Apetyt na dożywocie

Marcin Jakimowicz

|

GN 42/2008

publikacja 20.10.2008 13:49

Szkoda czasu na zdradę – przekonywał Jerzy Stuhr w czasie „Targów wierności”. To była odpowiedź na targi rozwodowe. Salwatorianie z Trzebnicy nie chcieli być bierni i przez kilka dni przekonywali, że po-trafimy być wierni.

Apetyt na dożywocie To oni dali twarz na plakat. Rodzinka Mokrzyckich w komplecie. Nad nimi ks. Bartłomiej Król, organizator targów fot. Józef Wolny

AK+MS=WMBR. Jak odczytywać ten skrót? To proste. Gdy chodziłem do podstawówki, recytowaliśmy, zacierając rączki: Agnieszka Kowalska + Mirek Nowak = Wielka Miłość Bez Rozwodu. Słowa „bez rozwodu” były normą. Czy dziś maluchy wciąż tak piszą? Jak w dzisiejszych czasach promować wierność?
Z ulicznych wystaw i kiosków w Trzebnicy uśmiecha się do nas młodziutka para. Zdjęcia w klimacie „więziennej” kartoteki. „Skazani na dożywocie” – brzmi przewrotna reklama. – Targi wierności zrodziły się z gniewu – opowiadają salwatorianie. – Niedaleko stąd, we Wrocławiu, organizowano targi rozwodowe. Słyszała o nich cała Polska. Tymczasem impreza okazała się niewypałem. Przyszło więcej dziennikarzy niż zwiedzających.

Nie było tłumów walących drzwiami i oknami, chętnych do nauki wrzucania obrączek do sedesu i wspólnego palenia fotografii ślubnych. – W Polsce rośnie liczba rozwodów, to prawda. Jednak wykorzystywanie tych tendencji w celach marketingowych, traktowanie ludzkich tragedii w kategoriach towaru jest sprawą niepokojącą. Rozwód nie jest rozwiązaniem żadnych problemów. Jest zadaniem ran, które często pozostawią niezatarty ślad w życiu małżonków i ich dzieci – alarmował młodziutki salwatorianin ks. Bartłomiej Król. Zamiast siedzieć z założonymi rękami, zorganizował I Targi Wierności. Przyszło naprawdę sporo ludzi – cieszył się tuż po inauguracji. – Pary odwiedzające targi mogły się dowiedzieć, jak po latach małżeństwa dalej być dla siebie atrakcyjnymi, gdzie zabrać swoją ukochaną na romantyczną kolację i kiedy mężczyźnie wręczyć kwiaty.

Dali twarz
Szukamy pary z plakatu. Znajdujemy ją w jednej z trzebnickich kamienic. Siadamy na tapczanie z Wandą i Radkiem Mokrzyckimi i trójką ich maluchów. – Nie baliście się wylądować na plakacie? – zaczepiam młodych małżonków. – Trochę tak – opowiada Wanda. – Mój mąż miał robić ten plakat i szukaliśmy chętnej pary, ale jakoś brakowało. Ustawiliśmy więc na statywie aparat i sfotografowaliśmy naszą rodzinkę. Pasowaliśmy do konwencji. – Staliście się w Trzebnicy ikoną wzorowego małżeństwa. Nie baliście się, że zamiast „Mokrzyccy” napiszą wam na drzwiach „Wierni”? – Nie – śmieje się Wanda. – Mnie było o tyle łatwiej, że z natury rzadko się czymś przejmuję. Ja i tak jestem rozpoznawana. Nie dość, że mam wygodną, choć kontrowersyjną fryzurę – przejeżdża ręką po króciutko ostrzyżonych włosach – to jeszcze paraduję po ulicach z trójką dzieci. Daliśmy twarz do idei wierności, bo w nią wierzymy. Jasne, że nie zawsze jest u nas sielankowo, są i zawiesiste dni. To normalne. Ale staramy się, by te dni nas umocniły, a nie zniszczyły. – W małym miasteczku nie schowacie się w tłumie, jesteście rozpoznawalni na kilometr… – prowokuję ich dalej. – Tak. Odwagi uczyliśmy się od… naszych dzieci. Gdy sąsiedzi, którzy nie chodzą do kościoła, pytają czasami naszego Józia: „Gdzie idziesz?”, on z całą prostotą odpowiada: „Do Jezusa!”. „Aha, to znaczy do kościoła” – domyślają się.

