Uwaga! Dobre promieniowanie

Marcin Jakimowicz

|

GN 29/2007

publikacja 18.07.2007 11:36

Gdy jedni żeglują po mazurskich jeziorach, inni pluskają się w falach Bałtyku lub wdrapują na Giewont, tysiące Polaków wypoczywa z Biblią. Oferta letnich rekolekcji jest przeogromna.

Uwaga! Dobre promieniowanie Dobre promieniowanie – oryginalna ulotka reklamująca rekolekcje

Najpopularniejsze formy rekolekcji

* Ruch Światło–Życie – oazy młodzieżowe, oazy rodzin
* Tygodniowe ćwiczenia ignacjańskie
* Dla Dzieci Maryi
* Dla grup Odnowy w Duchu Świętym
* Spotkania Ruchu Rodzin Nazaretańskich
* Spotkania małżeńskie
* Organizowane przez zakony
* Specjalistyczne: dla biznesmenów, pracodawców, sportowców, żeglarzy
* Z konsultacją psychologa: dla kobiet, które dokonały aborcji, dla osób po rozwodzie, po stracie dziecka

Od kilkunastu lat rekolekcje stały się nad Wisłą niezwykle popularną formą spędzania wolnego czasu. W samych tylko jezuickich rekolekcjach ignacjańskich wzięło już udział kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Oferta jest ogromna: od spotkań dla dzieci i młodych po wyjazdy dla biznesmenów, pracodawców, sportowców, żeglarzy i radiosłuchaczy po rekolekcje dla małżeństw przeżywających poważne kryzysy.

Od żłobka do nagrobka
Aż 28 tysiecy młodych spędziło ubiegłoroczne wakacje na oazowych rekolekcjach. Na oazy rodzin wyjechało 6 tysięcy ludzi. Niestety brak solidnych statystyk dotyczących innych form rekolekcji. A jest ich naprawdę sporo: organizują je właściwie wszystkie prowincje zakonne. Spotkania organizowane są bardzo często według klucza związanego z osobą świętego: znajdziemy rekolekcje z Małą Tereską, Faustyną czy ojcem Pio. Ogromny boom rekolekcyjny związany był przede wszystkim z dynamicznym rozwojem wspólnot odnowy Kościoła.

Większość grup Odnowy w Duchu Świętym, Ruchu Światło–Życie czy Rodzin Nazaretańskich wyjeżdża w Polskę na kilkanaście letnich dni. Na rekolekcyjnej mapie znajdziemy spotkania muzyczne, warsztaty gospel, wyjazdy językowe, a nawet rekolekcje… z dietą oczyszczającą. Prowadzą je Misjonarze Świętej Rodziny z Bąblina. – Przez post i modlitwę leczymy ciało i ducha – wyjaśniają. – Chodzi o przywrócenie zdrowia całego człowieka, również przez właściwe żywienie (stosujemy specjalną dietę warzywno-owocową) oraz powrót do równowagi duchowej. Ta forma rekolekcji cieszy się ogromną popularnością. W tym roku nie ma już wolnych miejsc. Ludzie zapisują się już na przyszłoroczne wakacje.

Po traumie
Ojciec Maćka odwiózł go do szkoły i zniknął. Kasia jest tak zamknięta w sobie, że gdy się denerwuje, pot oblewa ją od stóp do głów. Gosia po godzinnej rozmowie nieśmiało szepcze: „Bije mnie mąż” – coraz częściej w Polsce organizowane są kilkudniowe wyjazdy dla osób, które przeżyły różnorakie duchowe zawirowania i mają traumatyczne doświadczenia. Wielu z nich trafia do licheńskiego Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym. By wejść do tego ośrodka, trzeba przejść po kilkunastu schodkach. Dla wielu to najtrudniejsze kroki w życiu. Ale ci, którzy je podjęli, nie żałują. Czeka na nich nie tylko kapłan, ale i psycholog. Na stronie internetowej centrum można znaleźć sporo świadectw małżonków, którzy zdecydowali się tu przyjechać. Dziś wzruszeni piszą: od dziesięciu lat nie pijemy i uczymy się wybaczać sobie wszystkie zranienia. Nad Wisłą znajdziemy sporo rekolekcji połączonych z modlitwą o uzdrowienie wewnętrzne. „Od depresji do pokoju ducha” – to dewiza jednego ze spotkań. Są specjalne wyjazdy dla kobiet i mężczyzn, którzy doświadczyli traumy po dokonaniu aborcji. „Spowiadałaś się z tego już nieskończoną liczbę razy i nadal czujesz się winna? Masz nerwicę? Nie wiesz, jak kochać dzieci, skoro zabiłaś tamto dziecko? Przyjedź” – zapraszają hasła reklamowe.

