Podziel się samotnością

Szymon Babuchowski

|

GN 44/2022

publikacja 03.11.2022 00:00

Duszpasterstwo osób samotnych nie polega na niczym innym jak tylko na towarzyszeniu, słuchaniu. Dzieląc się, człowiek nie jest już sam.

Podziel się samotnością istockphoto

Co czwarty Polak doświadcza samotności – wynika z danych opublikowanych przez Wspólne Centrum Badawcze Unii Europejskiej. Drastyczny, prawie trzykrotny wzrost tego wskaźnika nastąpił w czasie pandemii. Jeszcze w 2016 r. co dziesiąty Polak (9,4 proc.) deklarował, że przynajmniej przez połowę czasu w okresie 2 tygodni poprzedzających badanie odczuwał samotność. Najnowsze wyniki mówią już o 25,9 proc., co jest jednym z najwyższych wzrostów w całej Unii. Trend jest jednak ogólnoeuropejski, w największym stopniu dotyka zaś młodzieży. Wzrost poczucia samotności wśród Europejczyków w wieku 18–25 lat poszybował w tym samym okresie z 9 do 35 proc., czyniąc z najmniej samotnej grupy wiekowej tę najbardziej samotną. Czy mamy do czynienia z epidemią samotności?

Głód najlepszą przyprawą

– Doświadczenie samotności jest wpisane w naturę człowieka – twierdzi ks. Tomasz Koryciorz, kapelan szpitala oraz hospicjum domowego w Rudzie Śląskiej, duszpasterz ubogich i opiekun Grupy 33, gromadzącej osoby stanu wolnego. – Sami przychodzimy na świat i sami umieramy. Z drugiej jednak strony Pan Bóg zaraz po tym, jak stworzył pierwszego człowieka, powiedział: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam”. To znaczy, że człowiek nie jest stworzony do samotności i nie ma czegoś takiego jak powołanie do samotności. Na pytanie „kim jestem?” człowiek nigdy nie znajdzie odpowiedzi w samym sobie – jak mówi psalmista: „Boże, w Tobie są wszystkie me źródła”. Jeśli naszą odpowiedzią nie jest Pan Bóg, jeśli nie w Nim jej szukamy, to wnioski będą przerażające. Na przykład na pytanie o to, czym jest miłość, będę odpowiadał, że to ja jestem najważniejszy. Tymczasem jeśli Bóg dopuszcza w naszym życiu samotność, to zawsze po to, by nas poprowadzić do drugiego człowieka. Coś tracimy, ale coś zyskujemy. Bo jaka jest najlepsza przyprawa? Głód! Czasem jednak pragnienie samotności może być pokusą ucieczki – od kogoś, czegoś, problemów do rozwiązania. Samotność jako problem społeczny wynika więc przede wszystkim z zatracenia horyzontu, jakim jest Pan Bóg. Stawiamy siebie w centrum i przez to źle rozumiemy, czym jest wspólne życie, rodzina, miłość. Kiedy drugi człowiek przychodzi do nas ze swoją historią, problemem, chorobą, zwykle chcemy pomóc, ale brak nam zaplecza wiary.

Zupełnie inna osoba

Jako kapelan szpitalny ks. Koryciorz często styka się z problemem samotności: – Nieraz widzę wyciągniętą dłoń, która zaciska się na mojej ręce. Człowiek potrzebuje tego kontaktu, a rodzina wpada do szpitala i wypada. Kiedy mąż, któremu umiera żona, pyta mnie: „Co mogę zrobić?”, odpowiadam: „Niech pan będzie przy niej i trzyma ją za rękę”. Wtedy to, co wydawało się samotnością, nabiera sensu. Także duszpasterstwo osób samotnych nie polega na niczym innym jak tylko na towarzyszeniu, słuchaniu. Tak, by ten drugi człowiek nauczył się nazywać to, co przeżywa. Czasem ktoś mówi: „Jestem chory i sam”, a ja pytam wprost: „Czy mogę zobaczyć listę ostatnich połączeń na telefonie?”. I widzę połączenia z ostatnich godzin – od syna, od innych bliskich. To coś, od czego można wyjść, by zobaczyć, że wprawdzie szpital to nie dom, ale zawsze jest tu ktoś, kto pyta o nasze samopoczucie, poda posiłek, przygotuje łóżko. Bywa, że te chwile, gdy pojawia się ktoś z rodziny – nawet jeśli zdarzają się one raz na dwa tygodnie – nadają życiu sens. Także od bezdomnych słyszę, że razem czują się bezpieczniej, chociażby wtedy, gdy śpią razem na klatkach schodowych. Drugi człowiek daje nam poczucie bezpieczeństwa, którego każdy z nas potrzebuje – podkreśla ks. Tomasz.

W spocie kampanii społecznej Fundacji Biedronki, zainicjowanej przy okazji Międzynarodowego Dnia Osób Starszych, widzimy starszą panią, która ze smutkiem przygotowuje sobie kanapki i herbatę (bo „dla jednej osoby nie opłaca się gotować”). Kiedy jednak słyszy dzwonek i w drzwiach pojawia się rodzina, jej twarz zmienia się nie do poznania, promienieje. „Ale szczęśliwa! Zupełnie inna osoba!” – cieszy się narrator, którym w spocie jest ceramiczny kot, jedyny cichy świadek tej przemiany. – Kontakt z drugim człowiekiem jest jak lekarstwo – zauważa ks. Tomasz Koryciorz. – Czasem ważne są tu także słowa: „przepraszam”, „wybaczam”, bo przecież te rodzinne relacje mają swoją historię, nie zawsze łatwą.

