Pamięć i kontynuacja

Andrzej Grajewski

|

GN 43/2022

publikacja 27.10.2022 10:15

Arcybiskup metropolita katowicki Wiktor Skworc mówi o historycznej kontynuacji struktur kościelnych utworzonych przed stu laty.

Arcybiskup Wiktor Skworc, metropolita katowicki. Arcybiskup Wiktor Skworc, metropolita katowicki.
henryk przondziono /foto gość

Andrzej Grajewski: Jakie znaczenie miało powołanie przez Piusa XI Administracji Apostolskiej dla polskiej części Górnego Śląska?

Abp Wiktor Skworc: To był pierwszy krok w stronę powołania diecezji na tych terenach. Stolica Apostolska zwykle tak działała, że tam, gdzie nie było stabilizacji politycznej, tworzyła strukturę tymczasową jako przygotowanie do powstania nowej diecezji. Dlatego lata 1922–1925 były bardzo ważne dla tworzenia i rozwoju samodzielnej struktury kościelnej, gdyż wtedy powstały najważniejsze instytucje przyszłej diecezji śląskiej, czyli katowickiej. W tym kontekście wyjątkowa była także rola administratora apostolskiego ks. Augusta Hlonda. Jego nominacja dla wielu środowisk na Górnym Śląsku była sporym zaskoczeniem, gdyż nie był on szerzej znany i przebywał poza jego terenem, chociaż zawsze się z nim identyfikował. Jako administrator znalazł wielu miejscowych duchownych diecezjalnych, których wybrał na swoich współpracowników, i oni znakomicie sprawdzili się przy organizacji administracji apostolskiej, a później diecezji. Ich działania w latach 1922–1925 położyły mocny fundament pod diecezję katowicką, która powstała w 1925 roku.

Tekst pochodzi z dodatku "Mocny fundament" dostępnego z wydaniem 43/2022 "Gościa Niedzielnego".

Kiedy czyta się dokumenty z tamtych lat, widać, że sporej części duchowieństwa górnośląskiego żal było zrywać kontakty z Wrocławiem.

Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż powstanie administratury oznaczało odłączenie od diecezji, z którą Kościół na Górnym Śląsku był związany od wieków. Praktycznie wszyscy śląscy księża kończyli seminarium wrocławskie, które miało bardzo dobrą opinię. Warto wiedzieć, że w tym seminarium był lektorat języka polskiego dla tych, którzy w przyszłości deklarowali gotowość do pracy duszpasterskiej na terenach, gdzie przeważała ludność polska. Zresztą wszyscy księża pracujący na Górnym Śląsku w jakimś stopniu władali językiem polskim i wsłuchiwali się w mowę ludzi, którym posługiwali. Wielu spośród nich zostało tutaj i po 1922 roku angażowało się w budowę tej nowej struktury.

Jednak biskup wrocławski kard. Adolf Bertram nie chciał tego podziału.

Niewątpliwie kard. Bertram chciał zachować wpływ na utworzoną przez siebie delegaturę biskupią na Górnym Śląsku, a więc na tę część Górnego Śląska, która została przyznana Polsce. Jednak musiał mieć świadomość, że ostateczne decyzje będzie podejmował Watykan. I kiedy one zapadły, to w stosunku do utworzonej Administracji Apostolskiej nie miał wiele do powiedzenia, gdyż podlegała ona bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Tym bardziej nie miał, że w okresie powstań i plebiscytu nie zachowywał neutralności politycznej, ale zabiegał o to, aby Górny Śląsk pozostał niemiecki.

Stolica Apostolska nie miała wątpliwości, podejmując decyzję o podziale?

Musimy sobie zdawać sprawę, jaki wpływ miał w tym momencie administrator apostolski na urzędy watykańskie i na papieża Piusa XI, Achillesa Rattiego. Ksiądz Hlond poznał go najpierw w Wiedniu, a potem w Polsce, gdzie pełnił zadania wysokiego komisarza plebiscytowego na Górnym Śląsku i nuncjusza apostolskiego w Polsce. Możemy zatem zakładać, że ks. Hlond już wcześniej był źródłem informacji o sytuacji na Górnym Śląsku, które docierały do Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej i samego papieża.

Duchowieństwo Administratury Apostolskiej wywodziło się z dwóch szkół: wrocławskiej i krakowskiej, a więc niemieckiej i polskiej. Jakie to miało konsekwencje dla duszpasterstwa?

Tak jak w seminarium wrocławskim uczono podstaw języka polskiego na wypadek pracy na terenach diecezji wrocławskiej wśród ludności polskojęzycznej, tak w Administracji Apostolskiej w Katowicach zadbano o to, aby prawa katolików niemieckojęzycznych były poszanowane. Mieliśmy tutaj prawie w każdej parafii duszpasterstwo dwujęzyczne. Oczywiście zdarzały się też sytuacje konfliktowe. Zawsze znajdowali się tacy, którzy twierdzili, że duszpasterstwa w języku niemieckim jest za mało, a inni – że zbyt wiele.

Z pokolenia kapłanów tworzących Administrację Apostolską wyszło dwóch błogosławionych męczenników czasu II wojny światowej: ks. Emil Szramek oraz ks. Józef Czempiel. Czy można powiedzieć, co charakteryzowało kapłanów tej struktury?

