Przetrwamy

GN 44/2022

publikacja 03.11.2022 00:00

O religijnych aspektach wojny na Ukrainie mówi metropolita kijowski Epifaniusz, zwierzchnik Kościoła Prawosławnego Ukrainy.

Przetrwamy Roman Koszowski /Foto Gość

Andrzej Grajewski: Jakie miejsce w życiu religijnym Ukrainy zajmuje wspólnota, której Ksiądz Metropolita przewodzi?

Metropolita Epifaniusz:
Wszystko zaczęło się od soboru, który odbył się w 2018 roku, kiedy powstał Kościół Prawosławny Ukrainy, Kościół narodu ukraińskiego. Od tego czasu, mając własny, autokefaliczny Kościół, wzrastamy i otrzymujemy wsparcie narodu. Oczywiście są jeszcze na Ukrainie prawosławni związani z Kościołem należącym do Patriarchatu Moskiewskiego, ale niezależne badania opinii publicznej pokazują, że 54 proc. prawosławnych Ukraińców identyfikuje się z naszym Kościołem, a jedynie 4 proc. wspiera Patriarchat Moskiewski. Wierzę, że w przyszłości wszyscy prawosławni Ukraińcy będą zjednoczeni w jednym, ukraińskim Kościele.

Jak wygląda pomoc ofiarom wojny?

Prowadzimy szeroką akcję charytatywną. W czasie wojny praktycznie każda nasza parafia stała się centrum charytatywnym pomagającym potrzebującym. Szczególnie ma to miejsce na wschodzie i południu kraju, gdzie trwają walki. Tam potrzeba organizacji pomocy jest największa. Zajmują się tym oddziały synodalne, prawosławna organizacja Eleos oraz Charytatywny Fundusz Prawosławny Ukrainy, który angażuje się m.in. w odbudowę mieszkań. W tych zadaniach uczestniczy wielu świeckich wolontariuszy oraz naszych księży. Szczególnie ważne jest stworzone przez nas humanitarne centrum w mieście Dnipro, którym kieruje metropolita doniecki Serhij, zmuszony do opuszczenia swej diecezji, okupowanej przez Rosjan. To centrum wspiera m.in. mieszkańców Mariupola, którzy musieli opuścić swoje tereny i potrzebują stałej pomocy. Wydawanych jest tam 2 tys. paczek żywnościowych dziennie. Podobne działania prowadzone są we wszystkich diecezjach. Musimy pamiętać, że tylko z południowych i wschodnich terenów Ukrainy uciekło kilka milionów ludzi, i choć większość z nich pozostała w kraju, wymagają systematycznej pomocy. Wspólnie z państwem oraz innymi organizacjami społecznymi i religijnymi staramy się nieść to wsparcie.

Ile świątyń waszego Kościoła zostało zniszczonych w czasie tej wojny?

Do tej pory blisko dwieście, z czego najwięcej na wschodzie. Przy czym znaczna ilość tych cerkwi należała do Patriarchatu Moskiewskiego, gdyż to on dominuje na wschodzie, gdzie toczą się najcięższe walki. Zrujnowano jednak także kilkadziesiąt naszych kościołów, ale wszystkie je odbudujemy. Został już przygotowany specjalny projekt i będzie realizowany od wiosny, m.in. przy pomocy funduszy międzynarodowych. Świątynię można odbudować, ale nie przywróci się ludziom życia. Kilku naszych kapłanów zginęło w czasie rosyjskiej agresji, w tym trzech moich kolegów, z którymi zaczynałem seminarium. Zginęli na wschodzie. Dwóch innych księży zginęło w obwodzie kijowskim w pierwszych dniach wojny. Zostali rozstrzelani przez rosyjskich okupantów.

Czy możliwa jest posługa waszych kapłanów na terytoriach okupowanych?

Tylko tajnie. W ten sposób działają na okupowanym Krymie oraz na terytoriach Donbasu zajętych po 2014 r., a także w bieżącym roku. Warunki są tam skrajnie trudne. Naszych księży prześladują, nakłaniają do przejścia do Patriarchatu Moskiewskiego. Oni jednak są ze swymi wspólnotami, potajemnie prowadzą duszpasterstwo i sprawują liturgię.

Można więc powiedzieć, że ta wojna ma także wymiar religijny?

To wojna hybrydowa, która składa się z wielu komponentów, a jednym z najbardziej wrażliwych jest czynnik religijny, duchowy. Dla okupanta Kościół Prawosławny Ukrainy jest przeszkodą w realizacji neoimperialnych planów. Kościół ma wpływ na społeczeństwo, a nasz wychowuje wiernych w duchu patriotyzmu i wierności ojczyźnie. Dlatego okupant chce go zniszczyć.

Wierni waszego Kościoła, znajdujący się w Polsce razem z uchodźcami z Ukrainy, nie mogą służyć w świątyniach należących do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, nie są dopuszczani do sakramentów. Aby zmienić ten stan rzeczy, Ksiądz Metropolita wysłał w sierpniu br. pismo do metropolity warszawskiego Sawy z prośbą o unormowanie tej sytuacji. Czy od tego czasu coś się zmieniło?

