Furtka dla Bożej łaski

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 52/2009

publikacja 23.12.2009 10:38

Kiedy małżonkowie modlą się wspólnie, budują nie tylko więź z Bogiem, ale i z sobą. Gdy rodzice modlą się z dziećmi, dają im więcej niż najlepsi katecheci. Najtrudniejszy jest pierwszy krok. Można zacząć od prostego „Ojcze nasz”.

Furtka dla Bożej łaski Wiara małżonków, jeśli jest traktowana na serio, cementuje ich sakramentalny związek fot. ROMAN KOSZOWSKI

Bożena i Tadek (25 lat po ślubie, trójka dzieci): „Kiedy się modlimy, jest lepiej między nami. Najczęściej to dziesiątek Różańca wieczorem. Modlitwa to furtka, przez którą może spłynąć łaska Boża. A bez Boga w małżeństwie ani rusz”. Elżbieta i Jacek (23 lata po ślubie, dwójka dzieci): „Już w narzeczeństwie modliliśmy się razem, żeby nam się udało. Wzięliśmy na serio obietnicę Jezusa »Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie«. Uwierzyliśmy w moc tych słów. Po ślubie modliliśmy się razem, ale nieregularnie. Aż jakieś 10 lat temu kupiliśmy książeczkę na Adwent z propozycjami codziennych rozważań i modliliśmy się codziennie z jej pomocą. Tak się nam to spodobało, że zostało do dziś”.

Módl się, mniejsza o to, jak
Dlaczego modlitwa w rodzinie jest ważna? Bo modlitwa w ogóle jest ważna. Jeśli się modlę, to znaczy, że traktuję Boga na serio, jako Kogoś, komu na mnie zależy i dlatego mogę Mu się zwierzyć ze wszystkiego. Bez modlitwy, wiara stygnie, w końcu umiera. Modlitwa nie jest celem samym w sobie, jej celem jest zawsze Bóg, a owocem – lepsze życie, siła w zmaganiach ze słabością. Ludzie często pytają: „Jak się modlić?”. Najprostsza odpowiedź: „tak, jak potrafisz”. Różańcem, litanią, koronką, Psalmami, słowem Bożym, ale też swoimi słowami, milczeniem, zmęczeniem, powtarzanymi wezwaniami: „szukam Cię”, „Jezu, przyjdź, pomóż, ratuj”, „Dziękuję, za to, że…”, a nawet zaśnięciem na adoracji. Pan Bóg nie czeka na piękne słowa, raczej na znak, że o Nim pamiętamy, że nie chcemy wszystkiego załatwiać sami. Szczerość i wierność (wytrwałość) – to dwie najważniejsze cechy modlitwy.

– Podstawą jest zawsze modlitwa osobista. To jest punkt wyjścia dla wspólnej modlitwy małżonków i modlitw z dziećmi – podkreśla ks. Jarosław Ogrodniczak, prowadzący rekolekcje dla rodzin. – Zauważyłem, że małżonkowie najlepiej uczą się modlitwy od innych małżonków. Na naszych rekolekcjach w czasie adoracji jest taki moment, kiedy mężowie dziękują Bogu za żony, żony dziękują za mężów. Dla niektórych to nic dziwnego, ale niektórzy małżonkowie przeżywają to jak objawienie, że tak można. Następuje przełamanie bariery jakiegoś skrępowania. Warto zacząć od prostego wspólnego „Ojcze nasz”, np. na kolanach przy łóżku, to otwiera drogę do przebaczenia, czasem do rozmowy na duchowe tematy.

