Ważna jest zadyma

Leszek Śliwa (współpraca Marcin Jakimowicz)

|

GN 39/2005

publikacja 21.09.2005 12:01

Dawno, dawno temu kibice chodzili na mecze, żeby dopingować swoją drużynę – tak mogłaby się zaczynać baśń dla grzecznych dzieci. Dziś normalni ludzie boją się,że na stadionie mogą oberwać kijem lub cegłą. Czy jest jakaś szansa, by poskromić stadionowych chuliganów?

Ważna jest zadyma Wspólnym wrogiem wszystkich kibiców jest policja. PAP/R. Sikora

Boiskowe chuligaństwo pojawiło się w Polsce w latach siedemdziesiątych. Teraz zdarza się, że chuligani w szalikach klubów sportowych potrafią opanować już nie tylko stadion, ale nawet centrum średniej wielkości miasta, jak niedawno zdarzyło się w Mielcu. Co trzeba zrobić, by opanować sytuację?
Być może jakąś receptą jest skorzystanie z wzorów angielskich. Jeszcze kilka lat temu postrachem sympatyków sportu na całym świecie byli kibice z Wysp Brytyjskich.

Tamtejszej policji udało się jednak częściowo ich poskromić. – Nam też się uda, jeśli wszyscy – policja, kluby sportowe, władze gmin, rząd, media i reszta społeczeństwa – będziemy grać w jednej drużynie. Bo do tej pory nie zawsze tak było – uważa komisarz Tomasz Pantak z Wojewódzkiej Komendy Policji w Katowicach. Żeby zwalczyć jakieś zjawisko, trzeba je najpierw dokładnie poznać. Tymczasem społeczeństwo ma często błędne przekonanie o światku kibiców. Większość ludzi wierzy w mity, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Mit pierwszy:to tylko chaotyczne bójki
Zwykle sądzi się, że grupa kibiców spotyka się tylko na meczu, jest niezorganizowana, a do bójek dochodzi spontanicznie pod wpływem emocji związanych z zawodami. Tymczasem subkultura kibiców jest bardzo złożona. Składa się z kilku współpracujących ze sobą grup (patrz: słowniczek). Przy każdym klubie, od pierwszej do czwartej ligi włącznie, stale działa grupa licząca od stu do trzystu osób. Około dziesięciu procent tych ludzi to tzw. hoolsi: niecofający się przed niczym przestępcy, których celem jest udział w bójkach. Przez cały tydzień trenują oni sztuki walki pod okiem profesjonalnych trenerów, by w sobotę być w formie.

– Kiedyś zasugerowaliśmy dyrektorce jednej ze szkół, aby nie wynajmowała sali gimnastycznej na treningi ludziom, o których wiedzieliśmy, że należą do hoolsów. Zrobiła wielkie oczy: „Jak to? To tacy mili chłopcy. Lepiej niech sobie ćwiczą, niż żeby mieli kogoś napadać”, oburzyła się. I nie posłuchała naszej prośby – wspomina kom. Pantak.

Największe bójki nie są spontaniczne. Ich czas i miejsce chuligani starannie planują. – Zaskoczyli nas 3 maja 2004 roku. Na zwykły mecz ligowy Ruchu z ŁKS przyjechali do Chorzowa hoolsi z całej Polski. Umówili się przez Internet, wiedząc, że 1 i 2 maja w Warszawie miała być demonstracja antyglobalistów i policjanci z całego kraju pojechali do stolicy. A Chorzów wybrali dlatego, że przez dwa lata był tam spokój – mówi starszy aspirant Michał Pogoda.

Mit drugi:kibice jednego klubu to monolit
Ludzie z zewnątrz mają skłonność uważać kibiców jednego klubu za zgodną grupę wandali i chuliganów, którzy niczym się od siebie nie różnią. W rzeczywistości jest inaczej. Wojtek jest ultrasem Ruchu Chorzów. Na stadionie krząta się zawsze dwie godziny przed meczem. Cierpliwie rozrysowuje układ flag, sektorów. Przed rokiem, kiedy kibice Ruchu wracali pociągiem z Krakowa, podeszło do niego dwóch hoolsów. Szerokie karki.
– Wstawaj. My będziemy teraz siedzieć, ty będziesz stał.
– Dlaczego? – zdziwił się.
– Bo my się za was bijemy – rzucili krótko.
W polskich klubach panuje hierarchia. Chuligani uważają się za elitę. Pozostałe grupy kibiców albo ich podziwiają, albo się ich boją.

