Patrzyłem, jak umierał święty!

Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego

|

GN 14/2006

publikacja 30.03.2006 09:06

W swoim życiu dotykałem kilku osób świętych. Jan Paweł II był jednym z takich ludzi – wspomina ks. prałat Konrad Krajewski, papieski ceremoniarz.

Papiescy ceremoniarze bp Piero Marini  i ks. prałat Konrad Krajewski Papiescy ceremoniarze bp Piero Marini i ks. prałat Konrad Krajewski
(z prawej) na trumnie Jana Pawła II złożyli ksiegę Ewangelii.
Henryk Przondziono

Konrad Krajewski
(ur. 1963 r.) kapłan archidiecezji łódzkiej. W 1995 r. obronił doktorat z liturgiki na Uniwersytecie św. Tomasza (Angelicum) w Rzymie. Od 1998 r. papieski ceremoniarz liturgiczny, najpierw u boku Jana Pawła II, obecnie Benedykta XVI. Kilka razy w roku zamyka się w klasztorze ojców kamedułów na dni skupienia i medytacji.



Tego świętego człowieka dotykałem przez kilka długich lat. To było przedziwne. Każdy, kto znajdował się na Placu św. Piotra, w bazylice watykańskiej, podczas pielgrzymek, stwierdzał: on mówił do mnie, on mnie dostrzegł, on mnie zauważył, on zmienił moje życie. Jak to możliwe? To były przecież milionowe zgromadzenia… Ci ludzie przychodzili w te miejsca spotkać Jezusa Chrystusa, którego reprezentował Jan Paweł II. Wiedziałem, że dotykam osoby świętej. W ostatnich latach przed każdą celebracją chodziłem do spowiedzi. Czasem tych celebracji było kilka w tygodniu. Wiem, że denerwowałem spowiednika. Zdawałem sobie sprawę, że gdy zakładam mitrę lub podaję pastorał, to Ojciec Święty będzie reprezentował Boga. Będzie znakiem widzialnym Niewidzialnego. On zaczynał nauczać, mówił w imieniu Boga: musisz się wspinać na szczyty, byś mógł żyć tu, na nizinach; wypłyń na głębię; twoje cele muszą być większe niż potrzeby; jeśli nikt nie będzie od ciebie wymagał, to sam zacznij od siebie wymagać. I potwierdzał to wszystko swoim życiem. Nauczyciel to nie fontanna tryskająca wiedzą. Albo jest świadkiem, albo jest obcy dla swoich wychowanków. A świadek musi reprezentować sobą to, czego naucza. Musi reprezentować Tego, którego głosi. Dziś nie potrzebujemy podręczników, z których można czytać, ale ludzi będących czytelnym znakiem. Tekstem, który czytają uczniowie jest obecność nauczyciela. Patrzyłem, jak umierał święty i pytałem sam siebie, dlaczego ja nie jestem święty?

Biskup płacze jak dziecko
To był przedziwny czwartek. Wiedzieliśmy od kilku miesięcy, jak Ojciec Święty cierpi. Mnie i bp. Mariniego powiadomiono, żebyśmy przyszli do apartamentu. Ojciec Święty nas pobłogosławił. Nic nie mówił. Tak jak nigdy nic nie mówił, przygotowując się do sprawowania liturgii – do rozmowy z Bogiem. Ilekroć zamierzał rozmawiać z ludźmi, najpierw rozmawiał z Bogiem. Tak było zawsze w zakrystii. Ojciec Święty wyciągnął rękę do bp. Mariniego, a ten płakał jak dziecko. Widziałem swojego przełożonego, najbardziej znanego biskupa na świecie, jak płakał. Były to łzy przed rozpoczynającą się liturgią. Liturgią zjednoczenia się z Tym, który przez Papieża był ciągle celebrowany i przywoływany na ołtarz. Ojciec Święty znów nam błogosławił. Bo kapłan powinien całym swoim życiem błogosławić. Nikt z nas nie myślał o bólu i cierpieniu Papieża. To wiedzieliśmy od kilku lat. Jedyne pytanie, jakie rozbrzmiewało: dlaczego ja nie jestem święty?