Mieli świadomość, że budują coś nowego. Najważniejsza dla nich była fundamentalna zasada: „Salus animarum suprema semper lex esto” (Zbawienie dusz niech będzie zawsze najwyższym prawem), ale także tworzenie struktur, które my dzisiaj z perspektywy stu lat możemy oglądać. To m.in. w tamtych czasach dokonano zakupu terenu pod budowę katedry oraz centrum administracyjnego diecezji. Dzięki temu już w 1927 roku rozpoczęto budowę katedry w Katowicach. Już w 1928 roku poświęcono budynek seminarium duchownego w Krakowie, a właściwie konwikt, gdyż klerycy kształcili się na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chodziło o to, aby kler, który miał pracować w polskiej części Górnego Śląska, był kształcony w Krakowie, a nie we Wrocławiu. Zaleceniem Stolicy Apostolskiej było utworzenie seminarium w Katowicach, ale wtedy nie było tutaj uniwersytetu z wydziałem teologicznym oraz kadry profesorskiej. W Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim działał Wydział Teologiczny, stąd decyzja o umieszczeniu seminarium właśnie tam. Wtedy nie wyobrażano sobie innego modelu kształcenia duchownych niż na uniwersytecie. Do wyboru były Kraków i Lwów, ale administrator Hlond ze względów zarówno duszpasterskich, jak i politycznych oraz praktycznych wybrał Kraków. Dlatego patrząc wstecz, możemy powiedzieć, że trzy lata istnienia Administracji Apostolskiej, kiedy też inicjowano budowę nowych kościołów i tworzono parafie, były rozstrzygające dla losów przyszłej diecezji katowickiej. Możemy stwierdzić, że przyszła diecezja została wtedy zaprogramowana w najważniejszych aspektach jej dalszego istnienia i działania, a więc także w zakresie formacji duchowieństwa. Już same studia na Uniwersytecie Jagiellońskim i formacja w tak duchowo bogatym środowisku, jakim był Kraków, przynosiły owoce, widoczne w postawach księży.

Jakie były konsekwencje podziału diecezji wrocławskiej w dłuższej perspektywie?

Kiedy patrzymy na późniejsze losy diecezji wrocławskiej, która w 1945 roku całkowicie zmieniła swą tożsamość, stając się polską diecezją – z piękną, w dużym stopniu niemiecką tradycją, ale w miarę upływu lat całkowicie spolonizowaną – widzimy, jak wiele elementów tej tradycji przetrwało jedynie w diecezji katowickiej. Myślę tu o zaangażowaniu Kościoła w życie społeczno-kulturalne, o zaangażowaniu społecznym, charytatywnym. Diecezja wrocławska i opolska po 1945 zmieniły swój charakter. Po wysiedleniu ludności niemieckiej, w tym duchowieństwa, jej miejsce zajmowała ludność polska, wysiedlona z terenów wschodnich II Rzeczypospolitej, zajętych przez Związek Radziecki. W znaczącym stopniu wymieniło się też duchowieństwo, ukształtowane w innej tradycji. Zaś w diecezji katowickiej pozostało duchowieństwo i wierni z okresu międzywojennego, ukształtowani w tradycji wrocławskiej, ale już w tym dwudziestoleciu wzbogaceni studiami i formacją w Krakowie i innych polskich ośrodkach akademickich. Jednocześnie chciałbym mocno podkreślić, że okres międzywojenny, czas przynależności części Górnego Śląska do Polski znacząco go zmienił. Powstała miejscowa inteligencja, której częścią było także duchowieństwo. Przykładem tych zmian jest postać błogosławionego ks. Jana Machy. Kończy już w Polsce szkołę średnią, jest zaangażowany we wszystko, co polskie, później idzie na studia teologiczne do Krakowa i zostaje tak uformowany przez środowisko domowe, parafię i seminarium duchowne, że rozpoczynając pracę kapłańską w okresie okupacji, prowadzi szeroką działalność społeczną i charytatywną w ramach polskiej konspiracji.

Co nam z tamtych czasów zostało jako refleksja i pamięć, ale i zadanie na przyszłość?

To, co miało miejsce już w XIX wieku, ale także w okresie międzywojennym i później w czasach PRL, to działania Kościoła, biskupa, duchowieństwa będące reakcją na dostrzegane potrzeby wiernych, a wśród nich potrzebę nowych kościołów, parafii i wspólnot. Tam, gdzie powstawały nowe kopalnie czy inne zakłady pracy, budowano kościoły i tworzono parafie. Przykładem może tu być Jastrzębie-Zdrój. Mieszkańcy tego miasta odegrali tak ważną rolę w sierpniu 1980 roku, przesądzając o sukcesie robotniczego protestu, który zaczął się w Gdańsku i Szczecinie, oraz wpisali piekarski postulat wolnej niedzieli do pakietu zawartych wówczas umów społecznych. Od czasów Administracji Apostolskiej w diecezji katowickiej istniał silny związek Kościoła ze społeczeństwem, duchowieństwa z wiernymi, ze światem pracy, samorządem i inteligencją, którym Kościół – jak matka – towarzyszył w doli i niedoli, ewangelizując, wspierając rodzinę, podejmując zastępcze role społeczne oraz działając dla wspólnego dobra. Myślę, że to najważniejsze przesłanie tamtej epoki, aktualizowane w warunkach XXI wieku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.