Olimpiada spada z nieba

Leszek Śliwa

|

GN 06/2006

publikacja 01.02.2006 14:40

Kto wygra olimpiadę w Turynie? Wcale nie ten, kto zdobędzie najwięcej medali. Olimpiadę wygrają turyńczycy, bo tylko oni walczą o naprawdę wysoką stawkę.

Olimpiada spada z nieba

Jak oni chcą zrobić te igrzyska? Przecież tam nie ma śniegu. A zresztą Włosi to bałaganiarze, na pewno nie zdążą na czas – takie opinie dominują w Polsce. Czytamy i słyszymy o niewielkim zainteresowaniu Włochów sportami zimowymi, o armatkach produkujących pospiesznie śnieg, o rozkopanym Turynie. Niektórzy już zaczęli żałować, że nie wypalił projekt zorganizowania tej olimpiady w Zakopanem. Przecież u nas śniegu jest pod dostatkiem, a kibice na pewno by przyjechali. Czy mamy czego żałować, że przegraliśmy z Turynem? A może warto by było wrócić do olimpijskich marzeń?
Przed wyjazdem do Turynu sądziłem, że mieliśmy jakąś szansę na zorganizowanie olimpiady w Polsce, ale nie było to nam aż tak bardzo potrzebne. Teraz myślę dokładnie odwrotnie.

Rozkopany Turyn, czyli zmiana oblicza
Koło stadionu olimpijskiego krzątają się robotnicy. – Tu będzie przejście dla pieszych, jutro trzeba już to zacząć – dyryguje elegancki pan w kapeluszu. To inż. Alessandro Ferro, odpowiedzialny za wykonanie dróg wokół stadionu. – Zostało bardzo mało czasu – zagaduję. – Pochissimo (malutko) – zgadza się inżynier. – Ale niech się pan nie boi, na pewno zdążymy na czas – zapewnia.
Prace trwają w różnych częściach miasta, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to tylko kosmetyka. Na 4 lutego zaplanowano otwarcie nowo wybudowanego metra, ale obiekty olimpijskie są już od dawna gotowe. – Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby Włosi aż tak zamiatali ulice – śmieje się Ewa Topolewska-Mancini, od 20 lat mieszkająca w Turynie.

Remonty odbywają się nawet w… kościołach. – Tylu turystów przyjedzie na olimpiadę, na pewno wielu katolików. Musimy ich godnie przyjąć. Właśnie wyremontowaliśmy boczne nawy, jeszcze kończymy upiększanie głównego ołtarza – pokazuje don Roberto, proboszcz parafii La Visitazione.
Na środku Piazza Castillo – historycznego centrum miasta – staje gigantyczna konstrukcja o „kosmicznych” kształtach. – To największa taka budowla we Włoszech. Tu codziennie będzie się wręczać medale, a wieczorem mają koncertować Ricky Martin, Whitney Houston, Andrea Bocelli i inni – opowiadają organizatorzy.

– Turyn to jedyne miasto, w którym idea baroku została wcielona w życie. Nigdzie indziej nie ma tak długich, wielokilometrowych, wyłożonych marmurem barokowych alei z arkadami po obu stronach. Tymczasem mało kto o tym wie. Miasto kojarzy się głównie z Fiatem i Juventusem. Uważane jest za zadymiony ośrodek przemysłu. Teraz mamy niepowtarzalną szansę, żeby pokazać inne oblicze Turynu – wyjaśnia Bruno Vadalŕ, student architektury.

Brak śniegu, czyli czar alpejskich tras
Druga połowa stycznia. W Turynie bezchmurne niebo, dodatnia temperatura, ani płatka śniegu. W stolicy Piemontu odbędą się jednak tylko zawody halowe. Sportowcy dyscyplin rozgrywanych na wolnym powietrzu rywalizować będą w sześciu innych, alpejskich miejscowościach, niektórych oddalonych nawet o sto kilometrów od Turynu. Wioski olimpijskie będą aż trzy, żeby zawodnicy nie musieli daleko dojeżdżać.

Droga stopniowo pnie się w górę. W Pinerolo, gdzie w nowej hali odbędą się zawody w curlingu, śniegu też nie ma. Stoi za to oryginalny pomnik, przedstawiający górników pchających wózki ze… śniegiem. Napra- wdę to nie śnieg, tylko talk, bo kiedyś istniały tu kopalnie tego białego minerału. Ale miejscowi żartują, że teraz górnicy muszą dostarczyć śnieg na trasy i skocznie olimpijskie.

Za Pinerolo śnieg jednak już leży w zacienionych miejscach. Dojeżdżamy do Pragelato. Wysokość ponad 1500 metrów nad poziomem morza. Tu o medal będą walczyć Adam Małysz i pozostali polscy skoczkowie. Skocznia i trasy są pokryte śniegiem, po armatkach śnieżnych ani śladu. Jedenaście kilometrów dalej alpejskie trasy w Sestriere. Wysokość 2033 metry. Na olimpijskich stokach jeżdżą na nartach turyści.