Potem było nocne czuwanie. Kiedy odmawiałem Różaniec przy łóżku Ojca Świętego, przychodziły mi różne myśli, ale jedna ciągle uporczywie powracała: dlaczego nie jestem święty? Co ja robię w tym miejscu – człowiek z dalekiej Łodzi? Co ja tam robię, skoro nie jestem święty?

Cały świat na kolanach
Nie dziw się, że cały świat się zatrzymał i na chwilę przyklęknął. Nagle zabrakło tego, który całym swoim życiem reprezentował Boga. On stał się czytelnym znakiem Boga dla wszystkich. Nawet jak już nie mówił i tak wszyscy go rozumieli. Nawet niewierzący. Zdumiewali się wszyscy. Coś im kazało natychmiast jechać do Rzymu. Wychodzić na ulice, iść w nocy do kościoła. Zapalali tysiące zniczy w oknach, na ulicach, przy pomnikach. Świat się zatrzymał w zadumie. Wszyscy pytali, co to ma znaczyć, a ja patrzyłem, jak umierał święty.

Dopiero po czasie dotarło do mnie, że cały świat się modlił. Każdy w swoim języku. Płakaliśmy. Ale płakaliśmy nad sobą, nad tym, co się dzieje w moim i Twoim życiu. Wtedy zrozumiałem, że przyjaźń polega na tym, że dzięki drugiemu człowiekowi staję się lepszy. Dlatego Papież był przyjacielem każdego z nas. Dzięki niemu staliśmy się lepsi.

Ale dlaczego nie jestem święty?
W długich przygotowaniach do pogrzebu, ilekroć wypełniałem swoje obowiązki przy zmarłym Papieżu, wraz ze łzami powracało to nurtujące pytanie. Przecież przyjąłem ten sam chrzest, co Matka Teresa i Jan Paweł II, tak samo zostałem namaszczony, w moich dłoniach rodzi się Chrystus, udzielam Mu swego głosu. Przyjmuję Go każdego dnia i staję się jak tabernakulum – miejscem Jego przechowywania, namiotem spotkania z Bogiem, a nadal nie jestem święty!

Może nie potrafię się oddać całkowicie i do końca? Może nie potrafię powiedzieć Totus Tuus – cały jestem Twój, bo nie jestem przejrzysty i klarowny do końca. Ile we mnie jeszcze ciemnych zakamarków, ukrytych przed innymi sfer, o których nie chcę, aby ktokolwiek się dowiedział, z których ciągle nie rezygnuję? Ciągle nie jestem przezroczysty, a reprezentować Boga trzeba całym sobą! Prawdą jest, że król jest nagi w oczach swoich sług. My, im bardziej poznawaliśmy Jana Pawła II, tym bardziej byliśmy przekonani o jego świętości – w każdej chwili jego życia.

Najuboższy papież
Nikt po śmierci Ojca Świętego nie mówił o nim jak o zmarłym. Jeśli człowiek jest pełen Pana Boga, to nawet po śmierci mówi i uczy, że człowiek jest nieśmiertelny. Dobro nie umiera! Dlatego na pogrzebie obecny papież mógł powiedzieć, że Jan Paweł II jest teraz z nami w oknie. I nawet niewierzący w życie po śmierci bili brawo i patrzyli w okno. Niemówiący mówił najwięcej. Jeśli się oddasz Panu Bogu, to będziesz mówił o Nim całym sobą w tym i w przyszłym życiu. Już czas iść za jego przykładem, stać się ambasadorem Boga. Ale najpierw trzeba wyrzec się siebie. Zrozum mnie dobrze: porzucić siebie.
Czy wiesz, że Papież umarł jako jeden z najuboższych ludzi? Gdy umierał, nie miał nic w swoim pokoju: tylko kilka książek, Pismo Święte i trzy, cztery sutanny. Kiedyś otworzył szafę, zobaczył tych kilka sutann i powiedział siostrze: Siostro, mnie wystarczy tylko jedna. Czy coś z tego rozumiesz?

Zaczęło do mnie docierać, co to znaczy być świętym. Każdy musi do tego dojść sam. Pozwól poprowadzić się Bogu na piękne drogi głoszenia Jego Ewangelii. Jest tylko jeden warunek: musisz Mu oddać wszystko. Ale czy wiesz, co oznacza słowo „wszystko”?

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.