mieszkają przy ulicy Karaimskiej. Przypomina ona historyczną zabudowę tzw. małego miasta stworzonego przez ich przodków. Tłumy turystów ciągną tutaj właśnie z powodu tych drewnianych, kolorowych domów z trzema oknami na froncie. Wbrew legendom ich liczba nie ma znaczenia, to jedynie typowa cecha tutejszej zabudowy. Do czasu rozbiorów zgodnie z prawami nadanymi przez Jana Kazimierza Karaimi mieszkali przy tej ulicy, która ciągnie się od kolumny św. Nepomucena aż do zamku, i mieli swojego wójta i samorząd. Dopiero w czasie zaborów w XIX wieku prawo to zostało zniesione, ale wówczas car Aleksander I potwierdził ich odrębność od reszty mieszkańców. – Mimo 24 pożarów, które spopieliły zabudowania, ulica Karaimska zachowała dawny kształt – opowiada pani Halina. – Domy do numeru 49. należące do mojego pradziadka to była tzw. Kobeckowszczyzna. W latach 70. XX wieku ulicę Karaimską chciano włączyć do Historycznego Narodowego Parku Trockiego, zamieniając ją w skansen, a Karaimom nakazano wybudować domy bliżej cmentarza. Sporo osób wówczas protestowało, że chce modlić się w kienesie – karaimskiej świątyni stojącej w centrum ulicy – i zrezygnowano z tego pomysłu. Trocka kienesa słynie z tego, że jako jedyna na świecie nigdy nie została zamknięta. – Nasz tata, Michał Zajączkowski w 2000 roku przekonał zarząd duchownych, że trzeba ją otworzyć dla zwiedzających – wspomina pani Raisa. – Dzięki temu przez następne dziesięć lat odwiedziło ją 70 tysięcy osób.

– Dziś niewielu przestrzega zasad wiary, ale chodzą do kienesy, żeby być wiernymi tradycji – przyznaje pani Halina. – Bo kiedy idę do kienesy, jestem Karaimką. Dziś przynależność religijna stanowi potwierdzenie, że należy się do Karaimów. Równie ważne jest pielęgnowanie obyczajów.

Te słowa pokazują, jak wiele się zmieniło od czasów, kiedy na te ziemie przybyli jej przodkowie. Samo słowo „karaim” ma związek z wiarą i wywodzi się z hebrajskiego i arabskiego rdzenia „kara’im” – „czytający” Pismo Święte. Religia karaimska pochodzi z tego samego pnia co chrześcijaństwo, judaizm i islam. Bazuje wyłącznie na Starym Testamencie, a jej fundamentem moralnym jest Dziesięć Przykazań. Podstawą liturgii są psalmy, które każdy studiuje samodzielnie.

Kiedy przyjechaliśmy do Trok, obchodzono święto pokutne przebaczenia win, przypominające katolicki Wielki Piątek. Głównym punktem nabożeństwa jest spowiedź powszechna, podczas której nie wyjawia się publicznie swoich grzechów, ale uczestnicy liturgii proszą się wzajemnie o przebaczenie. Następnego dnia odbywa się świąteczny rodzinny obiad. Na stole musi się znaleźć tutejszy przysmak – kybyny, czyli pierożki w kształcie półksiężyca, nadziewane krajaną baraniną lub wołowiną i kapustą, pieczone w piekarniku, podawane z gorącym rosołem z baraniny. Dzisiaj można ich spróbować w wielu tutejszych restauracjach.

Przewodnicy

– Żeby społeczeństwo przetrwało, powinno mieć przewodnika duchowego – podkreśla pani Halina. Przez lata taką rolę odgrywali kapłani karaimscy – hazzanowie. Nie są oni pośrednikami między Bogiem a wierzącym, lecz prowadzą modły. Według mojej rozmówczyni ich najważniejszym przewodnikiem w historii XX wieku był Haji Seraya Chan Szapszał. W 1927 roku na Zjeździe Karaimów w Trokach został wybrany na przewodniczącego gminy, nadano mu wówczas tytuł hachana, czyli najwyższego duchownego. Był profesorem Uniwersytetu Wileńskiego, badaczem kultury narodów Wschodu, zainicjował na swoim wydziale wykłady o Karaimach. Jako zapalony kolekcjoner eksponatów kultury duchowej i materialnej Karaimów zabiegał o powstanie ich muzeum. Jego marzenie urzeczywistniło się w 1938 roku, kiedy rząd Polski przeznaczył 33 tys. złotych na budowę Muzeum Karaimskiego w Trokach, aktualnie remontowanego.

Drugim ważnym autorytetem trockich Karaimów był Szymon Firkowicz, w 1922 roku wybrany na starszego duchownego. Przeszedł do historii jako poeta, dramaturg, folklorysta, ale też kierownik karaimskiej szkoły państwowej, członek komitetu redakcyjnego „Myśli Karaimskiej” oraz Towarzystwa Miłośników Historii i Literatury Karaimskiej. – Za Sowietów sprawował w swoim domu nabożeństwa, posługiwał w trakcie odprowadzania zmarłych na cmentarz, udzielał ślubów – wylicza pani Halina. – Sama też brałam u niego ślub w ukryciu.

Wesele to największe wydarzenie w kalendarzu tradycyjnych uroczystości, ale że ostatnie takie wyprawiono w Trokach sześć lat temu, Litewskie Centrum Kultury wpisało to wydarzenie na listę dziedzictwa kulturalnego. Od zawsze hazzanów wybierała wspólnota. To ona zdecydowała, że w 1992 roku starszym duchownym został Michał Firkowicz, mąż pani Haliny. Oprócz posługi duchowej wydał też twórczość stryja Szymona, antologię wierszy karaimskich od XVI wieku. Największym jego osiągnięciem edytorskim było wydanie po karaimsku i łacinie modlitewnika z 1890 roku. Pani Halina wyjaśnia, że karaimski to jeden z najstarszych języków kipczackich, należących do grupy języków tureckich. Dziś zaledwie 30 osób w Trokach potrafi się nim posługiwać. Ona posiadła tę umiejętność dzięki samozaparciu rodziców. – Tata Szymon, inżynier drogowy, w 1946 roku dostał skierowanie do Mażejek, gdzie wszyscy mówili po litewsku – wspomina. – Ale my w domu rozmawialiśmy po karaimsku. Nigdy nie było nas dużo – zamyśla się. – Przez wieki zmniejszała się liczba Karaimów, drastycznie spadła w czasach sowieckich, kiedy nastąpiła ich asymilacja z Litwinami i Rosjanami z powodu tworzenia rodzin mieszanych. Poza tym stale zmniejsza się dzietność, nie tylko Karaimów.

Kiedy wychodzimy z domu pani Haliny, dostrzegam, że w trakcie odwiedzin podwórko zasypały liście. Cóż, że zwiewa je wiatr… Czuć, że przynosi on intensywną woń zawsze żywej przeszłości.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.