„Ruch hools jest postrzegany w różny sposób – od potępienia jego działań, do ich aprobaty, i zależy to od tego, kto go ocenia i z jakiego punktu widzenia się to rozpatruje. Wiele osób krytykujących hools z satysfakcją czyta o sukcesach tej grupy i po cichu aprobuje jej działalność. Inni uważają to za zło, z którym trzeba bezwzględnie walczyć, a jeszcze inni są zafascynowani” – napisali na swojej stronie internetowej kibice Widzewa Łódź.

Mit trzeci: kibice rozrabiają, bo piłkarze przegrywają
Często winą za bójki na trybunach obarcza się piłkarzy. Ich słaba gra albo sprzedawanie meczów ma rzekomo denerwować kibiców. Tymczasem hoolsów zupełnie nie interesuje to, co dzieje się na boisku.
– Często nawet nie patrzą na murawę, tylko wypatrują wroga. Dla nich prawdziwy mecz to bitwa z kibicami rywali i z policją – dodaje Michał Pogoda.

Mit czwarty: nastolatkowie z marginesu
– Bardzo często czytam i słyszę, że kibice to kilkunastoletnie dzieci z rodzin patologicznych, które chcą się wyszaleć na meczu. Tymczasem to bzdura. Takich kibiców jest tylko kilka procent – ocenia Tomasz Pantak.

Nawet wśród hoolsów są właściciele firm, zarabiający po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, są studenci, są ojcowie rodzin. Zdarzają się ludzie różnych zawodów, o różnym wykształceniu. Niedawno zdemaskowano policjanta, który w ten sposób zabawiał się po służbie. Na ogół pieniędzy im nie brakuje, dobrze sobie radzą w życiu. Wielu z nich uczestniczy w gangach przestępczych. Łączy ich jedno. W weekendy lubią „dać komuś w mordę”. – Dla nich to rozrywka, zabawa, sposób na życie – twierdzi Michał Pogoda.

Co można zrobić?
– Po pierwsze nieuchronność kary. Po drugie koniec z anonimowością kibiców – wyliczają zgodnie policjanci. Twierdzą, że subkultura kibiców tak łatwo nie zniknie. Doświadczenia angielskie uczą jednak, że choć agresywni kibice są tam nadal, to jednak na stadionach i w ich okolicach może być bezpiecznie.
– Lepiej, gdy umawiają się na bójkę w jakimś lesie niż w centrum miasta – przyznają funkcjonariusze.
Anglicy wprowadzili imienne identyfikatory dla kibiców, kamery na trybunach i przepisy prawne pozwalające na szybkie i surowe karanie. Każdy kibic siedzi na wyznaczonym, numerowanym miejscu. Jest znany z imienia i nazwiska. Nie może chodzić po stadionie, nie może też wnieść żadnego niebezpiecznego przedmiotu ani maski na twarz.

U nas karty chipowe mają obowiązywać od rundy wiosennej przyszłego roku. Ich wprowadzenie może okazać się przełomowe. Gorzej jest z monitoringiem. Dobry istnieje na Stadionie Śląskim w Chorzowie, a także na obiektach Górnika Polkowice i Korony Kielce. Gdzie indziej jest znacznie gorzej.
– Wszystko rozbija się o pieniądze. Klubów nie stać na takie inwestycje – narzekają policjanci. Pieniędzy brakuje zresztą na wszystko, także na reorganizację samej policji. – Na Zachodzie istnieją wszędzie specjalne komórki w strukturach policji, zajmujące się wyłącznie kibicami. Nam do tego daleko – dodaje Tomasz Pantak. Pewne rzeczy można jednak zrobić bez pieniędzy. – U nas przepisy są takie, że muszę udowodnić, który kibic spowodował szkodę, rzucając kamieniem. Nie wystarczy dowieść, że rzucał. Nie wystarczy też dowieść, że biegał po trybunie z pałą i w masce na twarzy. Muszę mieć sfilmowane, że kogoś uderzył. Jeśli kara nie jest nieuchronna, bandyta czuje się bezpiecznie – mówi Tomasz Pantak. Podobnie jak w Anglii, wprowadzono w Polsce zakaz wstępu na mecze. Zapomniano jednak o… sankcjach dla tych, którzy ten przepis złamią.

