Teraz jest wieczność

Marcin Jakimowicz

|

GN 01/2006

publikacja 27.12.2005 15:07

Czas ucieka, wieczność czeka – przypominał kościelny wadowicki zegar młodemu Karolowi Wojtyle

Teraz jest wieczność Henryk Przondziono

Czekamy na nią jak na coś bardzo, bardzo odległego. Zrywamy setki kartek kalendarza. Tymczasem św. Tereska z Lisieux woła: „Każda chwila to wieczność. Czas jest tylko złudzeniem, snem. Bóg widzi nas już w chwale i cieszy się z naszej wiecznej szczęśliwości”. Teraz jest chwila naszego zbawienia. Nie jutro, za tysiące lat. Teraz.

Czereśnie
Z nieba lał się żar. Jechałem samochodem z Januszem. Pędziliśmy na jakiś koncert. Zielone pola Mazowsza zlewały się w jedną niewyraźną smugę. Za zakrętem zauważyliśmy siedzącą babuleńkę. Sprzedawała maliny i czereśnie. Stanęliśmy, kupiliśmy owoce, a po chwili „palce mieliśmy na oślep skrwawione ich sokiem”. Słuchaliśmy nowej płyty Triquetry. Pamiętam, że gdy zanurzałem rękę w papierowej torebce, głośniki samochodowego radia ryknęły: „STOP. Śmierci już nie ma”. Będziemy żyli wiecznie: najważniejszy telegram świata.

Rok później Janusz zmarł. „Bóg zatęsknił za swym dzieckiem tak bardzo, że zabrał je do siebie” – wyjaśniał na pogrzebie kapłan. Gdy zamykam oczy, widzę Janusza jedzącego soczyste czereśnie. Widzę słońce odbijające się w lusterku samochodu, pachnący las, słyszę refren piosenki: „Stop. Śmierci już nie ma”. Na drodze do Ciechanowa doświadczyłem przedsmaku wieczności.

„Jesteśmy linią, która ma początek, ale nie ma końca” – zapewnia dominikanin Tomasz Kwiecień. Gdy uczniowie przybiegli do Jezusa i z wypiekami na twarzy opowiadali: Panie, nawet złe duchy nam się poddają, On uspokoił ich: „Nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”. Skąd takie słowa? Bo demon, zły duch, nie jest zapisany w niebie. „Przestałeś istnieć na zawsze” – pisał o nim Ezechiel. Hebrajska wykładnia imienia LOCIFIR znaczy „ten, który się nie liczy”, albo „ten, który nie jest zapisany”.

Ty jesteś zapisany w Księdze Życia. Bóg, przygotowując mieszkanie na wieczność, myślał o tobie. Co więcej, Jego pomysł na niebo jest zdumiewający: „przepaszę się i będę im usługiwał” – opowiadał Jezus.
Wieczność. Brzmi pięknie, ale jakoś mało konkretnie – wzdychamy. – Można jej dotknąć już teraz – zapewniał mnie Moris, Mały Brat Jezusa. – Jestem przekonany, że Jezus siedzi teraz między nami – powiedział i wskazał na tapczan z taką wiarą, że przeszedł mnie dreszcz. Nikogo nie widziałem. Przede mną stało tylko puste, posłane łóżko. A jednak. Wiara pozwoliła nam zasmakować tego, jak będzie wyglądała wieczność.

Sok malinowy
Pół roku temu szliśmy po spękanej ziemi Hercegowiny. Otaczały nas rozsypujące się śródziemnomorskie domki. Byliśmy bardzo spragnieni. Nagle przed biały dom z czerwoną rozgrzaną dachówką wyszła kobieta. Zaprosiła nas do środka. Weszliśmy. Przyniosła wielki dzban zimnej wody z sokiem. Pyyycha. – Mam coś dla was – powiedziała po chorwacku. Przyniosła duże świece z wizerunkami Królowej Pokoju. Widziałem podobne w sklepie, kosztowały ponad 2 euro. Rozglądnąłem się po ubogiej chatce. Skąd tę kobietę stać na taki gest? Wydać na obcych kilkadziesiąt złotych? – Czemu Pani to robi? – spytał na odchodne Maciek. – Gospa (Maryja) tak kazała.

