Ekspresowy żołnierz

Jakub Jałowiczor

|

GN 43/2022

publikacja 27.10.2022 00:00

Weekendowe kursy wojskowe i strzeleckie nie zrobią specjalsa z cywila. Przyciągają za to ludzi, którzy nie znaleźliby czasu na dłuższe szkolenie.

W 17 jednostkach wojskowych na terenie Polski można nauczyć się podstawowych umiejętności wojskowych. Na zdjęciu: szkolenie „Trenuj z wojskiem” na terenie Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu. W 17 jednostkach wojskowych na terenie Polski można nauczyć się podstawowych umiejętności wojskowych. Na zdjęciu: szkolenie „Trenuj z wojskiem” na terenie Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu.
Jakub Kaczmarczyk /pap

Program „Trenuj z wojskiem” jest realizowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Wart 2,5 mln zł projekt „Strzelectwo dla każdego” organizuje resort sportu i turystyki. W tym drugim przedsięwzięciu w teorii nie chodzi o szkolenie przyszłych żołnierzy, ale oba programy dają umiejętności przydatne w stanie zagrożenia. Oba też są bezpłatne.

Świeże bułeczki

W kursach strzeleckich może wziąć udział w sumie 3740 osób. W treningu wojskowym mniej więcej drugie tyle – 17 jednostek prowadzi zwykle po dwa szkolenia, po 100 osób na każdym. Pierwszy z programów ruszył w lipcu, a drugi odbywa się tylko w październiku i listopadzie. W obu przypadkach zainteresowanie jest znacznie większe niż możliwości szkolących. – Mamy już komplet na pierwsze szkolenie wojskowe i 60 osób na drugi termin. A to i tak stosunkowo mało, bo wiem, że np. we Wrocławiu w ciągu tygodnia lista była zamknięta – mówi mjr Mariusz Wojtczyk z 15. Brygady Zmechanizowanej w Giżycku. Rozmawiamy niecały tydzień przed rozpoczęciem pierwszego kursu prowadzonego przez jego jednostkę. W toruńskim Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia dowiadujemy się, że na tamtejsze szkolenia zgłosili się ludzie z Gdańska, Tczewa, Mazur i całego województwa kujawsko-pomorskiego. Już na początku października brakowało miejsc na listopad.

Także w przypadku szkoleń strzeleckich nie ma problemów z frekwencją. Po uruchomieniu internetowych zapisów na konkretne zajęcia (w każdym bierze udział 20 osób) chętni zgłaszają się natychmiast. – W ciągu paru minut nie ma wolnych miejsc – przyznaje Paweł Stępień, prezes Klubu Sportów Obronnych w Świdnicy, instruktor strzelecki. – Wiem z rozmów, że np. komuś dopiero za trzecim razem udało się zapisać. Mieliśmy ludzi z Wrocławia i parę osób z województwa opolskiego, bo tu się dostały, a u siebie nie.

Strzela głowa

Strzelanie to dość drogi sposób spędzania czasu. Na jednorazowe wyjście na strzelnicę trzeba wyłożyć przynajmniej 120–130 zł, a często znacznie więcej. Amunicja jest tańsza dla członków klubów strzeleckich, ale wtedy doliczyć trzeba koszt samego uczestnictwa. Kilkugodzinne szkolenie z elementami taktyki kosztuje ok. 400 zł. Kurs finansowany w całości przez państwo przyciągnął więc ludzi, którzy dotychczas w ogóle nie mieli kontaktu z bronią. – To na pewno inna grupa niż osoby, które przyszłyby na inne szkolenia lub po to, żeby rekreacyjnie postrzelać – potwierdza Paweł Stępień. – Ludzie interesujący się militariami raczej już na strzelnicę trafili i mieli styczność z bronią, a ten program jest przeznaczony dla tych, którzy nie mieli jej w rękach. Niektórzy z tych, których szkoliliśmy, używali ASG albo broni pneumatycznej, ale większość nie robiła nawet tego.

W ciągu rozłożonych na dwa dni dziewięciu godzin zegarowych uczestnicy programu uczą się wszystkiego od podstaw – budowy broni, jej rozkładania i czyszczenia, wreszcie zasad celowania. W programie jest oddanie 350 strzałów, przy czym pierwsze 200 z broni pneumatycznej. Wiatrówki są prostsze w obsłudze, bo nie mają odrzutu, ale uczą podstaw celowania (np. tego, żeby nie próbować jednocześnie patrzeć i na muszkę, i na cel, bo wtedy pociski trafią w sufit) i odpowiedniego wciskania spustu. Kolejne 150 strzałów oddaje się z broni bojowej, w tym karabinów używanych na współczesnych polach walki.

