Wyznawcy bez znieczulenia

Jacek Dziedzina

|

GN 04/2007

publikacja 29.01.2007 10:06

Po ile ta chrześcijanka? – Może być 20 dolarów. To nie początek kiepskiego żartu. To jeden z łagodniejszych obrazków z życia wielu chrześcijan. Dzisiaj, w XXI wieku. Cennik za wierność Chrystusowi nie zmienił się od czasów pierwotnego Kościoła.

Wyznawcy bez znieczulenia Podczas Mszy św. w kościele w Gopalganj (Bangladesz) wybuchła bomba. Zginęło dziewięciu chrześcijan. PAP/EPA JEWEL SAMAD

Powiedzmy sobie szczerze: prześladowania chrześcijan i męczeństwo za wiarę kojarzą nam się głównie z „Quo vadis”. Płonące krzyże z ciałami wyznawców, areny z lwami, katakumby – to najpopularniejszy obraz losu tych, którzy zdecydowali się pójść drogą nie z tego świata. Losu, który dla wielu jest tylko reliktem starożytnego chrześcijaństwa.

Ewentualnie w świadomości mamy programowe zwalczanie Kościoła w krajach byłego bloku sowieckiego i związane z tym męczeństwo wielu świeckich i duchownych. Tymczasem każdego roku ok. 250 mln chrześcijan na całym globie doświadcza prześladowań za wiarę, nierzadko płacąc życiem. Wszystkie statystyki i raporty potwierdzają, że to najbardziej prześladowana społeczność religijna na świecie.

Owszem, trzeba brać pod uwagę kontekst polityczny i społeczno-kulturowy w poszczególnych krajach. Często prześladowania są częścią szerszego konfliktu i rozgrywek ideologicznych, narodowościowych, plemiennych lub „czyszczeniem” terenu po kolonialnej przeszłości. Jednak w imperium rzymskim dokarmianie lwów podczas igrzysk również miało swój kontekst oraz instrumentalne dla władzy znaczenie.

„Dzisiaj usłyszycie historie, które złamią wasze serca. I tak bardzo się cieszę, że wasze serca zostaną złamane, ponieważ modlę się, żebyście po tym, co usłyszycie, nie mogli już dłużej milczeć”. Tak mówił Eddie Lyle z organizacji Release International, zajmującej się m.in. informacją o prześladowanych chrześcijanach i pomocą w uwolnieniu więźniów sumienia. Podczas jednego ze spotkań dla Brytyjczyków, wraz z grupą świadków z różnych krajów, opowiadał wstrząsające historie pojedynczych ludzi i całych wspólnot chrześcijańskich.

Dla większości słuchaczy brzmiało to jak opowieści z innej epoki. W obliczu ceny, jaką płacą bracia w wierze w różnych rejonach świata, nasze kurtuazyjne konflikty i napompowane problemy wydają się śmieszne. Trzeba mówić głośno o tych, którzy idąc za Ewangelią, nie starają się być „więksi od swojego Mistrza”. Ale nie po to, żeby jeszcze głośniej wygrażać ich prześladowcom. Nawet nie tylko dlatego, że potrzeba zaangażowania, na miarę swoich możliwości, w ich obronę – co jest naturalnym odruchem solidarności. Chodzi też o to, że Kościół zawsze żył i wzrastał na krwi męczenników. Przykłady heroicznej postawy chrześcijan w obliczu prześladowań budzą w nas coś więcej niż tylko współczucie.

Śmierć nawróconym!
W Indonezji, kraju w większości muzułmańskim, żyje ok. 19 mln chrześcijan, co stanowi 8 proc. wszystkich mieszkańców. Abraham Bentar Rohadi studiował od dzieciństwa Koran. Dziewięć lat temu dostał poważnego wylewu do mózgu. Ktoś zaprowadził go do miejscowego pastora, który zaczął modlić się nad nim. Abraham mówił później, że miał sen, w którym zobaczył postać w białej todze, której twarz przypominała twarz Jezusa z obrazu w domu jego sąsiadów chrześcijan.

Obiecał sobie wtedy, że jeśli zostanie uzdrowiony, ten Chrystus będzie Panem jego życia. Wyzdrowiał i ten sam pastor pomógł mu przygotować się do chrztu, który przyjął 5 lat później. Abraham zaczął opowiadać wszystkim muzułmańskim przyjaciołom i rodzinie o swoim nawróceniu. Reakcja była możliwa do przewidzenia.