Ale dlaczego razem w rodzinie?
Zacznijmy od argumentów, powiedziałbym empirycznych. Małżeństwa, które się modlą razem, są mniej narażone na rozpad. Badania wykonane parę lat temu w USA pokazują, że 50 proc. małżeństw cywilnych kończy się rozwodem, małżeństw sakramentalnych rozpada się 33 proc. W przypadku kościelnych małżonków, którzy chodzą razem regularnie do kościoła, to już tylko 2 procent. Spośród małżeństw kościelnych, które chodzą do kościoła i wspólnie się modlą, rozwodzi się tylko jedno na tysiąc. Nie trzeba z tych danych wyciągać naiwnych wniosków w stylu „zacznijcie się modlić, a to rozwiąże wszystkie wasze problemy, rozwód wam nie grozi”. Modlitwa nie jest jakimś cudownym antidotum na kryzys małżeństwa, modlitwa nie zastępuje życia, zmagania się problemami czy dobrej rozmowy.

Ale z drugiej strony te dane pokazują pewną ważną prawdę: wiara małżonków, jeśli jest traktowana na serio, cementuje ich sakramentalny związek, umacnia, daje siłę do pokonania zakrętów. Jeśli zapraszamy Boga do naszej codzienności, On nie zostawia nas bez odpowiedzi. Co nie znaczy bynajmniej, że wszystko musi się układać po naszej myśli. Bez jedności duchowej małżonkom będzie o wiele trudniej przetrwać kryzysy i pogłębiać więź. Małżonkowie dzielą się intymnością w sferze cielesnej, ale człowiek to także psychika i duchowość. Istnieje intymność psychiczna i duchowa. Autentyczne dzielenie tych przestrzeni okazuje się wezwaniem o wiele trudniejszym niż dzielenie łoża. Ale to przecież w tych głębszych pokładach decydują się losy ludzkiej miłości.

Jan Paweł II pisał, że życie w małżeństwie jest realizowaniem zadania kapłańskiego. Chodzi o tzw. powszechne kapłaństwo, do którego jesteśmy powołani na mocy chrztu i bierzmowania. Chodzi o przemienianie codzienności w duchową ofiarę. O wspólne życie dla Boga. Do rodziny można odnieść słowa obietnicy Jezusa: „Gdzie dwaj lub trzej są zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,19). Papież zwraca uwagę, że modlitwa rodzinna czerpie treść z samego życia. To bardzo ważne. Modlitwa nie jest czymś dodanym do życia, jak kwiatek do kożucha, ona rodzi się z życia i do życia prowadzi. Krótki cytat: „Radości i bóle, nadzieje i smutki, narodziny i rocznice urodzin, rocznice ślubu rodziców, wyjazdy, rozłąka i powroty, dokonywanie ważnych i trudnych wyborów, śmierć drogich osób itd. oznaczają wkroczenie miłości Bożej w dzieje rodziny, tak jak winny oznaczać moment stosowny do dziękczynienia, błagania i ufnego powierzenia rodziny wspólnemu Ojcu, który jest w niebie (Familiaris consortio, 59).

Rodzice – niezastąpieni katecheci
Modlitwa małżonków i modlitwa z dziećmi to właściwie dwie różne sprawy. Dlaczego modlitwa z dziećmi jest tak ważna? Bo to rodzice kładą fundament pod wiarę swoich dzieci. Przykładem, nie pouczeniami. Wszystkie badania pokazują, że największym autorytetem dla dzieci są wciąż (Bogu dzięki!) rodzice. Rodzice są także pierwszymi duchowymi przewodnikami. Dla syna najważniejszy jest przykład ojca. Św. Augustyn nawrócił się dopiero wtedy, gdy zobaczył modlącego się mężczyznę – św. Ambrożego.

Jacek i Elżbieta: „To nasz chrześcijański obowiązek modlić się z dziećmi. Kiedy były małe, to był po prostu pacierz. Z czasem pytaliśmy ich, czy chcecie coś jeszcze powiedzieć Panu Jezusowi. W latach gimnazjum pojawia się bunt. To całkiem normalne. Nie można ich wtedy zmuszać, bo to daje bardzo złe efekty. Można tylko zachęcać swoim życiem”.

