Próby i błędy

Jacek Dziedzina

|

GN 03/2009

publikacja 15.01.2009 22:29

Jak to możliwe, że przez 20 lat Polsce nie udało się zbudować gazociągu doprowadzającego gaz z innego źródła niż rosyjski?

Próby i błędy fot. WWW.DARKNEWS.COM/JACOB ROBINSON/FOTOMONTAŻ STUDIO GN

Pomysłów było i jest wiele. Kolejne rządy zapowiadały dywersyfikację dostaw gazu. Dla większości (poza lewicą) było jasne, że chociaż Rosja jest najtańszym doraźnie dostarczycielem surowca, na dłuższą metę lepiej wydać więcej pieniędzy na inwestycje i nawet płacić więcej za towar. Dzisiaj widzimy, że tani gaz z Rosji wcale tani być nie musi: zakręcony kurek oznacza ogromne straty dla gospodarek krajów, które już najdotkliwiej odczuły skutki gazowego kryzysu. A więc inwestycja może tylko popłacać. Jakie pomysły miała Polska i które były lub są warte realizacji?

Polak, Norweg – dwa bratanki?
To jeden ze sztandarowych projektów rządu Jerzego Buzka. Zakładał budowę gazociągu o długości 1000 km z Morza Północnego do polskich wybrzeży Bałtyku. Sprawa była już mocno zaawansowana, bo udało się nawet parafować umowę z Norwegami. Niestety, zmiana ekipy rządowej (przyszedł Leszek Miller) zablokowała kolejny krok – podpisanie umowy. Rząd SLD w ten sposób na długie lata pozbawił nas szansy realnego uniezależnienia się w dużym stopniu od dostaw z Rosji. Gazociąg z Norwegii miał zapewnić Polsce rocznie ok. 5 mld m sześc. surowca (przy całkowitym zużyciu ok. 13 mld m sześc. stanowiłoby to ponad jedną trzecią). Miller argumentował, że to za droga inwestycja i za gaz z Norwegii nie warto przepłacać.

Gaz z Niemiec?
W latach 90. firma Aleksandra Gudzowatego zaproponowała budowę gazociągu Bernau–Szczecin. W ten sposób podłączylibyśmy się pod niemiecki system przepływu gazu. Moglibyśmy w ten sposób kupować go rocznie ok. 2 mld m sześc. Niestety, to ciągle byłby gaz rosyjski, tyle że pobierany nie bezpośrednio z Gazpromu, ale właśnie przez niemieckiego pośrednika. Nie dość więc, że źródło pozostałoby to samo, dodatkowo płacilibyśmy dużo więcej za gaz niż przy bezpośrednim podłączeniu z Rosją. Bez realnego uniezależnienia od rosyjskiego kurka.

Przez Bałtów
Do pewnego stopnia podobnie należy ocenić pomysł budowy gazociągu Amber. Z inicjatywą wyszła Łotwa. Projekt zakładał przesył gazu z Rosji, przez Estonię, Łotwę i Litwę do Polski i innych krajów UE. Byłby to więc nadal gaz rosyjski, ale za to omijający Białoruś i Ukrainę, czyli redukujący tzw. ryzyko tranzytowe (widzimy dzisiaj, jakie są jego skutki). Plusem tego projektu było utworzenie jednocześnie drugiego kierunku przepływu: z Danii do państw bałtyckich i Finlandii. Polska miałaby podłączyć się do tego odcinka. To dałoby nam ok. 2 mld m sześc.gazu rocznie. Skończyło się jednak tylko na konsultacjach.

Norwegia – reaktywacja?
Chociaż projekt gazociągu norweskiego Jerzego Buzka przepadł chyba bezpowrotnie, nie jest powiedziane, że ten kierunek jest już nie do odzyskania. Projekt gazociągu Baltic Pipe zakłada budowę odcinka o długości 230 km ze Stevens w Danii do Niechorza w Polsce. Byłaby to odnoga gazociągu Skanled, łączącego Norwegię z Danią. Rocznie mogłoby nam to dać nawet do 5 mld m sześc. gazu. Jest to całkiem realny projekt, bo trwają rozmowy wykonawców: ze strony Polski PGNiG oraz norweskiego Gassco i duńskiego Energinetu. Gdyby i ten projekt nie zyskał akceptacji rządu, kolejny raz pozbawilibyśmy się realnej drogi uniezależnienia się w dużym stopniu od Rosji.

Kierunek Turcja
Polska miałaby interes w podłączeniu się do wielkiego unijnego projektu: budowy gazociągu Nabucco, podłączonego pod system turecki. Miałby on liczyć aż 3,3 tys. km długości i sprowadzać przez Turcję gaz ze złóż w Azerbejdżanie, Turkmenistanie oraz w Egipcie, Iraku i Syrii. Surowiec dostarczany byłby do Austrii przez Bułgarię i Rumunię, a także do Włoch przez Grecję. Polska mogłaby uczestniczyć w tym projekcie, budując swoją nitkę. Dałoby się w ten sposób sprowadzać ok. 3 mld m sześc. gazu rocznie. Głównym plusem tego projektu jest ominięcie Rosji. Jednak nie wiadomo, czy uda się go zrealizować: Turcja prawie 60 proc. gazu kupuje od Rosji i nie chciała budować nowego systemu, nawet z tak bliskich terenów jak Azerbejdżan. Ostatnie wydarzenia (Turcja także odczuła skutki wojny gazowej) może zmienią zdanie Ankary.

Gaz skroplony
Wygląda na to, że najbliższy realizacji jest obecnie projekt budowy terminalu LNG, naturalnego gazu skroplonego, w Świnoujściu. Inwestuje w to PGNiG. Główną zaletą jest realna dywersyfikacja źródeł sprowadzanego gazu, a nie tylko inna droga jego tranzytu. Gaz miałby być dostarczany statkami z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu (Oman, Katar, Libia, Algieria, Nigeria). Moglibyśmy w ten sposób sprowadzać początkowo 2,5 mld m sześc. gazu rocznie, a docelowo aż 7,5 mld! Terminal miałby ruszyć już za kilka lat, ale problem polega na tym, że ciągle nie podpisano umowy z potencjalnymi dostawcami, a takie rzeczy załatwia się właśnie kilka lat z wyprzedzeniem. Sprowadzanie gazu skroplonego jest jedną z lepszych metod, stosowanych także przez inne kraje europejskie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.