Odpowiednie kroki podjął jego szwagier, który oskarżył Abrahama o próbę wymuszenia na nim siłą przyjęcia chrześcijaństwa. W marcu 2006 roku neofita został pobity przez grupę muzułmanów, którzy podpalili jego samochód, krzycząc „spalić go!”. Nadjechała policja i zabrała Abrahama na posterunek, gdzie postawiono mu formalnie zarzut bluźnierstwa. Grozi mu kara śmierci.

To dla tamtej społeczności muzułmańskiej niemal naturalna reakcja na zdradę islamu. O podobnej sprawie głośno było w ubiegłym roku, kiedy w Afganistanie sąd chciał skazać na śmierć Abdula Rahmana za przejście na chrześcijaństwo. Pod naciskiem Zachodu próbowano zaproponować niepokornemu kompromis: orzeczenie o niepoczytalności i wtedy sprawa będzie załatwiona. Odmówił, twierdząc, że nie może zaprzeć się wiary w Chrystusa, którą świadomie przyjął.

Po takiej deklaracji śmierć wydawała się nieunikniona. Udało się jednak zorganizować jego ucieczkę do Europy. Afganistan jest szczególnym przypadkiem. Po obaleniu rządu talibów, próbie budowania demokracji (wspieranej przez Zachód) towarzyszy restrykcyjne prawo islamskie. Nawet w konstytucji tego kraju zapisane jest z jednej strony prawo szariatu, z drugiej zaś… katalog podstawowych praw człowieka.

Ropa z nietolerancją w pakiecie
Krajem, którego nie można podejrzewać o tolerancję wobec chrześcijan (i w ogóle wobec religii innych niż islam) jest Arabia Saudyjska. Złudna może wydawać się nowoczesność tego państwa, które doskonale prosperuje ze względu na bogate złoża ropy i handel z Zachodem, natomiast pozostaje bardzo szczelnie zamkniętym na inność obszarem kulturowym. Tam znajdują się najświętsze miejsca pielgrzymkowe muzułmanów: Mekka i Medyna.

Dlatego też na tak uświęconej ziemi, zdaniem muzułmanów, nie mogą znajdować się świątynie żadnej innej religii. Mało tego – nie można posiadać Biblii i nosić chrześcijańskich symboli religijnych. Zdarzają się naloty policji saudyjskiej na domy chrześcijan (głównie z biedniejszych Filipin i Etiopii) pod pretekstem szukania nielegalnych imigrantów.

Jeśli w czasie przeszukania zostaną znalezione egzemplarze Biblii – śmierć jest niemal pewna. Najbardziej narażeni są nielegalnie działający duchowni, którzy przechowują czasem kilkaset egzemplarzy Pisma Świętego. Na lotnisku także można być pewnym, że Biblia będzie odebrana i zniszczona. W 2005 roku głośno było o zakonnicy, której w poczekalni przed wylotem zerwano krzyż i przy niej zniszczono.

A w ubiegłym roku nawet jedna z brytyjskich linii lotniczych stała się zakładnikiem tego prawa. Sami Brytyjczycy nie pozwolili członkini swojej załogi (jeszcze w Londynie) wnieść Biblii na pokład samolotu, który leciał do Arabii Saudyjskiej.

Jedna z interpretacji Koranu, która obowiązuje w Arabii Saudyjskiej (szkoła wahabicka), nakazuje traktować wrogo świat zewnętrzny. Coraz więcej teologów islamskich, zwłaszcza mieszkających i wykładających na Zachodzie, uważa, że tradycja ta musi ustąpić wymogom współczesnego świata.

Rządy zachodnie przymykają oko na jawną dyskryminację i otwarte prześladowanie innowierców w kraju ropą płynącym. Poprawność polityczna rządzi się swoimi prawami.

Chrześcijanie w promocji
W niezwykle trudnej sytuacji są chrześcijanie w Sudanie. Żeby zrozumieć tło polityczne tamtejszych prześladowań, trzeba cofnąć się do połowy ubiegłego stulecia. Okres dekolonizacji był w pełni. Także Sudan ogłosił niezależność od Korony Brytyjskiej. To pociągnęło za sobą szereg zmian w stosunku do chrześcijan ze strony przejmujących władzę muzułmanów. W pewnym sensie była to, w ich rozumieniu, forma odreagowania za czas podległości kolonialnej państwu utożsamianemu z chrześcijaństwem. Nie wspominali przy tym, że trzy stulecia wstecz to właśnie wyznawcy Allacha wyparli stamtąd chrześcijan, obecnych na tych terenach już w bardzo wczesnym średniowieczu. Wyznawcy Chrystusa wrócili tam dopiero w XIX wieku.

