Plaża w kościele

ks. Tomasz Jaklewicz, Julia Markowska

|

GN 27/2007

publikacja 04.07.2007 11:45

Pępki na wierzchu, dekolty, odsłonięte ramiona, szorty. Plażowa moda wkracza latem do świątyń.

Plaża w kościele

W nadmorskich kurortach turyści przychodzą do kościoła nieraz prosto z plaży. Mężczyźni w kąpielowych slipkach i koszulkach na ramiączkach. Kobiety w szortach lub miniówkach i mikroskopijnych bluzeczkach.
– Nie zamierzam ubierać się jakoś specjalnie do kościoła – deklaruje Monika Pilińska, która przyjechała na urlop do Kołobrzegu. – Jestem na wakacjach i jak mam po wyjściu z plaży iść do hotelu, przebierać się, to po prostu szkoda mi czasu. Dlatego idę w tym, w czym jestem, tylko narzucam na siebie coś przewiewnego. Księża powinni zrozumieć, że tutaj ludzie przyjeżdżają odpocząć i nie mają zamiaru się stroić. To, jak wyglądam, nie ma nic wspólnego z moją wiarą. Przecież na Msze odprawiane w ciepłych krajach nikt nie przychodzi ubrany od stóp do głów. I wcale nie znaczy to, że nie szanują Boga.

Inny turysta, w tym samym miejscu zapytany o to samo, widzi sprawę inaczej. – U mnie w domu niedziela zawsze była dniem bardzo uroczystym. Miałem nawet specjalne, niedzielne ubranie i buty, w których chodziło się wyłącznie do kościoła i na ważniejsze uroczystości rodzinne. Dlatego teraz, nawet na urlopie, staram się przychodzić do kościoła ubrany elegancko. Oczywiście, nie przywiozłem ze sobą garnituru, w który ubieram się na Msze w Warszawie, ale mam długie spodnie i koszulkę z kołnierzykiem. Źle bym się czuł, gdybym przyszedł w kąpielówkach do kościoła, byłby to brak szacunku dla Eucharystii – uważa Tomasz Plawgo z Warszawy.

Chusta dla roznegliżowanych
– Niestety, ludzie często wchodzą do naszej katedry, jakby przychodzili do kina – ubolewa ks. prałat Józef Słomski, proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Kołobrzegu. – Czapki na głowie, zimne napoje w ręku – to bardzo częsty i nieprzyjemny widok.

Ksiądz postanowił walczyć o godny strój w kościele. Klerycy, odbywający staże w konkatedrze, stoją przed drzwiami świątyni z chustami dla niezdyscyplinowanych wiernych. – Jak ktoś przychodzi zbyt roznegliżowany, najczęściej dotyczy to kobiet, to klerycy wręczają mu chustę – opowiada ks. Słomski. – Jeszcze nikt nie zaprotestował, choć niektóre panie trzeba by tymi chustami owinąć od stóp do głów. Z podobnymi sposobami upominania się o szacunek dla świątyni można spotkać się na Zachodzie. – Widziałem wielokrotnie, jak do bazyliki św. Piotra nie wpuszczano mężczyzn w krótkich spodenkach ani kobiet z odkrytymi ramionami. Pilnujący wejścia panowie zwracają uwagę uprzejmie, ale stanowczo. Kto nie ma właściwego stroju, może zaopatrzyć się w jednorazowe nogawki lub nakrycia ramion – opowiada ks. Adam Wodarczyk, pracujący przez kilka lat w Rzymie. Na drzwiach wielu kościołów w krajach zachodnich można zobaczyć tablice, przypominające o odpowiednim stroju.

Kult luzu i wygody
Problem niewątpliwie najmocniej dotyka miejscowości wypoczynkowych, ale w upalne, gorące dni nie omija kościołów w całej Polsce. Sprawę poruszył nawet arcybiskup katowicki. „Brak poczucia sacrum sprawia, że niektóre osoby przychodzą do kościoła ubrane niestosownie. Tam, gdzie w centrum jest ołtarz i Eucharystia, nie wszystko wypada. Trzeba pamiętać, że sposób ubierania się wyraża nie tylko osobę, która go nosi, ale także określa stosunek do drugiego człowieka” ­– napisał do diecezjan abp Damian Zimoń. Proboszczowie zostali też poproszeni o wywieszenie specjalnych plakatów przed wejściem do kościołów.

