Młodzi potrzebują Ojca Świętego

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 35/2005

publikacja 23.08.2005 09:51

Jutta i Winfried Konda wyjęli z szafki drewnianą stajenkę, żłóbek, Maryję i Józefa, pasterzy i Trzech Króli, tak jakby było Boże Narodzenie. Podczas tych dni w sercach młodych musi urodzić się Chrystus – mówili.

Młodzi potrzebują Ojca Świętego Marek Piekara

W nocy szopkę przypominała też słynna kolońska katedra, gdzie znajdują się relikwie Trzech Króli. To do nich codziennie w niekończącej się kolejce stali młodzi na placu katedralnym. Na niedzielnej Mszy św. na Marienfeld było też wielu małżonków z dziećmi. Najmłodszy uczestnik 60-osobowej pielgrzymki ruchu charyzmatycznego „Jesus Youth Kuwait” z Kuwejtu miał 7 miesięcy. I podczas całonocnego czuwania na kolońskich błoniach spał jak mały Jezusek okutany w tradycyjne chusty. Benedykt XVI często powtarzał w swoich przemówieniach fragment z Ewangelii św. Mateusza: „Przybyliśmy oddać Mu pokłon”.

Rock i oazy spokoju
Elina – maturzystka i Agris – student grafiki komputerowej z Rygi jechali na Światowe Dni Młodzieży trzy dni stopem. Choć nie mieli zakwaterowania, po przybyciu do Kolonii, zamiast do punktu informacyjnego, poszli najpierw do kościoła Wniebowzięcia NMP na Mszę Hiszpanów. – Przyjechaliśmy tu dla Pana Boga – wyjaśniał Agris.

Adrienne z Australii leciała do Kolonii samolotem ponad 30 godzin. A na spotkanie z Papieżem na podkolońskie błonia szła piechotą z bagażami kilka kilometrów. – Chcę się jakoś poświęcić – powiedziała. Młodzi przyjechali do Kolonii, żeby wspólnie się bawić i modlić. Codziennie w różnych punktach Bonn, Kolonii i Düsseldorfu odbywały się przedstawienia, koncerty zespołów rockowych, konferencje. Oazą spokoju stały się kościoły zamienione w centra duchowości.

U św. Marcina czuwali benedyktyni. U św. Apostołów – siostry miłosierdzia Matki Teresy z Kalkuty. Trzy razy młodzież zbierała się na olbrzymim Ren Energhy Stadion na Mszach i koncertach. Ale najważniejsze były spotkania w podmiejskiej kolejce, metrze. Na przystankach, gdzie czasem przymusowo trzeba było przespać noc, bo środki komunikacji wysiadły i nie mogły nadążyć z transportowaniem tylu chętnych. I te w hali 6 Koln Messe. W czasie wojny hale należały do obozu w Buchenwaldzie i pracowali tam jeńcy polscy. Teraz odbywała się tam spowiedź w kilkudziesięciu językach.

Stawiamy na niego
„Kolleluja!” – tak brzmiał tytuł artykułu na pierwszej stronie magazynu „Bild”, po przyjeździe Benedykta XVI do ojczyzny. To radosne zawołanie, będące zbitką dwóch słów: „Koln” i „Alleluja”, wyrażało nastroje komentatorów i świadków wydarzenia. Wydawało się, jakby młodzież z całego świata przybyła do Kolonii, by wprowadzić nowego Papieża do Niemiec, żeby dać mu wsparcie na kolejne podróże. Trzeba było widzieć brzegi Renu, kiedy Papież płynął „Energhie Ren”. Wydawało się, że setki tysięcy ludzi nagle przyszły opalać się nad rzekę. Wielu weszło po pas do wody i wiwatowało na jego cześć: „Benedetto!”. Jan Paweł II uwielbiał śpiewać „Barkę”. Jego następca symbolicznie wpłynął na statku – barce, żeby w obecności młodych z całego świata jeszcze raz zainaugurować swój pontyfikat. I to oni symbolicznie weszli do Renu, jakby chcieli na jego oczach odnowić swój chrzest.

– Niektórzy mówią, że Papa zna się na książkach i pasuje tylko do biblioteki, dzisiaj pokazaliśmy, że na niego stawiamy – powiedział Ronan z Irlandii, grający na kobzie. Przed spotkaniem ktoś rozdawał wydrukowany specjalnie numer magazynu „Bravo” z ogromnym hasłem: „Papa Bene – idol młodzieży”. Kiedy Benedykt XVI płynął Renem i szedł po schodach w stronę katedry, trzymając za ręce młodych, widać było, że jest ich idolem.

To samo czuło się podczas całonocnego czuwania na Marienfeld i niedzielnej Mszy. Młodzi szaleli na jego widok. A jedna z grup polskich niezwykle taktownie napisała na transparencie właśnie po niemiecku: „Kochamy cię Benedykcie XVI”. Papież mówił im, że trzeba chodzić na niedzielną Mszę św., przypominał ważność Eucharystii i miary prawdy oraz dobra. A oni mu klaskali. W wieczornym czuwaniu młodzieży z Ojcem Świętym na Marienfeld wzięło udział około 700 tys. młodych z całego świata. Następnego dnia na Mszy św. był już milion wiernych. Młodych wspomogli tutejsi. Piechotą i na rowerach przybywali z okolicy na Maryjne Pola.

Szukanie Boga
Wszystkich zaskoczyła niemiecka gościnność, a rozczarowała niemiecka organizacja. Na Marienfeld, gdzie zgromadziło się tyle tysięcy młodych, podczas oczekiwania na Ojca Świętego zdarzały się „puste miejsca”. Jakby na chwilę brakło programu i młodzi musieli wtedy zajmować się sobą. Nie wytrzymało też podłoże. Dawniej bagniste tereny Marienfeld, mimo osuszenia i gruntownych zabezpieczeń, zaczęły nagle puszczać wodę. I niektórzy pielgrzymi nocowali w błotku.

Ale młodzi radzili sobie ze wszystkim. Kiedy pod koniec Mszy polskiej nad Tanzbrunnen przeszła ogromna ulewa, młodzież nie tylko z Polski, ale z USA, Włoch i Hiszpanii zaczęła bawić się na deszczu. Nie trzeba było jechać na przystanek Woodstock. Na ŚDM przyjechał jako wolontariusz Qui z Chin, od dwóch lat mieszkający w Niemczech. Mówił o sobie, że jest poszukujący i w obecności kolegów szukał Boga pod stolikiem szkoły, w której mieszkał w czasie spotkania. Nie spotkałam go dziś, żeby zapytać, czy Go znalazł.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.