Niestety, nie otrzymaliśmy żadnej formalnej odpowiedzi. Niedawno napisałem w tej sprawie jeszcze raz. Jesteśmy gotowi do dialogu i współpracy w duchu braterskiej miłości i zgodnie z kanonami Kościoła prawosławnego. Jednocześnie jesteśmy przeciwni wtrącaniu się polskiego Kościoła prawosławnego w sprawy naszego Kościoła oraz popieraniu przez niego struktur Patriarchatu Moskiewskiego na Ukrainie. Nie chcemy niczego innego poza możliwością opiekowania się swoją wspólnotą, której część na skutek wojny znalazła się w Polsce. Sądząc po wsparciu, jakie mamy na Ukrainie, szacujemy, że co drugi uchodźca w Polsce jest członkiem naszego Kościoła. Skoro Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny nie chce zaspokajać ich duchowych potrzeb, niech pozwoli, aby zaopiekowali się nimi nasi księża.

Jak Ksiądz Arcybiskup odnosi się do oświadczeń metropolity kijowskiego Onufrego, że ukraińskie prawosławie, podlegające Patriarchatowi Moskiewskiemu, staje się obecnie niezależne i autonomiczne?

Żadnych decyzji w tej sprawie w Patriarchacie Moskiewskim nie podjęto. Myślę więc, że mamy do czynienia bardziej z taktyką maskowania się niż z faktyczną próbą wybicia się na niezależność. Zwróciliśmy się do naszych braci pozostających w strukturach Patriarchatu Moskiewskiego oraz do metropolity Onufrego z apelem o rozpoczęcie dialogu, którego celem byłoby utworzenie jednego Kościoła prawosławnego na Ukrainie, jednak otrzymaliśmy z ich strony tylko ultimatum. Tymczasem dialog powinien rozpoczynać się bez warunków wstępnych i do takiej rozmowy jesteśmy stale gotowi. Proces oddolnego zjednoczenia już się dokonuje. Od 2014 roku ponad 1700 parafii Patriarchatu Moskiewskiego przyłączyło się do naszego Kościoła. Wśród wiernych i duchowieństwa Patriarchatu Moskiewskiego na Ukrainie są ludzie wspierający te dążenia. Jestem przekonany, że z czasem powstanie większość, która całą tę strukturę poprowadzi do rozmów. Wtedy przyjdzie czas, gdy będziemy wszyscy razem.

Jak wyglądają wasze relacje z katolikami?

Mamy sporo dobrych, konstruktywnych relacji zarówno z katolikami obrządku łacińskiego, jak i grekokatolikami na Ukrainie. Współpracujemy, spotykamy się, dzielimy doświadczeniem przy wspólnych projektach charytatywnych. Między nami nie ma rywalizacji. W obliczu rosyjskiej agresji wspólnie bronimy ukraińskiego państwa i wierzę, że kiedyś osiągniemy zwycięstwo. Jak te relacje wyglądają w czasie wojny, można pokazać na przykładzie Charkowa. Nasz biskup Mitrofan w pierwszym okresie wojny żył w schronie pod katolicką katedrą. Chronił się razem z katolickim biskupem Pawło. Wszyscy rozumiemy, że bez zachowania silnego ukraińskiego państwa nie będzie Kościoła Prawosławnego Ukrainy, a i Kościół katolicki, zwłaszcza grekokatolicy, znalazłby się w bardzo trudnym położeniu.

Gdyby papież Franciszek zdecydował się przyjechać na Ukrainę, jaki byłby stosunek waszego Kościoła do tej wizyty?

Pozytywny, wielokrotnie o tym mówiliśmy. Nie jesteśmy przeciwni takiej pielgrzymce. Jesteśmy gotowi spotkać się z papieżem. Mamy dobre relacje z przedstawicielami polskiego Kościoła katolickiego, także z katolickimi episkopatami Francji czy Niemiec. Nie mamy natomiast bezpośrednich relacji z Watykanem, ale wierzę, że to się zmieni. Tak więc będziemy się cieszyć na spotkania z papieżem, jeżeli przyjedzie.

Ukraina potrzebuje takiej wizyty?

Wszystko zależy od papieża, nie tylko od jego chęci, lecz także stanu jego zdrowia. Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy modlą się za Ukrainę i jej pomagają, więc także papieżowi – za jego modlitwy w intencji naszego kraju oraz podejmowane akcje charytatywne na rzecz ofiar wojny.

Czy wojna wpływa na postawy religijne Ukraińców?

Wojna sprawia, że wielu wraca do wiary. Mówią o tym szczególnie ci, którzy przebywają w strefie działań bojowych. Kiedy patrzy się śmierci w oczy, wraca świadomość, że nie ma innego realnego wsparcia niż to od Boga. Fakt ten wpływa na zachowanie i postawę wobec wiary, szczególnie wojskowych. Wielokrotnie od nich słyszałem, że na pierwszej linii niemal fizycznie odczuwają działanie Bożej Opatrzności i odkrywają wartość modlitwy oraz duchowego wsparcia. Wojna jest wielkim złem, ale buduje naszą wspólnotę, także w sensie duchowym. Pozwala ludziom nawrócić się i na nowo odnaleźć Boga. Dlatego wierzę, że nie tylko przetrwamy to straszne doświadczenie, lecz po zakończeniu wojny i naszym zwycięstwie wiele w Ukrainie zmieni się na lepsze. •

Metropolita Epifaniusz (Serhij Dumenko)

Ukończył Kijowską Akademię Duchowną. Studia kontynuował w Atenach. W 2007 roku złożył wieczyste śluby mnisze, przyjmując imię Epifaniusz na cześć św. Epifaniusza z Cypru. Od 2018 roku jest metropolitą kijowskim i całej Ukrainy, zwierzchnikiem Kościoła Prawosławnego Ukrainy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.