Resztę dopowie przyszłość

Milena Kindziuk

|

GN 51/2009

publikacja 17.12.2009 22:51

13 grudnia 1981 roku był najbardziej dramatycznym dniem dla Prymasa Polski. (Fragment przygotowanej do druku książki pt. „Ostatni taki Prymas”. Konsultacja Grzegorz Polak. Wydawnictwo „Świat Książki”. )

Resztę dopowie przyszłość 25 grudnia 1981 r. Prymas Polski kard. Józef Glemp w warszawskiej katedrze św. Jana fot. fORUM/Chris Nie denthal

Mroźna niedziela 13 grudnia 1981 roku, godzina 5.30 rano. Do drzwi pałacu arcybiskupów warszawskich przyszło trzech mężczyzn. Byli to: sekretarz KC PZPR Kazimierz Barcikowski, minister Jerzy Kuberski, kierownik Urzędu ds. Wyznań, i gen. Marian Ryba, członek WRON. Gdy za bramą zobaczyli dozorcę odśnieżającego dziedziniec, oznajmili mu, że muszą koniecznie widzieć się z Prymasem Polski, gdyż mają dla niego ważną wiadomość. Za chwilę zjawił się kapelan i zaprosił gości do salki na parterze domu biskupiego. Kilka minut później przyszedł Prymas. Zdanie, które wtedy usłyszał, pamięta do dziś:
– Chcieliśmy osobiście powiadomić Księdza Prymasa o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, który zacznie obowiązywać za trzydzieści minut, o szóstej rano.

W imieniu władz przybysze tłumaczyli arcybiskupowi Glempowi, że gen. Jaruzelski wybrał w ten sposób mniejsze zło, by zapobiec organizowanemu rzekomo przez „Solidarność” zamachowi stanu. – Wcześniej nikt mnie nie uprzedzał, że stan wojenny zostanie wprowadzony – przyznaje dzisiaj Prymas. Pamięta, że przyjął delegację partyjno-rządową oficjalnie. I że wizyta w jego rezydencji trwała zaledwie kilkanaście minut. Gdy Barcikowski, Kuberski i Ryba opuścili pałac przy Miodowej, abp Glemp odjechał do Częstochowy na zaplanowane spotkanie z młodzieżą akademicką na Jasnej Górze. Po drodze napotykał patrole milicyjne i posterunki wojskowe, ani razu jednak nie został przez nikogo zatrzymany. – Na miejscu o godz. 9 czekała na mnie młodzież, która była wyraźnie zbuntowana zaistniałą sytuacją – wspomina. – Tam po raz pierwszy, z wielkim bólem, musiałem hamować rewolucyjne nastroje.

Prymas mówił wtedy: „Stan wojenny wymaga szczególnej mądrości, szczególnego pokoju i rozwagi serc (...). Mądrość to spojrzenie na przyszłość i szerokie spojrzenie wokół siebie. Mądrością nie jest rozbijanie muru głową, bo głowa nadaje się do innych rzeczy. Stąd też potrzeba spokojnego rozważenia sytuacji, która na celu ma mieć pokój, ocalenie życia i uniknięcie rozlewu krwi. To jest cel, który staje przed każdym z nas (...) czyn szaleńczy oznacza przegraną”. Do Warszawy Glemp powrócił jeszcze tego samego dnia. Wieczorem udał się do kościoła ojców jezuitów pod wezwaniem Matki Bożej Łaskawej na Starym Mieście. Spotkał się tam z abp. Dąbrowskim, ks. Orszulikiem, prof. Stelmachowskim, prof. Trzeciakowskim i mec. Siłą-Nowickim. Po rozmowie z nimi wygłosił słynne przemówienie: „Kościół boleśnie przyjął wejście na drogę przemocy, jaką jest stan wojenny” – zapewniał.

Ale dodawał zarazem, że sprawą najważniejszą pozostaje teraz „ratowanie życia i obrona przed rozlewem krwi. W tej obronie Kościół będzie bezwzględny. To nic, że ktoś może Kościół oskarżać o tchórzostwo, o kunktatorstwo, o rozładowywanie radykalnych nastrojów. Kościół broni każdego życia ludzkiego, a więc w stanie wojennym będzie wołał, gdzie tylko może, o spokój, o zaniechanie gwałtów, o zażegnanie bratobójczych walk. Nie ma większej wartości nad życie ludzkie.(...) będę prosił, nawet gdybym miał boso iść i na kolanach błagać: nie podejmujcie walk Polak przeciwko Polakowi”
– przemawiał dramatycznie donośnym głosem.

Wielu działaczy oraz sympatyków „Solidarności” odebrało to jako swoistą kapitulację, a nawet zdradę. Okazywali swój zawód i zgorzknienie. Także wierni słuchający tego kazania byli zaskoczeni. Nie takich słów oczekiwali od swego pasterza. Wielu miało łzy w oczach. – Widziałem te łzy – wspomina Ksiądz Prymas. – Ulica oczekiwała wtedy ode mnie, że założę kapę, wezmę w rękę krzyż i zagrzeję do walki. Rozumiałem to. Nie mogłem jednak tak postąpić. Naprawdę, nie mogłem! Pragnąłem uśmierzyć radykalne nastroje, nie chciałem dopuścić do wyjścia na ulicę i krwawych walk – tłumaczy dzisiaj kard. Glemp, dla którego było to jedno z najtrudniejszych przemówień w życiu.

Tymczasem apel Prymasa, by nie podejmować walki bratobójczej i „nie dawać sobie obcinać głów”, nie był straszeniem. – To było ukazanie realistycznej perspektywy – mówi Marcin Przeciszewski, szef Katolickiej Agencji Informacyjnej. Jego zdaniem, dobrze się stało, że dzięki kard. Glempowi został podjęty jakiś rodzaj dialogu z władzą. Dialog ów wiązał ręce komunie. – Nie wyobrażam sobie, by Prymas zajął inne stanowisko – dodaje prof. Jan Żaryn, historyk. Według niego, kazanie wygłoszone 13 grudnia wpisywało się w biologiczną obronę narodu, czyli to, co jeszcze kard. Wyszyński uznawał za ważny punkt odniesienia, biorąc pod uwagę eksterminację narodu polskiego w czasie II wojny światowej, a potem w czasach stalinowskich. Przemówienie Glempa stanowiło więc wyraźną kontynuację myśli jego wielkiego poprzednika na urzędzie prymasa. I było elementem przemyślanej na ten etap strategii Kościoła. Stąd bliski mu był typ myślenia politycznego, które prezentował kard. Wyszyński, cały czas mając na uwadze konieczność ochrony życia.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.