Zdaniem Pawła Stępnia dwudniowy kurs daje uczestnikowi przydatną wiedzę. – Można nauczyć się obchodzić z bronią – uważa prezes KSO Świdnica. – Przez dwa dni nie zrobi się z kogoś sportowca, ale uczestnik jest w stanie opanować podstawy, w tym kwestie bezpieczeństwa. Strzela przede wszystkim głowa, zatem na początku chodzi o to, żeby się przełamać, i to uczestnicy będą już mieli za sobą. Dobrze by było, żeby to sobie za jakiś czas powtórzyli.

Ministerialny program ma w założeniu promować strzelectwo sportowe. Uczestnicy muszą mieć jednak ukończone 26 lat, więc nawet jeśli polubili strzelnicę, raczej nie zostaną już zawodowcami. Mogą ewentualnie zainteresować się trenowaniem po godzinach pracy.

– Nie wiem, czy te osoby będą kontynuowały karierę strzelecką, ale program wypełnia pewną lukę. W obecnych czasach każdy powinien radzić sobie z podstawowymi zagadnieniami z tej dziedziny, choćby po to, żeby sobie nie zrobić krzywdy – podsumowuje Paweł Stępień.

Cywile w pułapce

Uczestnicy programu „Trenuj z wojskiem” nie używają ostrej amunicji. Do nauki wykorzystuje się trenażery: na wielkim ekranie wyświetlane jest pole walki, a co celów mierzy się z atrap broni wyglądających tak samo jak prawdziwy kałasznikow czy uzi i strzelających laserem. – Bardzo sobie cenię trenażer. Dobrze przygotowuje do prowadzenia ognia i daje możliwość korzystania z różnego rodzaju broni – zapewnia mjr Mariusz Wojtczyk.

Wirtualna strzelnica to tylko jeden z punktów programu. Podczas 8-godzinnego pobytu w jednostce uczestnicy poznają podstawy surwiwalu, w tym np. różne sposoby rozpalenia ogniska w trudnych warunkach, będą się uczyć ewakuacji rannego z pola walki, rzucą granatem ćwiczebnym i potrenują walkę wręcz. Dzień zaczyna się od obejrzenia wojskowego wyposażenia. – To oczywiście nie jest tak, że uczestnik od razu siądzie za wolantem BWP-1 czy za kierownicą Stara, ale można wejść na sprzęt, dotknąć go, zaznajomić się z nim – wyjaśnia mjr Wojtczyk. W Toruniu cywile mogli z bliska obejrzeć moździerze samobieżne Rak i radary artyleryjskie Liwiec. Każdy program zakłada też marsz na azymut, podczas którego szkoleni wpadają w pułapkę i muszą wydostać się spod ostrzału.

– Mieliśmy 18-latka oraz 60-letnią panią – opowiada ppor. Dawid Chyła z toruńskiej jednostki. – Były osoby, które pierwszy raz trzymały broń, i takie, które po godzinach chodzą do szkół strzeleckich. Niektórzy wspominali czasy, kiedy 20 lat temu pełnili zasadniczą służbę wojskową. Mieliśmy zatem ogromne różnice w przeszkoleniu.

Niektórzy po krótkim szkoleniu uznali, że w razie zagrożenia czuliby się pewniej. Kilka uczestniczek stwierdziło z kolei, że noszenie kilkukilogramowego karabinu to dla nich za dużo. Najbardziej zainteresowani mogli też porozmawiać z obecnymi na miejscu rekruterami Wojsk Obrony Terytorialnej.

Niby krótko, ale…

Żołnierz dobrowolnej służby zasadniczej szkoli się przez rok. Ten z Wojsk Obrony Terytorialnej przechodzi kilkutygodniowe szkolenie, a potem regularnie odwiedza poligon. Trudno porównywać z tymi propozycjami jednodniowy kurs. Zwłaszcza że po odjęciu czasu na przejazdy i posiłki zostaje ok. 5–6 godzin właściwych ćwiczeń. Mimo to dr Jacek Raubo, analityk zajmujący się kwestiami bezpieczeństwa związany z Warsaw Enterprise Institute, chwali pomysł. – Nie nazywałbym tego szkoleniami, bo w ciągu jednego dnia można co najwyżej zaznajomić się z tematyką. Nie traktowałbym programu „Trenuj z wojskiem” jako sposobu zwiększania kompetencji obronnych, tu potrzebne byłoby dłuższe szkolenie – zastrzega analityk. – Uważam jednak, że to fantastyczna inicjatywa, bo pomaga uświadomić społeczeństwu, że armia to jego część. Społeczeństwo jest zaproszone do współpracy z wojskiem, tworzą się pewne więzi. To rzecz na co dzień nieuchwytna, ale ważna. Ludzie mogą zobaczyć jednostkę i zrozumieć rolę, jaką żołnierze odgrywają w trudnym momencie, który teraz przeżywamy. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.