Nie wypada tego czytać

Rozmowa z Krystyną Mokrosińską, prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

|

GN 18/2007

publikacja 04.05.2007 11:14

Ks. Artur Stopka: Czym się różni poważna gazeta od tabloidu?

Nie wypada tego czytać PAP/Andrzej Wiktor

Krystyna Mokrosińska: – Tabloidy stworzyły swoisty rynek, który zaistniał przed wojną i nazywał się „szmatławce”. W dobie walki konkurencyjnej tabloid to coś, co ociera się o prasę, ale tworzy własne gatunki, takie jak plotka, nie honoruje zasad etyki dziennikarskiej, odwołuje się wyłącznie do emocji czytelników – i to niezdrowych emocji i nie stosuje zasad rzetelnego dziennikarstwa.

Czy powinniśmy wierzyć w to, co piszą tabloidy?
– Co to znaczy „powinniśmy wierzyć”? To nie dotyczy nas, bo ja nie czytam tych gazet, ksiądz pewnie też, wielu ludzi nie czyta. Natomiast ci, którzy je czytają, nie zadają sobie tego pytania. I na tym polega nieszczęście. Ci którzy czytają tego typu pisma, kierują się emocją, wierzą w to i budują swój świat na podstawie plotki, pomówienia, sensacji. Chcą czytać o tym, co jest lekkie, łatwe, przyjemne i skandalizujące. Ich nie interesuje, czy to jest prawda, czy nie.

Takich ludzi są miliony...
– No są i dlatego wydaje mi się, że tutaj potrzebna jest edukacja społeczeństwa. Potrzeba wyjaśnienia, że to, co czytają w takich gazetach, nie jest informacją, tylko plotką. Trzeba zdecydowanych postaw wśród ludzi zainteresowanych pojawianiem się w mediach, także wśród dziennikarzy, postaw polegających na tym, że na przykład nie rozmawia się z Urbanem. Trzeba uświadamiać ludziom, że tabloidy mają mnóstwo spraw sądowych, przegranych spraw. Ta wiedza powinna dotrzeć do czytelników, tylko pytanie – jak?

Nie ma Pani wrażenia, że tabloidy są uwiarygodniane na przykład przez polityków, przez znanych, poważnych ludzi?
– Są uwiarygodniane, a równocześnie politycy często podają sprawy do sądu przeciwko tym pismom. Można przypomnieć na przykład wyrok w sprawie premiera Buzka za artykuł „Lewa kasa premiera”. Okazało się, że był to prowokacyjny tytuł, który miał kupić widownię. Bardzo wielu czytelników przeczytało wtedy tylko tytuł. Inny przypadek: w ramach prowadzonej przez jeden z tabloidów akcji ujawniania pedofilów (która zresztą później się skompromitowała) doszło do wydrukowania jako pedofila zdjęcia niewinnego człowieka. Oddał sprawę do sądu i wygrał. Nasze stowarzyszenie przyznało za ten przypadek tytuł „Hieny roku”.

Pani zdaniem pisanie przez polityka wysokiej rangi artykułu do tabloidu jest w porządku?
– Nie jest w porządku. Rozumiem, że on walczy o szeroki elektorat, chce zaistnieć także w takim piśmie, bo wie, że jego czytelnicy to duża grupa. Wiem, że on chce trafić także do takich, którzy nie bardzo potrafią czytać i wolą oglądać obrazki i skandalizujące tytuły, ale jeśli mamy edukować społeczeństwo, to oczekuję od polityków wyraźnej postawy – nie tylko braku współpracy z niektórymi tytułami, ale również wyjaśniania, dlaczego z nimi nie współpracują. Są granice, których przekroczyć nie można.

Nie razi Pani, że w przeglądach prasy tabloidy są traktowane na równi z poważnymi gazetami?
– Razi mnie powoływanie się na coś, co w żaden sposób nie powinno być reklamowane, a wymienianie tytułu jest jego reklamowaniem.

Jak zwykły człowiek może się bronić przed agresją ze strony mediów, zwłaszcza gdy zostanie bezpośrednio zaatakowany, tak jak ksiądz przez „Super Express”?
– Protestować, oddawać sprawy do sądu i nagłaśniać wyroki. Myślę, że jedyną skuteczną metodą przeciwko nierzetelnym mediom i dziennikarzom na duże kary finansowe.

Należałoby stworzyć snobizm na nieczytanie tabloidów?
– Tak. Nie tylko tabloidów, ale również na przykład tygodnika „Nie”. To powinni robić ludzie, którzy cieszą się zaufaniem społecznym. Jak to może być, że w społeczeństwie, które jest w dziewięćdziesięciu procentach katolickie, tygodnik publikujący antykościelne paszkwile ma kilkaset tysięcy nakładu? Wydaje mi się, że tu jest zadanie dla Kościoła.

Myśli Pani, że księża z ambon powinni nawoływać do nieczytania „Nie”? Zaraz zrobiłby się szum...
– Nie wiem, nie jestem duszpasterzem. Ale myślę, że raczej chodzi o stworzenie pewnych wzorców postępowania niż o nawoływanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.