Niezbędne jest współdziałanie ze strony klubów.
– To delikatna sprawa. Kluby są biedne i w dużej mierze zależne od płacących za bilety kibiców. Niektórzy działacze obawiają się, że bezkompromisowa polityka wobec kibiców może też się dla nich skończyć złośliwą dewastacją stadionu przez rodzimych bandytów – mówi kom. Pantak. Rok temu prezes Barcelony Joan Laporta wprowadził zakaz wstępu na mecze dla miejscowych ultrasów. Ale Barcelona ma sto tysięcy tzw. socios – ludzi wykupujących karnety na cały sezon. Chuligani są tam malutką garstką w porównaniu z normalnymi kibicami. U nas strach przed bandytami wyludnił trybuny.
– Wkrótce kibice znów mogą trafić na pierwsze strony gazet. Dowiedzieliśmy się, że wielu polskich hoolsów wybiera się do Anglii na mecz z Polską. Oczywiście nie po to żeby kibicować, ale by zmierzyć się z miejscowymi fanami. Chcą udowodnić, że są jeszcze groźniejsi – przestrzega st. asp. Pogoda.

Słowniczek kibica:

Hools (wym. huls):
Wysportowani, rośli mężczyźni, których zadaniem jest ochrona wszystkich pozostałych kibiców oraz barw klubowych, a także ataki na kibiców innych klubów. Są prowodyrami i uczestnikami wszystkich bójek. Uważają się za elitę kibiców. Ubierają się w stroje sportowe najlepszych, najdroższych firm. Nie każdy chętny może być hoolsem. Przyjmują do swego grona tylko najsilniejszych i najodważniejszych. Wzorem są słynący tężyzną fizyczną kibice angielscy.

Ultras: Ich zadaniem jest przygotowanie tzw. choreografii meczów: efektów pirotechnicznych, flag, transparentów itp. Tylko niektórzy z nich biorą udział w bójkach. Współpracują z hoolsami, czasem awansują w ich szeregi. Wzorem są pomysłowi kibice włoscy i hiszpańscy.

Szalikowcy: Kibice obwieszeni barwami klubowymi, podporządkowujący się hoolsom w sprawach „bezpieczeństwa” oraz ultrasom w sprawach „oprawy” meczów. Podobnie jak ultrasi tylko niektórzy z nich czasem biorą udział w bójkach.

Pikniki: Zwykli kibice, którzy dopingują swą drużynę, choć nie chodzą na wszystkie mecze. Jedyna grupa, którą interesuje tylko sport. Nie biorą udziału w bójkach. Hoolsi nazywają ich z pogardą „wypełniaczami stadionów”.

Ustawki: Umawiane przez Internet bójki pomiędzy hoolsami, w których często ustalona jest liczebność „wojsk” i rodzaj broni. Mogą być zorganizowane na stadionie, ale równie dobrze w lesie za miastem. Zorganizowane profesjonalnie – z dojazdem, opieką medyczną. Są także ludzie przyjmujący zakłady, która z „drużyn” wygra.

Młyn: Sektor na stadionie zajmowany przez kibiców. Niektóre kluby mają swoje nazwy na młyn: np. „żyleta” na stadionie warszawskiej Legii.

Psy: Tak pogardliwie kibice nazywają policjantów. Kibice różnych klubów zawierają sojusze, jak państwa prowadzące wojnę. Niektóre sojusze są trwałe, inne kończą się po kilku latach. Policja jest stałym i niezmiennym wspólnym wrogiem wszystkich.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.