Nieuniknione

Andrzej Wajda specjalnie dla "Gościa Niedzielnego"

|

GN 37/2007

publikacja 17.09.2007 12:23

Film „Katyń” powstawał długo – lata. Nie sam film, ale scenariusz. Było to, jak widzę dziś, nieuniknione, gdyż nie miałem wsparcia w żadnym z utworów literackich, jak to było w przypadku filmów polskiej szkoły filmowej. Nie ma powieści o Katyniu.

Nieuniknione Andrzej Wajda i Maja Komorowska podczas realizacji filmu „Katyń”. P. Bujnowicz/Fabryka Obrazu

Natomiast próby scenarzystów nie były zadowalające. Zresztą temat katyński nie był im zbyt bliski, gdyż nie był ich tematem. Do trudności dołączyło też moje niezdecydowanie co do tematu przyszłego filmu, o czym ma opowiadać, kto ma być bohaterem, i szereg innych pytań. Niełatwo było także odnaleźć w tym, co otrzymywałem, wyraźny obraz tamtych lat, które przecież dobrze pamiętam. Tu przełomem stał się tekst Andrzeja Mularczyka, w którym zobaczyłem postacie mojego przyszłego filmu i temat katyńskiego kłamstwa. To pozwoliło mi rozpocząć przygotowania do realizacji w 2003 r. filmu pt. „Post mortem”.

W czasie prac wstępnych uświadomiłem sobie jeszcze obowiązki, jakie spadły na mnie w związku z tym, że będzie to pierwszy film na ten temat, co oznacza, że musi zawierać cały szereg scen i sytuacji pozwalających widzowi zapoznać się z kontekstem historycznym zbrodni katyńskiej. To zaprowadziło mnie do pomysłu podzielenia dotychczasowej akcji „Post mortem” na cztery katyńskie opowieści. Pozwoliło to „obdzielić” wydarzeniami znalezionymi przeze mnie w wielu pamiętnikach, wspomnieniach i dokumentach większą liczbę bohaterów filmowej opowieści.

Tak powstała historia o rotmistrzu Andrzeju (Artur Żmijewski) i jego żonie Annie (Maja Ostaszewska); przebywającym w Kozielsku Generale (Jan Englert), żonie Generała (Danuta Stenka) i jej córce Ewie oraz przypadkowo poznanym młodym akowcu, który wybiera się na studia w Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. I w końcu opowieść, której osnową jest historia Antygony, o siostrze (Magda Cielecka) i zamordowanym w Katyniu bracie poruczniku – pilocie (Paweł Małaszyński).

Pozostawał problem obsady, ale wymienione wyżej nazwiska aktorów mówią same za siebie. Sięgnąłem po artystów, których wiek odpowiadał ówczesnemu wiekowi moich rodziców, a doświadczenie filmowe i akceptacja widowni, zwłaszcza młodej, dawała szansę na zainteresowanie moim katyńskim filmem.
Pozostawał już tylko ostatni problem: jak „Katyń” powinien być zrealizowany, aby nie robił wrażenia filmu wydobytego po latach z magazynu filmoteki. Zdjęcia Pawła Edelmana i praca twórczej grupy realizatorów nastawione były na to, by „Katyń” był pod każdym względem filmem współczesnym. Zwłaszcza że w ostatnim etapie opracowany został w technice 4K jako pierwszy film polski wchodzący na nasze ekrany i jeden z nielicznych na świecie („Harry Potter…”), gdzie technika ta została zastosowana zarówno do obrazu, jak i dźwięku. Teraz czekam już tylko na spotkanie z widzem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.