Chrześcijańscy kosmici

rozmowa z ojcem Pawłem Stępkowskim

|

GN 24/2008

publikacja 17.06.2008 15:39

O kosmitach, którzy kochają się aż do śmierci, z ojcem Pawłem Stępkowskim z Zakonu Paulinów w Warszawie rozmawia Anna Elżbieta Grigo

Chrześcijańscy kosmici – Bóg nie załamuje się, gdy małżonkowie się zaplączą – mówi o. Paweł Stępkowski fot. Anna Nowicka

Anna Elżbieta Grigo: Od czego zależy, czy sakramentalnym się uda?
Ojciec Paweł Stępkowski: – Od wiary. Sakrament nie należy do nas, nie podlega naszym interpretacjom, ale do Chrystusa. On decyduje, kiedy i jak chce być widoczny w życiu konkretnego małżeństwa. Ci, którzy są wierzącymi inaczej, czyli mają własny pogląd na to, czym jest małżeństwo, czy jakikolwiek inny sakrament, mogą mieć z tym problem. Bo jeśli szukam gruszek na wierzbie, chcę znaleźć niewłaściwe owoce na nie-właściwym drzewie. Czy ogrodnik, który sadził to drzewo, przewidział coś tak dziwacznego jak mój pomysł na małżeństwo? To jest najcudowniejszy sakrament. Najpełniejsze objawienie, człowiek staje się podobny do Boga w komunii osób. Jego miłość jest w ich miłości, aż do śmierci, nie wycofuje się z raz danego słowa, jest bezwarunkowa. Chrystus mówi: jak to zobaczą, znajdą mnie.

Co robić, żeby zobaczyć?
– Nawrócić się. Jeśli do tej pory więź z Chrystusem była byle jaka, skąd wiemy, czy jesteśmy powołani do sakramentu małżeństwa? A może do samotności? Nieraz stawiamy Boga przed faktem dokonanym, chcemy być razem, bo jesteśmy zakochani, a Ty nam pobłogosław. Nie pytamy, czy ten drugi człowiek jest od Niego. Często słyszę w konfesjonale: wiemy, co robimy i jaki będzie nasz związek. Dlaczego mamy się nawracać, skoro jesteśmy idealni. A Bóg mówi: sami z siebie nie dacie rady. Chrystus chce się objawić między tym dwojgiem ludzi. Nieraz chce być widoczny, nieraz nie. Ale jest obecny zawsze.

Chyba nie zawsze, rozwodzimy się na potęgę...
– Małżonkowie prędzej czy później doznają syndromu wypalenia. I co robią, mając kościelny ślub? Ucieka-ją od siebie, nieraz szukają kogoś innego. Albo udają, że kryzysu nie ma, z różnych powodów: wygodnictwa, strachu. To nic nie da, bo jedność między nimi się pogubiła. Jedynym ratunkiem jest nawrócenie. Prośba do Boga o interwencję. O miłość. Może być tak, że jedno z małżonków pracuje swoim kochaniem długo, zanim drugi człowiek odpowie. Przebacza, raz, dwa, sto razy. Staje się męczennikiem z powodu wierności sakramentowi. Po ludzku wydaje się to nieraz niemożliwe. Przyjaciel, sąsiadka stukają się w czoło: po co tak się poświęcasz, myśl o sobie, ty jesteś najważniejszy. Świat, który jest wrogiem Boga, uważa go za kosmitę, skoro, pomimo wszystko, chce kochać aż do śmierci. A na dodatek, co już w ogóle jest niezrozumiałe, czuje radość w sercu.

Małżeństwo jest jak mały kościół... Z krzyżem i zmartwychwstaniem?
– Chrześcijanie są jak komandosi na pierwszej linii frontu. Jeśli myślą, że przyjmując sakrament, zabezpieczają się przed trudnościami, to mylą się. Oni otrzymują bilet do Iraku. Tam, w walce odkrywają przebaczenie, miłość miłosierną, czyli na zawsze, wierność, która jest czymś naturalnym, czułość w chorobie, starości. Odkrywają te cuda, zmagając się, błądząc też. Bóg nie załamuje się, gdy małżonkowie się zaplączą. On zawsze kocha i interweniuje. Nie chce ich stracić. Bo chodzi o ich szczęście. O życie wieczne. Nieraz te interwencje polegają na tym, że On się usuwa na moment, żeby skonsumowali tę ludzką miłość aż do dna. Aż poczują głód Bożej miłości. To bywa bolesne. W tym Iraku małżeńskim, nawet w chwili dramatycznej, groźby rozpadu związku, spotykają Chrystusa zmartwychwstałego. On pokazuje im możliwości, o których nie mieli pojęcia. Miłości nie można zabić, jeśli jest znakiem Boga.

A jeśli małżonek mlaska przy jedzeniu?
– Słyszę nieraz w czasie spowiedzi: nie wiem, dlaczego go jeszcze kocham, bywa okropny, drażni mnie. Ale dziękuję Bogu, bo właśnie to najmocniej dotyka mój egoizm. Skoro psycholodzy zbadali, że miłość wytrzymuje góra 10 lat, ich uczucie nie ma podstaw psychologicznych, biologicznych. Jego źródło bije gdzie indziej. Z wiary. Więź z Bogiem uwalnia od strachu. Nie boją się mieć siedmiorga dzieci, choć innych przeraża już drugie. Ci chrześcijańscy kosmici, którzy traktują sakrament poważnie i kochają się aż do śmierci, świadczą o Bogu. Dają nadzieję i miłość innym.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.