Włoscy kibice, czyli Tomba la bomba
Na Piazza Vittorio Veneto, eleganckim placu w centrum Turynu, stoi gigantyczny namiot – olimpijski supermarket. Maskotki, koszulki, piłki, dresy – wszystko z logo igrzysk. W środku tłum ludzi, w większości rodziców z dziećmi, towar idzie jak woda. – To prawda, że dla Włochów liczy się głównie piłka. Ale od czasów Alberto Tomby, zwanego u nas Tomba la bomba, mistrza narciarstwa alpejskiego, interesujemy się zjazdami i slalomami – mówi Bruno Vadalŕ.

– Biletów na hokej już prawie nie ma, chociaż Włosi nie przepadają za tą dyscypliną. Ale to przecież olimpiada, a ceny biletów są promocyjne. Aż do półfinałów każdy mecz można zobaczyć już za 20 euro. To dla Włochów niewiele – mówi Ewa Topolewska-Mancini, która podczas igrzysk będzie wolontariuszką. Ma pracować właśnie przy hokeju.

Olimpiada odbędzie się zresztą blisko granicy francuskiej, niedaleko jest także Szwajcaria, wielu kibiców przyjedzie z Niemiec i Austrii. Organizatorzy nie obawiają się więc, że trybuny będą świecić pustkami. Na Piazza Castillo, gdzie zaplanowano dekoracje medalistów i koncerty, wstęp będzie bezpłatny. Codziennie zbierze się tam 7–8 tysięcy ludzi.

Spadek po Fiacie, czyli śladami Barcelony
Turyn jest, a raczej był do niedawna jednym z najbogatszych miast Europy. Źródłem bogactwa stolicy Piemontu była w XX wieku fabryka Fiata. Przejeżdżamy przez wybudowaną po wojnie „fiatowską” dzielnicę Mirafiori. Dziś parking dla pracowników Fiata jest prawie pusty. Firma pogrążyła się w poważnym kryzysie, od kilku lat jest coraz gorzej. W zwolnieniach grupowych tracą pracę kolejni mieszkańcy miasta. Większość produkcji przeniosła się do innych krajów, m.in. do Polski, gdzie siła robocza jest tańsza. – Fiat był źródłem bogactwa, a okazał się przekleństwem miasta. Był tak mocny, że nie dopuszczał do Turynu żadnej innej firmy. Teraz upadając, pociąga wszystkich za sobą. Jest coraz większe bezrobocie, największym pracodawcą w Turynie stał się Urząd Miasta – wyjaśnia Bruno Vadalŕ. – Nic nie mogło teraz nas spotkać lepszego niż ta olimpiada. Można powiedzieć, że spadła nam z nieba. To ostatnia szansa Turynu, żeby pokazać światu inne oblicze i zacząć nowe życie. Przez kilka lat Vadalŕ mieszkał w Barcelonie. Podkreśla, jak wielkie znaczenie dla rozwoju tego miasta miała olimpiada w 1992 roku. – Musimy powtórzyć sukces Barcelony – dodaje. Chyba wszyscy turyńczycy myślą podobnie. Kiedy rok temu ogłoszono nabór na wolontariuszy mających za darmo pomagać przy organizacji igrzysk, zgłosiło się aż 40 tysięcy mieszkańców miasta. Ostatecznie wybrano i przeszkolono 20 tysięcy osób.

Olimpijskie Zakopane, czyli marzenia i rzeczywistość
Niektórzy polscy komentatorzy udowadniają, że olimpiada się nie opłaca, bo wydatki turyńczyków będą większe niż zyski ze sprzedaży biletów i wpływy z reklam. Trudno dziś przewidzieć, jaki będzie budżet po igrzyskach. Nie ulega jednak wątpliwości, że obracając dużymi sumami pieniędzy miasto, i cały region, mogło wybudować wiele nowych obiektów, i to nie tylko sportowych. Niejako przy okazji olimpiady powstało w Turynie metro. Na razie będzie otwarty tylko krótki odcinek, ale są już fundusze na szybką rozbudowę. Wioska olimpijska w dzielnicy Lingotto będzie służyć jako dzielnica mieszkaniowa. Inwestycje stworzą nowe miejsca pracy. Podobnie jak w innych miastach, które wcześniej organizowały olimpiadę, zapewne ożywi się ruch turystyczny. Na dłuższą metę Turyn na pewno zyska. Wydaje się, że proponując igrzyska w Zakopanem, Polacy popełnili duży błąd. Minęły już czasy olimpiad, w których wszystko działo się w jednej, małej miejscowości. Olimpiadę zimową mogłaby organizować cała Polska południowa. Głównym miastem byłby wówczas Kraków, a w Zakopanem, jak w Pragelato, rywalizowaliby sportowcy w kilku dyscyplinach. Ale porzućmy marzenia. Siedem olimpijskich miejscowości w Piemoncie łączy doskonała droga, częściowo autostrada. Wszędzie były już od dawna świetne hotele, wyciągi, trasy. Wszystko to moglibyśmy zbudować, gdyby przyznano nam organizację igrzysk. Bo wtedy zaczęłyby płynąć wielkie pieniądze. Ale nasz punkt startu w staraniach o igrzyska jest zbyt niski. Dlatego pozostaje nam tylko ściskać kciuki za naszych sportowców.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.