Ten śpiew nie może kłamać

Jacek Dziedzina

|

GN 46/2007

publikacja 14.11.2007 11:15

W kościele można zgorszyć człowieka. Na przykład byle jaką muzyką i śpiewem podczas liturgii. Ale dobrą muzyką można otworzyć przestrzeń, z której nikt nie będzie chciał już wychodzić.

Ten śpiew nie może kłamać Dominikanie są liderami odnowy muzyki liturgicznej w Polsce. Na zdjęciu: zakonna schola podczas próby śpiewu. Henryk Przondziono

Kraków, Wielki Piątek. Właśnie wyszliśmy z Andrzejem z Liturgii Męki Pańskiej w bazylice dominikanów. Trudno się otrząsnąć po długim, choć zupełnie nienużącym śpiewie „Crucem Tuam”. Nawet ładne artystycznie wykonanie Pasji na krakowskim Rynku wydaje się nam sztucznym, bez ducha, opowiadaniem o tym, czego właśnie dotknęliśmy tak bardzo prawdziwie. Nazajutrz – Wigilia Paschalna.

Nasza ekipa powiększyła się o kilka osób. Po kończącej się o 2 w nocy Mszy św. rezurekcyjnej Andrzej nie rusza się z miejsca. – Słucham i nie mogę uwierzyć, że coś takiego można zrobić z liturgią – mówi szeptem, kiedy cały kościół śpiewa jeszcze radośnie „Zmartwychwstał Chrystus Król…życie nam dał na wieki”. Bez kiczu, ale też bez patosu wielkich dzieł klasyków. A ja nawet zapomniałem, że tego dnia skradziono mi telefon, a nowy właściciel zdążył wykręcić kilkanaście numerów do Algierii na moje konto. To się zupełnie nie liczyło w tym momencie. Jest zatem dobra wiadomość dla zniesmaczonych poziomem muzyki w wielu kościołach: tak wcale być nie musi! Udowodnili to nie tylko dominikanie.

Między ziewaniem a jazgotem
Wielu z nas mogłoby zapewne wskazać parafie, gdzie najlepiej, żeby nikt niewierzący nie wchodził podczas liturgii. Zachrypnięty z różnych powodów głos organisty i kiepskie akordy na małym syntezatorze, powtarzane od lat nie do końca zgodne z dogmatami teksty pieśni, ospała reakcja wiernych. A z drugiej strony – grupka młodzieży „ubogacająca” święte obrzędy jazgotem kilku gitar i krzykliwym śpiewem paru nastolatek. Kolega wspomina, że w jednej z parafii schola młodzieżowa zaprezentowała jako piosenkę maryjną stary hit dyskotekowy: „Ma, ma, maa, ma, ma, Maryja, maa…”. Lepiej żeby nikt poszukujący tego nie słyszał.

Problemy z infantylną muzyką liturgiczną mają też w innych krajach. Roberta Frameglia jest młodą artystką, komponuje własne utwory. Angażuje się też w animowanie muzyki liturgicznej we Włoszech. – Teksty wielu naszych pieśni są ubogie – mówi „Gościowi” Roberta. – Na przykład o Maryi śpiewa się jako o mamusi, pięknej i dobrej, z białymi włosami i niebieskimi oczami… bez żadnych odniesień do Pisma Świętego – twierdzi z wyrzutem. Zdarzyło się tam kiedyś, że użyto na Mszy popularnej (skądinąd świetnej) piosenki „The sound of silence” słynnego duetu Simon&Garfunkel;, zmieniając tylko słowa na religijne. – To wszystko po to, żeby przyciągnąć młodzież – dodaje Roberta. Czyli ślepa uliczka, bo młodzież idzie za tym, co autentyczne i piękne. Wszelkie atrapy, imitacje tylko pogłębiają nieufność i niechęć do uczestnictwa w liturgii.

Szok w nutach
– W ludziach jest ogromna potrzeba prawdy i piękna – mówi Paweł Bębenek, kompozytor i animator muzyki liturgicznej. Wiele lat temu razem z Piotrem Pałką namówili krakowskich dominikanów do zorganizowania warsztatów muzycznych. Przychodzili ludzie, którzy chcieli coś zrobić, ożywić liturgię, ale brakowało im inspiracji. Na warsztatach przeżyli szok, że można grać i śpiewać, zachowując tradycyjne pieśni, a wprowadzając nowe interpretacje i utwory oraz odpowiednie instrumenty jednocześnie. – Tam się zaczęło, ale dzisiaj nie można już tego kojarzyć tylko z dominikanami. To już jest wspólne dobro – dodaje krakowski muzyk. I rzeczywiście, w pierwszych warsztatach krakowskich uczestniczyło parę osób z Olsztyna. Zaszczepili ten pomysł u siebie i do dzisiaj w Gietrzwałdzie organizują jedne z największych tego typu spotkań w Polsce. W Gietrzwałdzie podpatrzyli to ludzie z Torunia i teraz u księży michalitów w mieście Kopernika nie brakuje chętnych. A do Torunia przyjechali parafianie z Warszawy… i tak dalej.