Poczułem się jak w przedsionku raju. Odległe słowo „wieczność” było na wyciągnięcie ręki. Jak na dzisiejszej okładce „Gościa”. Uchylasz drzwi i wkraczasz w inny świat. Jan Paweł II wspominał, że patrząc jako dziecko przez okno wadowickiego pokoju, widział kościelny zegar z napisem: „Czas ucieka, wieczność czeka”. Czas wciąż ucieka, a Papież już zanurzył się w wieczności.

My wciąż czekamy na nią, ale nie wiemy, za czym tęsknimy. Bóg od czasu do czasu uchyla rąbek tajemnicy. I wtedy wpadamy w zachwyt.

Pamiętam zdarzenie sprzed pięciu lat. Stałem w ogromnym tłumie. Czułem się bardzo zagubiony. Nie udzielał mi się jego entuzjazm, a na wznoszone ręce reagowałem wzruszeniem ramion. „Adorujmy Jezusa w Najświętszym Sakramencie” – usłyszałem w głośnikach. Wysoko, na ołtarzu, kapłan ustawiał monstrancję z ciałem Pana Jezusa. Nie widziałem niczego. Hostia stała prawie sto metrów ode mnie, na wysokich murach jasnogórskiego klasztoru. Nagle ze zdumieniem (i z ogromną ulgą, wypełniającą całą moją pustkę) poczułem, że czas się zatrzymał. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Czułem się jakby ktoś wpuścił mnie do przedsionka nieba. Tak, jakby Bóg odsłonił mi rąbek tajemnicy i powiedział: „Warto za tym tęsknić. Warto biec”. Oczy napełniły się łzami. Wyszeptałem jedynie: „Przyjdź, Panie Jezu”.

Zdarzyło się to pięć lat temu, ale świetnie pamiętam tę chwilę. Trudno opisać ją słowami: są bardzo bezradne. Bóg odnalazł mnie, zagubionego w dwustutysięcznym tłumie. Nie wiem, jak długo stałem zapatrzony w Hostię. Minutę? Kwadrans? Nieważne. Tysiąc lat było jak jeden dzień, a jeden dzień jak tysiąc lat. Po raz pierwszy w życiu doświadczyłem obecności Jezusa, który pokornie kryje się za kawałkiem chleba. W Jego obecności nie było nawet cienia oskarżenia.

Herbata
„U ludzi to niemożliwe, u Boga na wszystko jest czas. Zaświaty przyszły na świat i kręcą się wokół nas. I piją ze mną herbatę i sadzą cynie po wsiach” – śpiewa w swej ślicznej piosence Tomek Budzyński, zdradzając kwintesencję całego chrześcijaństwa! Zaświaty piją z nami herbatę, stoją na przystanku, cieszą się, płaczą. Jezus w łodzi, na weselu, przy kolacji. W najbłahszych sytuacjach dnia. Pan z szalejącymi dzieciakami na ręku. Zgłodniały Bóg, pytający: „Macie coś do zjedzenia?”.
Wieczność czeka. – Bóg jest bardzo stęskniony za nami.

Gdyby tak nie było, nie krzyknąłby: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął!” – wyjaśnia trapista Michał Zioło. – Twój Bóg tęskni i wzrusza się tobą. Wiem, to niemodne określenie. Ale tak jest! Bóg podchodzi do ciebie bardzo wrażliwy, łagodny, delikatny. Nie jest intruzem, nie może cię zgwałcić. Jest zbyt pokorny. Jest wiecznym żebrakiem, jak określiła Go Simone Weil. Stoi i jest tobą zafascynowany. Jest bardzo, bardzo bliski. Wkracza w twoje życie niespodziewanie. Istnieją piękne średniowieczne opowieści, w których Jezus zaskakuje cysterskich mnichów swoją mistyczną, rozpalającą serce obecnością w najbardziej zwykłych miejscach: w drewutni przy rąbaniu drewna, w stajni, na pastwisku przy pilnowaniu wołów...

Przy pisaniu na komputerze, oglądaniu meczu, smażeniu jajecznicy, czytaniu artykułu…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.