Najtrudniej zacząć
Najtrudniej jest zacząć. Bywa, że z jednej czy z drugiej strony jest jakiś opór czy lęk. Żyjemy w kulturze coraz bardziej antyreligijnej, której groźną bronią jest szyderstwo, kpina, cynizm i nieustanny komunikat, że religia to obciach, muzeum lub zaścianek. Religijność manifestowana na zewnątrz to już po prostu skansen sztuki ludowej. To jakoś na nas działa. Boimy się śmieszności, odsłonięcia jakiejś duchowej intymności, często także przed najbliższymi. Ale gdzie, jak nie w rodzinie mamy umacniać swoją wiarę. Bywa tak, że małżonkowie różnią się poziomem swojej religijności, pochodzą z różnych domów. Niewątpliwie nie można tu niczego zdziałać żadną formą psychicznego przymusu. Modlitwa rodzi się zawsze w wolności, a wszelki formalizm może zabić życie.

Ale kto powiedział, że trzeba równać poziom do poziomu obojętności? Czy małżonkowie nie są odpowiedzialni wzajemnie za swój duchowy rozwój? Wmawia się nam, że religia jest czymś tak osobistym, że drugiemu nic do tego. To bzdura, podszyta chorym założeniem, że religia to przymus. Wiara z definicji rodzi się w spotkaniu z drugim, rodzi się jako odpowiedź na Boże zaproszenie, ale ktoś to zaproszenie musi dostarczyć, sformułować.

Problemem może być znalezienie czasu. Dotyczy to już modlitwy indywidualnej, a w jeszcze większym stopniu wspólnej. Ale warto powalczyć o jakiś wspólny rytm czy mały domowy rytuał. W wielkiej prostocie. Małżeństwa, z którymi rozmawiałem o tym, przekonywały mnie, że to jest możliwe. To kwestia priorytetów. Pomyślmy, ile czasu spędzamy, ogladając telewizję i wpuszczając do naszych domów tylu nieproszonych gości, którzy dorosłym i dzieciom zatruwają umysł, serce. Dlaczego nie zaprosimy Kogoś, kto może przynieść nam prawdę i miłość? Czy naszym domowym ołtarzem musi być telewizor?

Uczymy się chodzić
Czasem potrzebny jest impuls. Ks. Marian Wandrasz, duszpasterz rodzin w archidiecezji katowickiej, od ponad roku proponuje rodzinom modlitwę wokół ikony Świętej Rodziny. Ponad 40 ikon wędruje po domach, pozostając przez kilka dni w każdej rodzinie. – Ikona jest zaproszeniem, impulsem. Święta Rodzina nie miała łatwo – przekonuje ks. Wandrasz. – Maryja była w sytuacji „panny z dzieckiem”, Józef też musiał swoje przeżyć. Żyli w biedzie, uciekali do Egiptu. W takiej rodzinie dojrzewał Bóg. On ma dojrzewać też w naszych domach, w codzienności, w której nie zawsze dzieje się dobrze. Zachęcam do przyjęcia ikony także przez małżeństwa niesakramentalne. Modlitwa pokazuje prawdę o naszych relacjach w rodzinie. Tu wychodzi na jaw każdy fałsz, widać to, co nieprzebaczone, to, co wymaga rzeczowej spokojnej rozmowy. Pewne rzeczy widać dobrze tylko na kolanach, wspólnie przed Bogiem.

Jak, kiedy, gdzie będziemy się modlić, to zależy od możliwości danej rodziny. Kto wie „po co”, pokona każde „jak”. Formy mogą być różne. Można usiąść razem wokół stołu, zapalić świece. Można klęknąć pod obrazem przy łóżku. Rano czy wieczorem… Modlitwami ze skarbca Kościoła lub spontanicznie. Można pamiętać o sobie przed Bogiem o tej samej godzinie, kiedy jesteśmy w rozjazdach. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok, Bóg poprowadzi nas dalej. On wie, że wciąż uczymy się chodzić, raczkujemy, składamy nieporadnie słowa. Przed nim jesteśmy zawsze dziećmi. Nie trzeba się tego wstydzić. Jacek i Elżbieta: „Wspólna modlitwa jest łaską, i jeśli chwilowo nam się nie udaje, to módlmy się o tę łaskę, a Pan na pewno nas wysłucha”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.