O, choinka!

Marcin Jakimowicz

|

GN 52/2008

publikacja 30.12.2008 16:37

Ubierałam choinkę. Nagle zrozumiała, że Bóg jest. Ten, którego się wyrzekam istnieje.

O, choinka! Alina jest dziś wokalistką ostrej rockowej kapeli I.N.D. fot. stock.xchng/fotomontaż studio gn

Spotkałem ją pod sceną festiwalu Song of Songs. Przed chwilką śpiewała swym mocnym, pewnym głosem ostre piosenki. Nic dziwnego, że ze swą kapelą I.N.D (In Nomine Dei) zdobyła nagrodę na koncercie debiutów. Zaczęliśmy rozmawiać. Alina Lewandowska zaczęła opowiadać historię swego nawrócenia. Resztę opiszę ci w mailu – rzuciła. Po kilku dniach przeczytałem: Przez wiele lat wydawało mi się, że jestem szczęśliwa: szkoła, studia. Nauka zawsze szła mi bardzo dobrze. Miałam wspaniałego chłopaka i zespół rockowy, w którym śpiewałam. Boga nie potrzebowałam. Uważałam, że jest wymysłem ludzi słabych. Ja chciałam być silna i niezależna. Mając osiemnaście lat, powiedziałam Mu w zaciszu pokoju, że się Go wyrzekam. Poza tym – myślałam – przecież jest fikcją, nie istnieje...

Wiodłam to moje „szczęśliwe” życie. Wcale nie było tak różowo: nieustannie szukałam akceptacji i miłości u ludzi: kłamałam, by im się przypodobać; snułam intrygi; manipulowałam; udawałam kogoś lepszego, kto wzbudza podziw. Potrafiłam dążyć po trupach do celu. Wciąż tylko kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. Oszukiwałam nawet swego chłopaka. Bałam się, że go stracę. Ta niepewność jutra spowodowała, że coraz częściej sięgałam do horoskopów, wróżb. Nosiłam wiele masek i przed nikim nie byłam sobą. Do kościoła przestałam chodzić już na początku liceum. Był dla mnie instytucją, którą traktowałam pogardliwie. Z księży szydziłam.

Kolejne ciężkie grzechy popełniało się coraz łatwiej. Każdy mój dzień wyglądał „normalnie”: maski, kombinacje, zasługiwanie na miłość i nienawidzenie osób, które mnie w jakikolwiek sposób krzywdziły. Pewnego dnia mozolnie budowana szklana wieża się zachwiała. Jedno z kłamstw wyszło na jaw i chłopak ze mną zerwał. Mocno to przeżyłam. Czułam się bardzo samotna. Kiedyś weszłam na IRC – program umożliwiający rozmowy z innymi osobami w czasie rzeczywistym. Poznałam tam grupę katolików. Zachwycili mnie swoim podejściem do życia. Ponieważ świetnie wpasowywałam się w grupę, tym razem zaczęłam udawać… gorliwą katoliczkę. Kolega zaprosił mnie do siebie na święta. Postanowiłam pojechać. Wprawdzie trochę komplikowała się sytuacja, bo on myślał, że jestem taka święta, no a jak grać świętą, to trzeba by do końca...

Dwa dni przed Bożym Narodzeniem siedziałam sama w domu. Postanowiłam, jak co roku, ubrać choinkę. Poczułam, że jestem bardzo zmęczona tymi wszystkimi kłamstwami, że mam dosyć takiego życia. Pomyślałam, że święta to taki szczególny czas, kiedy mogłabym zacząć od nowa i zamiast udawać katoliczkę, po porostu się nią stać. Ale przecież przez ponad dziesięć lat się nie spowiadałam – pomyślałam – Ksiądz na pewno nie da mi rozgrzeszenia… I nagle... odniosłam wrażenie, że choinka, którą ubierałam, lekko poruszyła się, jakby na wietrze.

Bardzo się przestraszyłam. Ale ten malutki „znak” sprawił, że jednocześnie zrozumiałam, że Bóg jest. Ten, którego się wyrzekłam, istnieje! Oczy zrobiły mi się okrągłe jak spodki, zalałam się łzami radości i żalu: radości, że Bóg jest – i żalu, że tak wiele osób skrzywdziłam. Powiedziałam wtedy pierwsze po latach słowa wiary: „Panie, Ty jesteś!” i rozbeczałam się na dobre. Bardzo bałam się spowiedzi, toczyłam walkę, ale wiedziałam już, że chcę do niej przystąpić. I przystąpiłam, skutecznie blokując na dłuższy czas kolejkę w parafialnym kościele.

Bóg przyszedł do mnie przede wszystkim z przemianą wnętrza: dał mi nowe serce, które już nie chciało znać kłamstwa, a pokochało prawdę, czystość. To On sprawił, że przestałam być taką straszliwą egoistką – zaczęłam dostrzegać potrzeby innych: potrafiłam podbiec do żebraka, by go uściskać i kupić mu szalik albo rękawiczki. Doświadczyłam Bożego przebaczenia i automatycznie przebaczyłam tym, których nienawidziłam. Przestałam nosić maski. Wreszcie czułam się sobą. Horoskopy spaliłam, a płyty z muzyką satanistyczną z dziką radością zniszczyłam.

Na każdym kroku doświadczam Jego opieki. Także w chwilach trudnych. Gdy nie miałam pracy – ufałam i nie zawiodłam się. Kiedy zastanawiałam się, jakie jest moje życiowe powołanie, Pan odkrył przede mną na nowo muzykę. Żyję pełnią życia i dopiero teraz mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Choć życie składa się przede wszystkim z trudności, staram się nie tracić pokoju i pewności, że Bóg się o mnie troszczy. A siły czerpię z Eucharystii. Czasem się uśmiecham, jak ktoś mówi mi, że mam „taki silny głos”. Bo przecież nawet ten głos jest silny mocą Chrystusa ukrytego w kawałku chleba.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.