Młodzi palą karteczki
Zza kolorowego miasteczka namiotowego słychać ożywione krzyki. Jeeeest – wrzeszczy ktoś do mikrofonu. Po chwili sytuacja się wyjaśnia. Trafiliśmy do Pliszczyna. Trwa piłkarski turniej. Kilkudziesięciu chło- paków biega za piłką. Starają się jak mogą, bo są dopingowani przez kilkadziesiąt ko- leżanek. To część bogatego programu Sercańskich Dni Młodych. Już po raz piętnasty do wioski pod Lublinem zjechał z całej Polski tłum młodych ludzi. Tym razem jest ich około ośmiuset. Nie mogą narzekać na nudę. Obok Mszy świętej czy kręgów biblijnych zorganizowano warsztaty, turniej piłkarski, a nawet koncerty hip-hopowego Full Power Spirit i Violi Brzezińskiej.

Kończy się rekolekcyjny dzień. Na niebie setki gwiazd, zasłanianych od czasu do czasu przez czarne, kłębiaste chmury. Gdy zrywa się silny wiatr, solidna wiata, pod którą siedzi kilkuset młodych aż trzeszczy. Młodzi w skupieniu słuchają księdza, który streszcza im fragment książki o. Augustyna Pelanowskiego. Opowiada o pisarzu, który sześć rozdziałów swojej książki poświęcił na zapisywanie pasma sukcesów, a siódmy na wspomnienia zranień, słabości i upadków. W ostatniej chwili przestraszył się i wyrzucił ostatni rozdział do kosza. Książka okazała się hitem. Niebawem ktoś nominował ją do nagrody Nobla. Zdumiony autor w czasie uroczystości w Sztokholmie dowiaduje się, że zajął drugie miejsce. Wygrała książka nikomu nie znanego pisarza, zatytułowana: „Siódmy rozdział”.

Pełen najgorszych przeczuć literat wpada do księgarni, kupuje książkę laureatkę i zdumiony spostrzega, że to jego ostatni, wyrzucony na śmietnik rozdział. Ktoś znalazł go, opublikował i… wygrał. Nie wstydź się swych słabości – woła kapłan – oddaj Jezusowi swe zranienia, cierpienia. Być może są twoim ukrytym skarbem i otworzą ci bramę do nieba. Napiszcie Jezusowi o tym, o czym najchętniej chcielibyście zapomnieć, o swych słabościach, porażkach. Młodzi rozchodzą się po łące.

Dostają białe kartki i ołówki, na których wygrawerowano napis „Siódmy rozdział”. Niektórzy, notując coś niezgrabnie na karteczkach, mają łzy w oczach. Przed monstrancją sercanie rozpalają ognisko. – Wrzućmy do niego swój siódmy rozdział, oddajmy najbardziej bolesne chwile życia samemu Bogu. Nie po to, by je spalić, pozbyć się, zapomnieć. Ognisko to symbol płomiennej miłości Jezusa. Nie można znaleźć się w lepszych rękach – przekonują.

Do ogniska ustawia się długa kolejka. Młodzi ściskają w rękach karteczki. Klękają przed Najświętszym Sakramentem i wrzucają do ognia zapisane bolesne wspomnienia. Dym spowija monstrancję. Obok kilkaset osób ustawia się pod rozgwieżdżonym niebem, czekając na spowiedź.