Iluzje i relacje

– Zauważmy, że starsi ludzie we wspomnieniach rzadko skupiają się na sobie – mówi ks. Tomasz. – Z reguły opowiadają o tym, jak było, gdy dzieci były małe albo kiedy mąż żył. Na starość wspomina się głównie relacje. Dlaczego dobrze żyło im się w familokach, choć czasy były ciężkie? Bo były relacje, wszystkie sprawy przeżywało się razem. W czasie swojej posługi duszpasterskiej byłem na misjach w Anglii i w Zambii. Widziałem samotność w Wielkiej Brytanii i widzę ją w Polsce, ale w Afryce jej nie było! To problem naszej cywilizacji.

Rozwój techniki, który miał służyć zbliżeniu ludzi do siebie, paradoksalnie często ich od siebie oddala. Stąd zapewne nowy problem rosnącego poczucia samotności wśród ludzi młodych. – Straciliśmy równowagę między byciem samemu a byciem z drugim – twierdzi ks. Koryciorz. – Komunikatory tworzą często iluzję relacji. Obserwujemy w nich, co robi ktoś inny, ale jednocześnie zabijamy w sobie najważniejsze pytania życiowe.

Alternatywą dla tej pułapki może okazać się Grupa 33 (nazwa pochodzi od liczby lat ziemskiego życia Chrystusa), w której wiele osób nawiązuje prawdziwe relacje. We wspólnocie poszukują też odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Grupę zainicjował 28 lat temu w Katowicach ks. Tadeusz Czakański, który zauważył, że wśród kościelnych propozycji adresowanych do różnych stanów brakuje duszpasterstwa osób stanu wolnego, czyli – jak wówczas szacowano – minimum 10 proc. każdej parafii. Dziś wspólnota, gromadząca osoby w przedziale ok. 25–55 lat, funkcjonuje w różnych częściach Polski, głównie w dużych aglomeracjach. – Te spotkania dają mi szansę na budowanie relacji z ludźmi, którzy tak jak ja są w stanie wolnym i wyznają te same wartości – wyznaje Aneta Skowronek, jedna z uczestniczek Grupy 33. – Dzięki nim mam oparcie i nie czuję się samotna. Wzajemnie się słuchamy, umacniamy, poznajemy swoje temperamenty, razem przeżywamy rekolekcje. Mam poczucie, że nie jestem dla nich obca. Ale cenne są też dla mnie nasza różnorodność i fakt, że ścieramy się ze sobą.

Nazwać problem

– Kiedy przyszedłem do Grupy 33, byłem trochę zamknięty w sobie. Jeśli podczas spotkania powiedziałem dwa zdania, uważałem to za sukces. Teraz słyszę, że jestem gadatliwy – śmieje się Mariusz Gierlach. – Ale ważne jest też to, że pomagamy sobie nawzajem. Gdy w poprzedniej pracy nie dostałem wypłaty, pomogła mi prawniczka z grupy. Ja z kolei pracuję teraz w hurtowni artykułów elektrycznych, więc kiedy u nas była wyprzedaż, to pomogliśmy koleżance poskładać komputer. Właściwie nigdy nie czułem się samotny, ale zawsze miałem dużo wolnego czasu, który wcześniej spędzałem np. przed telewizorem albo „na rybach”. Teraz mogę go wykorzystać na rozważanie słowa Bożego. Nie szedłem do grupy po to, żeby spotkać dziewczynę, choć oczywiście jest to tutaj możliwe. Chciałem rozwijać się duchowo, a we wspólnocie jest mi łatwiej to robić.

– To miejsce umacnia mnie w tym, by trwać w wierze. Tu mogę kształtować swoją tożsamość osoby wierzącej, budować relacje z tymi, którzy mają podobne doświadczenie życia w stanie wolnym i tak jak ja chcą żyć Ewangelią – podsumowuje Aneta Skowronek.

– Mamy w Polsce spory problem z mówieniem o emocjach – twierdzi ks. Tomasz Koryciorz. – Czasem choroba, wynik badania zaskakują nas. Rodzą się wtedy niepewność, lęk, strach, bunt. Nie chcemy z nikim rozmawiać, dzielić się cierpieniem. Nie chcemy też martwić naszych bliskich. Dlatego dobrym rozwiązaniem są grupy, takie jak np. Apostolstwo Chorych. One pozwalają dostrzec coś więcej w tym czasie, który przeżywamy. Tylko trzeba to dobrze nazwać. Tego akurat moglibyśmy się uczyć od bezdomnych. U nich jest to czarno-białe: albo mnie boli, albo nie. Umieją bardzo dokładnie określić przyczyny, dla których znaleźli się w tym miejscu. Gdy przychodzą do ośrodka, by się ogrzać, i czują, że są słuchani, dzielą się swoją samotnością. A dzieląc się, człowiek nie jest już sam. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.