Po ogłoszeniu niepodległości wszystko uległo zmianie: język, zwyczaje, prawo i rozumienie tolerancji (patrz Arabia Saudyjska). Muzułmańska północ stała się oficjalnym wrogiem chrześcijańskiego południa. W latach 80. szariat stał się obowiązującym prawem. Wojna wisiała w powietrzu. Południe nie miało szans z wojskami wysyłanymi przez oficjalne władze, nalotami na wioski, gwałtami i porwaniami kobiet i dzieci.

Na czarnym rynku (proszę wybaczyć tę niesmaczną grę słów) można było się dogadać i kupić sobie chrześcijańską kobietę lub dziecko za 20 dolarów. Msze najbezpieczniej jest odprawiać w nocy, bo w ciągu dnia wierni narażeni są na celowe bombardowania. Skutki wojny prowadzonej na oczach świata (a właściwie na zakrytych oczach) są trudne do oszacowania. Miliony ofiar śmiertelnych oraz skazanych na tułaczkę bez środków materialnych i domów chrześcijan to takie dane, które odbierają już niektórym siły, żeby pytać jeszcze o sens istnienia ONZ czy politykę mocarstw. Fakt, że ciągle są gatunki zwierząt zagrożone wyginięciem…

Buldożerem w krzyż
W lipcu ubiegłego roku udało się przemycić z Chin nagranie burzonego kościoła. Ktoś przekazał je organizacji Voice of the Martyrs (Głos Prześladowanych za Wiarę). Był 26 czerwca, około 4 rano, kiedy pod kościół Tu Du Sha w Xiaoshan w prowincji Zhejiang podjechała policja. Funkcjonariusze spodziewali się zastać pusty budynek. Tymczasem w środku modliło się już około 300 osób. Policja wróciła na miejsce cztery godziny później, w znacznie wzmocnionej obsadzie: 200 mundurowych i 40 pojazdów. Zgromadzeni chrześcijanie starali się nie dopuścić do zniszczenia świątyni sprowadzonym przez policję buldożerem. Mimo protestów zbudowany około 1930 roku kościół zrównano z ziemią. Taką cenę musieli zapłacić wierni, którzy nie chcieli poddać się obowiązkowej „rejestracji”, czyli poddaniu się administracyjnie, personalnie i doktrynalnie władzom chińskim.

Oficjalnie wspólnoty chrześcijańskie nie mają zakazu działalności w komunistycznych Chinach. Jednak od lat władze stosują politykę uzależniania Kościoła od państwa. Duchowni i świeccy, którzy uznają prymat Pekinu, a nie Watykanu, mogą cieszyć się względnym spokojem i swobodą kultu.

Oczywiście treści ewangeliczne mają odpowiednią wersję, niesprzeciwiającą się systemowi. Ci, którzy są wierni Rzymowi, mogą spodziewać się najgorszego. Nie ma też mowy o legalnej działalności ewangelizacyjnej. W czerwcu 2004 roku policja pobiła na śmierć 34-letnią kobietę za rozdawanie Biblii w prowincji Guizhou. Rodzinie przekazano informację, że zmarła w wyniku nagłej choroby. Jednak razem z nią aresztowana była teściowa, którą później wypuszczono, więc mogła opowiedzieć, jak metody stosowano w czasie przesłuchań.

Drogi nie nasze, myśli nie nasze
Nie sposób nakreślić pełnego obrazu współczesnej fali prześladowań chrześcijan w wielu miejscach na świecie. Warto jednak uświadomić sobie, że nie można mówić o problemie tylko w kategoriach socjologicznych i statystycznych: gdzie, dlaczego, ile itd. „Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować”.

Wierzący w Jezusa Ukrzyżowanego zawsze mają ten przywilej, żeby postrzegać rzeczywistość jako znaki czasu. W przypadku prześladowań na oczach wielu ludzi realizują się także inne słowa Pisma: „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. Nie potrafimy określić, jakie dobro może wyniknąć z cierpień milionów wierzących.

Męczeństwo starożytnych chrześcijan nie tylko nie złamało Kościoła, ale nadało wiarygodność misji ewangelizacyjnej. Ostatnio agencja misyjna Asia Harvest podała, że w Chinach obserwuje się wielkie przebudzenie religijne – ok. 30 tys. osób dziennie nawraca się na chrześcijaństwo. Niektórzy interpretują to jako Boże wynagrodzenie za śmierć 30 tys. chrześcijan w 1900 roku. Chińskich chrześcijan oskarżano wówczas o służbę zachodnim władcom. Dziś te wydarzenia procentują w drugą stronę. To dlatego chrześcijaństwo zawsze było niepoprawnie optymistyczne. Nasze myślenie nie nadąża najczęściej za logiką łaski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.