– Dla mnie pomysł z plakatem był trudniejszy do przetrawienia – włącza się Radek. – Wchodzę z małą Kingą do przedszkola, a tu na drzwiach wisi plakat. A córka krzyczy: Ooo! Mama i tata! Te targi żyją – zapala się Wanda. – Byłam tym pozytywnie zaskoczona. Przychodziło sporo ludzi. Chcieli pogadać. Młodziutka dziewczyna pytała, o co nam właściwie chodzi. Mówiłam jej o tym, jak uwieczniać wspólne chwile. Ja na przykład spisuję wszystkie SMS-y od początku naszej znajomości. A ona na to: To pani się chyba baaardzo nudzi (śmiech). – Te SMS-y zmieniają zabarwienie – dopowiada Radek. – Można śledzić temperaturę związku. Zaczynało się od romantycznych „Kochana spotkajmy się tu i tu”, a ostatnio coraz częściej pojawia się: „Kup ser”.

Wierny autor „Spisu cudzołożnic”
Ogromne sanktuarium św. Jadwigi Śląskiej powoli zapełnia się ludźmi. Przyszli posłuchać aktora Jerzego Stuhra. – Największą satysfakcję i dumę odczuwam, gdy przy wszystkich pokusach świata znów pozostałem wierny samemu sobie i wartościom, w jakich mnie wychowano – opowiada wieloletni rektor PWST. Sporo mówi o wierności do ojczyzny. – Rano przeczytałem, że Polacy w okolicach Zgorzelca wchodzą w posiadanie dokumentów niemieckich po to, by brać od Niemców zasiłek dla bezrobotnych. Czy są wierni? Czy powinni się z tego spowiadać? Nie wiem. Zadaję tylko głośno pytania. – Czytałem wywiad z Jeremim Przyborą – ciągnie dalej. – „Dopiero po śmierci mojej żony zorientowałem się, że wszystko, co robiłem w życiu, robiłem dla niej – opowiadał twórca Kabaretu Starszych Panów. – Myślałem, że robię to dla siebie; dla zdobycia sławy, popularności, pieniędzy, dla sztuki. Nie. Ja robiłem to dla niej!”. Siekło mnie to zdanie – uśmiecha się Stuhr. – Sam dostrzegam, że kiedyś umiałem jedynie brać. Wiele lat musiało upłynąć, bym nauczył się dawać.

Przypominam sobie, co o wierności opowiadał mi ceniony śląski duszpasterz ks. Stefan Czermiński: – Człowiek został tak stworzony przez Boga, by spotkanie mężczyzny i kobiety pokazywało, co czuje Bóg do człowieka. A jest to historia niesamowicie romantyczna, pełna wielkiej tęsknoty, zdrady, zakończona wielkim pojednaniem. Tylko człowiek, który się zakocha, może zrozumieć, jak wielki dramat przeżywał pozostawiony przez człowieka niewinny Bóg. W związku między mężczyzną a kobietą Bóg opowiada o swym wielkim pragnieniu jedności. Muszę patrzeć pod nogi. Niedaleko moich butów, tuż przy potężnym sarkofagu Jadwigi Śląskiej, na zimnej posadzce baraszkują mali Mokrzyccy, dzieci „Małżeństwa z plakatu”. Patrzę w uśmiechnięte oczy ich rodziców. Nie muszą mówić ani słowa. Są skazani na dożywocie. Ale jakoś nie wyglądają na zmartwionych…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.