Co się z nami dzieje, że trzeba przypominać o sprawach, które jeszcze całkiem niedawno wydawały się oczywiste? ­– Problem się bierze z tego, że panuje dziś kult wygody ­– odpowiada ks. Piotr Pawlukiewicz, warszawski duszpasterz i rekolekcjonista. – Chodzi o to, żeby mnie było wygodnie i luźno. To się wkrada wszędzie. Tak chodzimy w domu, na ulicy, i tak idziemy do kościoła. Ludzie myślą, że nic złego nie robią, kiedy wchodzą do kościoła w krótkich spodenkach czy w koszulce na ramiączkach. Ale jeśli w domu dzieci mówią do rodziców per ty, jeśli nie ma obrzędu niedzielnego obiadu, jeśli panuje wszechobecny luz i nikt nie ma odwagi się temu przeciwstawić, to nie dziwmy się, że ludzie nie rozumieją, że sacrum wymaga pewnego szacunku, który sygnalizuję także swoim strojem. To owoc prymitywnienia naszej kultury.

Wstyd chroni
– Nie chodzi o pruderię, ale kiedy klękam na Przeistoczenie za półnagą kobietą, to… nie wiem, gdzie patrzeć. To naprawdę rozprasza – skarży się młody mężczyzna, uczestnik niedzielnej Mszy św. Ta wypowiedź zwraca uwagę na jeszcze inny wymiar problemu – utratę wstydu. Już w latach 60. ks. Franciszek Blachnicki, twórca oaz, zwracał uwagę na zanikanie wstydu. Jako przejaw tego zjawiska uznał prowokacyjny sposób ubierania się, szczególnie kobiet i dziewcząt. – Ks. Blachnicki uważał, że duszpasterze przyjęli postawę kapitulacji wobec zjawiska nieskromnej mody. Dlatego w program rekolekcji oazowych wpisał wychowanie do skromności i czystości. Kładł nacisk na odpowiedni strój czasie sprawowania liturgii. Tak jest na oazach do dziś – mówi ks. Wodarczyk, moderator Ruchu Światło–Życie.
– To nie jest tylko problem lata. Nieraz jest zimno, a i tak niektóre panie paradują wydekoltowane. Popatrzmy, jak ubierają się dziś panny młode – mówi ks. Pawlukiewicz. – Nieraz mówię młodzieży, że wstyd to jest osłona, która broni człowieka przed nieszczęściem. Niejeden chłopak czy dziewczyna byli tuż-tuż od zrobienia głupstwa i w ostatniej chwili się zawstydzili. To ich uratowało. Jednak dzisiaj panuje bezwstyd. I dlatego są pozbawieni tej obrony przed złem.

Strojem szanuję, strojem obrażam
Ks. Pawlukiewicz uważa, że duszpasterze powinni reagować na nieodpowiedni strój w kościele, ponieważ w ten sposób nie tyle atakują „rozebranych”, ile bronią tych, którym to przeszkadza. – Swoim strojem okazuję komuś szacunek. Przede wszystkim Panu Bogu, ale szanuję też ludzi. Bóg jest Kimś wyjątkowym, więc dla Niego robię coś wyjątkowego. Jeśli jest upał, to na działce biegam w slipkach, ale gdy idę do kościoła, to się troszkę umęczę tym zakrytym ciałem, bo Panu Bogu okazuję przez to szacunek. Gdybym przyszedł na czyjeś wesele w slipkach i w trampkach, to bym go obraził. Jeśli ktoś przychodzi na nasze zgromadzenie liturgiczne źle ubrany, to on nas po prostu obraża. Nie dopatruję się tutaj od razu złej woli, to raczej bezmyślność. Trzeba to takiemu człowiekowi delikatnie uświadomić, tak żeby nie ranić. Natomiast jeśli ktoś robi to świadomie i z uporem, to trzeba mu pokazać drzwi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.