Ten sam błysk w oku
Sercanie znaleźli znakomity sposób na rekolekcje. Jest czas i na zabawę, i na turniej piłkarski, i na spowiedź czy szczere świadectwo wiary. Nie jest to jednak żadna duszpasterska nowość. Taka forma rekolekcji funkcjonuje nad Wisłą od lat siedemdziesiątych. – Wyjazdy na letnie rekolekcje nie były wymysłem ks. Franciszka Blachnickiego, ale nikt przed nim nie organizował ich na tak olbrzymią skalę – opowiada moderator generalny Ruchu Światło–Życie, ks. Adam Wodarczyk.

– Blachnicki znakomicie połączył formę rekolekcji, gdzie młodzi uczą się postawy służby, z wypoczynkiem typu skautowskiego. Kilka dni temu wróciłem z dnia wspólnoty w Krościenku. Modliło się na nim około 1500 osób. W ich oczach znalazłem taki sam entuzjazm i radość wiary, jaki pamiętam sprzed dwudziestu lat. Tak jak wtedy, ludzie na oazach odnajdują żywego Boga. Ruch Światło–Życie wychowuje do żywego świadectwa wiary, do wyjścia z Ewangelią w świat. Nie chodzi przecież o to, by do końca życia być animatorem w jakiejś parafialnej grupce. To prawda – przerywam księdzu Adamowi – na sześć osób, które siedzą właśnie w redakcyjnym pokoju, aż pięć ma za sobą oazową formację.

Sam na sam ze sobą
Popularną, choć szalenie wymagającą, formą rekolekcji są od lat ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli. Nieprzypadkowo to właśnie założyciel jezuitów został ogłoszony patronem rekolekcji. W Polsce ich renesans rozpoczął się w połowie lat osiemdziesiątych. Rekolekcje trafiły na podatny grunt. W ciągu ostatnich dziesięciu lat ćwiczenia odprawiło już kilkadziesiąt tysięcy Polaków.

Przyjeżdżali kapłani, siostry zakonne, ale przede wszystkim ogromne rzesze świeckich. W ciszy i skupieniu, zdani tylko na Słowo Boże i głos ojca duchowego, szukali w sobie miejsc, które są zranione przez grzech, by wystawić je na uzdrawiające spojrzenie Jezusa. O wartości tego typu rekolekcji pisał już w 1929 r. Pius XI, nazywając je „najmądrzejszym i ze wszech miar uniwersalnym kodeksem reguł zdolnych wprowadzić duszę na drogę zbawienia i doskonałości”.

Tydzień bez komórki
A może zamiast przytulnego pokoju hotelowego czy pensjonatu surowa zakonna cela w jednym z polskich klasztorów? Taką formę wypoczynku wybiera coraz więcej ludzi. Szukają oddechu, zostawiają na furtach komórki i laptopy, przez kilka dni odpoczywają od wiadomości telewizyjnych. – Nie wychodzimy do świata, ale mamy żyć tak, by ludzie przychodzili do nas – uśmiecha się benedyktyn o. Konrad Małys. – Sporo ludzi przyjeżdża do Tyńca na rekolekcje.

Mieszkają w starej strażnicy rycerskiej, przeznaczonej przed wiekami do obrony jedynego brodu na Wiśle, którym można było dostać się od południa do Krakowa. Dziś przebywają tu ci, którzy w Tyńcu szukają ciszy i spokoju. Przez kilka dni uczestniczą w życiu klasztoru, tak jakby należeli do mniszej rodziny. Razem jedzą w refektarzu posiłki, śpiewają psalmy, modlą się i pracują. Żyją regułą napisaną 1500 lat temu. Gościnność to podstawowa cecha benedyktynów. Wielu gości jest zdziwionych, gdy przy stole widzą usługujących im cenionych profesorów, znających kilka języków. Reguła przypomina, że każdy gość ma być traktowany jak sam Chrystus.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.