Gdańsk, Legnica, Chorzów, Karpacz – m.in. w tych miastach kilka razy w roku różni zapaleńcy szukają inspiracji, żeby potem wrócić i ożywiać swoje wspólnoty parafialne. Na miarę możliwości. – Animator muzyki powinien dobrze rozeznać, jaki jest poziom duchowy jego wspólnoty parafialnej – mówi Hubert Kowalski, również kompozytor i lider muzyczny z Krakowa. Nie chodzi zatem o to, żeby wszędzie liturgia miała tak uroczystą oprawę jak u dominikanów. – Liturgia wymaga czegoś prostego. My komponujemy i pokazujemy, że piękną liturgię można stworzyć na różne sposoby – ciągnie temat Hubert. Uważa, że warsztaty, które odbywają się w całej Polsce, dodają odwagi pasjonatom. – Oni zaczynają wierzyć w siebie, widzą, że jest nas dużo, a potem wracają i krok po kroku zmieniają parafie. Bez rewolucji – dodaje Kowalski.

Kościółkowato czy profesjonalnie?
Triduum Paschalne na cztery głosy przygotowuje też ekipa z Torunia. – Chcieliśmy, żeby ludzie włączyli się w śpiew, więc przygotowaliśmy teksty na slajdach, a przed Mszą ćwiczyliśmy niektóre pieśni – mówi ks. Rafał Szwajca, michalita, organizator warsztatów toruńskich. Triduum pokazało, że jest wielkie zapotrzebowanie na nowe formy w muzyce liturgicznej, z zachowaniem ducha przepisów kościelnych. – Na warsztatach ludzie przekonują się, że muzyka w kościele może być wykonywana profesjonalnie – Hubert Kowalski dojeżdża do Torunia, żeby służyć swoim doświadczeniem. Sam prowadzi w każdą niedzielę śpiewy z podziałem na głosy w kościele karmelitów w Krakowie. – Ludzie mówią mi potem: wasze śpiewanie nie jest „kościołkowate”, czyli „nieprofesjonalne” – mówi. – Mamy takie podejście w Kościele, że profesjonalizm do liturgii nie przystaje. My pokazujemy, że jest dokładnie odwrotnie – dodaje Hubert.

Wiele pomysłów upadnie, jeśli nie będzie wsparcia ze strony proboszczów. Ks. Emanuel Pietryga z parafii św. Jadwigi w Chorzowie nie ma oporów wobec zapału utalentowanych wiernych. Jest zespół, chór, schola, organiści, kantor i Chorzowski Ośrodek Liturgiczny. – Ośrodek stara się animować śpiewy, które wszyscy mogą wykonać. Nie koncertuje, ale ożywia śpiew – mówi ks. Pietryga. – Od jakiegoś czasu mamy też zatrudnionego kantora, który ćwiczy przed Mszą melodie. Ludzie dobrze to przyjmują – dodaje.

Kantor jest doskonałym pomysłem. Ktoś nawet powiedział, że gdyby miał wybierać, to wolałby zatrudnić kantora niż organistę, bo ten pierwszy jest widoczny i ludzie chętniej śpiewają pod jego kierunkiem. W Toruniu biskup zdecydował nawet o utworzeniu od przyszłego roku diecezjalnej szkoły kantora. Może warto pomyśleć o tym, żeby w każdej diecezji utworzyć taką szkołę? Podobnie jest z organistami. Przecież wielu z nich nie ma odpowiedniego przygotowania muzycznego, co widać często po doborze repertuaru i wykonaniu. Czasem wystarczy, żeby proboszcz pomyślał o wysłaniu organisty na kurs organistowski. To jednak wymaga rezygnacji z minimalizmu w pracy parafii.

Tęsknota w głosie
– Niektórzy są zamknięci na wszelkie zmiany, także część organistów – mówi Paweł Bębenek. – Nie chcą przekroczyć pewnej bariery, bo myślą, że kultura wysoka to tylko Bach – dodaje. – Także kurie i seminaria są bardziej oporne, mają swoją wykładnię i nieufność do oddolnych inicjatyw – mówi Hubert Kowalski. – Trzeba też edukować duchowieństwo. Są na przykład schole, które czują się porzucone, słyszą co najwyżej od proboszcza: jak chcecie śpiewać, to śpiewajcie. Ale w ten sposób nie będą się formować – dodaje Kowalski.

Dlaczego w laickim Paryżu kościół St. Gervais jest codziennie pełny? Bo prowadzący liturgię wiedzą, że stawka, zbawienie dusz, jest wysoka i nie można pozwolić sobie na miernotę, kiedy wszystko dookoła kusi ładnym opakowaniem. Muzyka bez kokieterii i uwodzenia, a jednak zatapiają- ca człowieka w Tajemnicy.
Nieraz, gdy słyszę jakiś genialny kawałek w radiu, melodia chodzi za mną tygodniami. I szkoda mi, kiedy nagle odkrywam, że ten doskonały muzycznie utwór głosi wielkie bluźnierstwo i przeklina cały świat i Boga. Niejedną bzdurę sprzedano już dzięki chwytliwej i atrakcyjnej melodii. Ale też niejedną świętość i zbawienną prawdę opowiedziano przy akompaniamencie dźwięków, które jeżą włos na głowie. Jeśli bluźnierców stać na arcydzieło, to o ileż bardziej wyznawcy Miłości Ukrzyżowanej powinni starać się, by „sprzedać” innym swoją nadzieję. Poprzez muzykę właśnie. „W głosie Adama przed upadkiem rozbrzmiewała słodycz wszelkiej harmonii i całej sztuki muzycznej” pisała Hildegarda z Bingen kilka wieków temu. Pozwólmy sobie zatęsknić za rajem. Podczas najbliższej liturgii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.